Jej syn stanął przed ukraińskim sądem za zabicie cywila. "Powiedzieli, że go nie oddadzą"

Źródło:
Meduza

Niezależny portal Meduza dotarł do matki rosyjskiego żołnierza Wadima Szyszymarina, sądzonego w Ukrainie za zabicie cywila. Kobieta mieszka w mieście Ust-Ilimsk w obwodzie irkuckim. Powiedziała dziennikarzom, że chciałaby, aby jej syn wrócił do domu. Nie wierzy także, że popełnił zbrodnię.

Portal Meduza zastrzegł, że nie może ujawnić nazwiska swojej rozmówczyni, które różni się od nazwiska jej syna. Podał jedynie jej imię - Lubow. Kobieta mieszka w mieście Ust-Ilimsk w obwodzie irkuckim.

13 maja przed sądem w Kijowie ruszył proces jej syna, 21-letniego Wadima Szyszymarina. Według oskarżenia wojskowy w pierwszym tygodniu inwazji zbrojnej Rosji na Ukrainę zastrzelił 62-letniego cywila, mieszkańca wsi Czupachiwka w obwodzie sumskim.

Relacja tvn24.pl: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ

Najstarszy syn

Rozmówczyni Meduzy powiedziała, że ma pięcioro dzieci. Wadim jest najstarszy. Został wychowany przez ojczyma. Ukończył dziewięć klas szkoły podstawowej, a później zawodówkę. Pracował w zakładzie samochodowym w Moskwie. Przeprowadził się do rosyjskiej stolicy, bo było tam więcej możliwości pracy i nauki. Miał też dziewczynę.

Pytany, dlaczego syn poszedł do wojska, Lubow odpowiedziała, że "był zdolny do służby wojskowej i że przecież wszyscy służą".

Brak kontaktu

Matka Wadima twierdzi, że nie wiedziała, iż został wysłany na wojnę. On sam - jak podkreśliła - jej nic nie mówił. Zanim wyjechał do Ukrainy, powiedział, że "nie będzie z nim kontaktu". "Mamo, mój telefon nie będzie działał przez tydzień. Rezygnuję z niego. Jeśli ktoś powie, że wyjechałem do Ukrainy, nie wierz" - cytowała jego słowa.

Pytana, czy syn celowo zaprzeczał wszystkiemu, czy sam nie wiedział, że jedzie na wojnę, odpowiedziała. - Nie wiem. Kiedy dzwonił, (żołnierze - red.) stali na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Powiedziano im, że pojadą szybko tam i z powrotem i na tym się skończy.

W niewoli

1 marca Lubow dowiedziała się, że jej syn jest w niewoli. Wtedy zaczęła działać. Zwracała się do ministerstwa obrony i innych władz. Odpowiadano jej: "robimy wszystko, prosimy czekać". - Wciąż odpowiadają w ten sposób - stwierdziła. Władze Rosji przyznały jedynie, że Wadim jest więźniem, a dokładniej, że ma status więźnia.

Kobieta skontaktowała się z rodzinami innych więzionych w Ukrainie żołnierzy. - Razem jest łatwiej. Wsparcie jest potrzebne. Wiele osób dzwoniło, nawet nieznajomi, nawet ci, którzy nie mają dzieci w niewoli, po prostu zwykłe matki. Z Krasnojarska, Moskwy, Orła, Mordowii - powiedziała Lubow.

Co myśli o sytuacji, w której znalazł się jej syn? - Z jednej strony rozumiem, że jest żołnierzem kontraktowym, sam się na to pisał. Z drugiej - to przecież moje dziecko. Nie wiem, jak tam było, kto strzelał, a kto nie. Rozumiem, że Wadim nie ma wyjścia i nie może powiedzieć: nie, nie zrobiłem tego - stwierdziła matka Szyszymarina.

"Miłe, sprawiedliwe dziecko"

Kobieta nie chciała, by syn został żołnierzem. Myślała, że pójdzie na studia. Mówi o Wadimie, że jest "miłym, sprawiedliwym dzieckiem". - Nie miałam z nim żadnych problemów. Uczył się dobrze i zawsze mi pomagał. Siostra jest od niego młodsza o rok i dziewięć miesięcy. Opiekował się nią. Jestem z niego dumna - podkreśliła rozmówczyni Meduzy.

Jej zdaniem, Wadim nie mógł zabić człowieka. Stwierdziła, że przyznał się być może dlatego, bo został do tego zmuszony.

Lubow powiedziała dziennikarzom, że chciałaby, aby jej syn wrócił do domu. Dopytywała się, jak można to zrobić. Przyznała, że pojechałaby po niego do Ukrainy. Powiedzieli jej jednak, że "go nie oddadzą". - Po prostu powiedzieli, że w żaden sposób. To wszystko. W żaden sposób - dodała.

Autorka/Autor:tas/kg

Źródło: Meduza

Tagi:
Raporty: