Poseł Jan Widacki (Demokratyczne Koło Poselskie) stanie jednak przed warszawskim sądem. Jest oskarżony m.in. o nakłanianie świadków do fałszywych zeznań.
Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie uchylił decyzję Sądu Okręgowego Warszawa-Praga z kwietnia tego roku o zwrocie aktu oskarżenia do śledztwa - poinformowała rzeczniczka SA sędzia Barbara Trębska. SA uwzględnił tym samym zażalenie prokuratury na tę decyzję.
Sąd okręgowy pod przewodnictwem sędziny Barbary Piwnik (ministra sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera) podjął taką decyzję wobec braków materiału dowodowego. Sąd przychylił się do wniosków obrony, która zwracała uwagę, że materiał dowodowy jest niepełny i opiera się na twierdzeniach wielokrotnego przestępcy. Jednak sąd apelacyjny był innego zdania. - SA uznał, że braki w materiale nie są na tyle istotne, by trzeba było zwracać sprawę do śledztwa - powiedziała Trębska.
Znany adwokat oskarżony
Latem 2007 r. białostocka prokuratura oskarżyła Widackiego - znanego adwokata z Krakowa, w przeszłości m.in. wiceszefa MSW i ambasadora Polski na Litwie - o nakłanianie świadków do składania fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania karnego, za co grozi do 5 lat więzienia. Widacki twierdzi, że śledztwo było od początku tendencyjne.
Posła oskarżono o to, że miał nakłaniać świadka Sławomira R. (32-letniego recydywistę, który odsiaduje karę 25 lat m.in. za zabójstwo) do składania nieprawdziwych zeznań, korzystnych dla bronionego przez Widackiego szefa gangu pruszkowskiego Mirosława D., ps. Malizna. Inny zarzut to rzekome naciski na lobbystę Marka Dochnala, by przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen nie oczerniał Jana Kulczyka, którego Widacki był pełnomocnikiem. Trzeci zarzut dotyczy przekazywania grypsów przez Widackiego. Akt oskarżenia (oskarżono w sumie sześć osób) trafił najpierw do sądu w Białymstoku; potem - do Warszawy.
O przestępstwie zawiadomił więzień
Większość zaleconych prokuraturze przez sąd czynności dotyczyć miała właśnie Sławomira R. To on powiadomił w kwietniu 2005 r. o rzekomym przestępstwie Widackiego wiceszefa sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen posła PiS Zbigniewa Wassermanna, a potem prokuraturę.
Sąd polecił też prokuraturze sprawdzenie, czy - a jeśli tak, to w jaki sposób i po czyjej decyzji - R. jako więzień szczególnie niebezpieczny miał dostęp do telefonu komórkowego i telewizora. Sąd chciał też by prokuratura zbadała m.in. "pozaprocesowe" kontakty R. z prokuratorami i funkcjonariuszami CBŚ, a także z b. dziennikarką "Wprost" Dorotą Kanią (odwiedzała go w areszcie, ale w dokumentacji aresztu jest zapis, że wtedy odwiedził go adwokat; ma być wyjaśniane, czy nie złamano przy tym prawa).
Widacki jest członkiem komisji śledczej, która bada rzekome naciski na służby specjalne za rządów PiS. Przeciw temu wyborowi był klub PiS, który powoływał się na akt oskarżenia Widackiego. PiS zbojkotował głosowanie nad składem komisji, a potem żądał wyłączenia go z komisji.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24