Warszawa - to tutaj sprzedaje się najwięcej narkotyków w Polsce. Każdego dnia policja zatrzymuje w stolicy kilkadziesiąt osób posiadających narkotyki lub handlujących nimi. Najmłodszy zatrzymany diler miał... 13 lat. Jak wygląda walka na pierwszej linii antynarkotykowego frontu?
Warszawa to jedyne miasto w Polsce, gdzie z narkotyków żyją całe kamienice. Handel narkotykami to też w stolicy często rodzinny biznes - wynika z relacji oficerów operacyjnych policji.
Diluje cała rodzina
- Mieliśmy rodzinę: tata, mama plus trzech synów. W czasie kiedy dwóch było w szkole, dilerką zajmował się od rana tatuś z dorosłym już synem. Jak wracali ze szkoły, tata z synem brali już sobie "wolne", a do późnego wieczora dilowali synowie, którzy przyszli ze szkoły. Cała rodzina utrzymywała się tylko i wyłącznie z tego procederu - opowiada reporterowi "Czarno na białym" w TVN24 oficer operacyjny policji.
Najmłodszy diler zatrzymany w Warszawie miał 13 lat. Narkotykowi bossowie zatrudniają coraz młodszych ludzi, bo szukają coraz młodszej klienteli. - Zatrzymano go po pościgu, w torbie było dwa i pół kilograma marihuany. Okazało się, że to był diler, który już kilka lat był na rynku, a miał dopiero 17 lat. Proponował policjantom 90 tysięcy za odstąpienie od czynności, bo tyle pieniędzy miał w domu, w gotówce - relacjonuje policjant.
Bez sumienia. "Nikt pistoletu do głowy nie przystawia"
Na warszawskich ulicach policjanci muszą zauważyć tych, którzy chcą być niewidoczni - dilerów narkotyków. Funkcjonariusze doskonale wiedzą, gdzie można kupić biały proszek. Nie muszą nawet dokładnie sprawdzać samochodu, by odnaleźć to, czego szukają.
Najczęściej diler ma przy sobie tylko jedną działkę, by gdy zobaczy policjantów, mógł ją połknąć. Hurtownicy dysponują jednak o wiele większymi ilościami narkotyków. W lodówce jednego z nich warszawscy funkcjonariusze znaleźli nielegalne substancje o wartości ponad miliona złotych.
Aresztowania w "narkotykowy fach" są wpisane w zawód i osoby go uprawiające z tym się liczą. Liczą także to, że w ciągu miesiąca mogą zarobić nawet 70 tys. złotych miesięcznie.
Czy "sprzedawcy śmierci" mają wyrzuty sumienia, że ktoś przez narkotyki ginie? Oto odpowiedź jednego z nich: - Nikt nikogo nie zmusza, nikt pistoletu do głowy nie przystawia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24