Polscy prokuratorzy nie będą mogli uznać za dowód w śledztwie pierwszych zeznań kontrolerów ze smoleńskiego lotniska. Ich "niedopuszczalność" stwierdziła strona rosyjska. - To stanowisko jest wiążące dla polskiego śledztwa - poinformował Wojskowy Prokurator Okręgowy płk Ireneusz Szeląg. Polscy śledczy nie rezygnują jednak z chęci ponownego przesłuchania pracowników lotniska w Smoleńsku. - Ta okoliczność utwierdza nas w tym przekonaniu - zaznaczył prokurator.
Jak wyjaśniał płk Szeląg na piątkowej konferencji, "podstawą dopuszczalności o uznanie za dowód w polskim postępowaniu karnym materiałów, otrzymywanych w drodze pomocy prawnej, musi być spełnienie przez nie kryteriów zawartych w artykule 3. Konwencji strasburskiej i artykułu 587 Kodeksu Postępowania Karnego". - Te dwie przesłanki muszą zachodzić łącznie - tłumaczył prokurator.
Przesłuchania Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenki mogłyby zostać zatem uznane za dowód tylko wtedy, jeśli byłyby "zgodne z porządkiem prawnym państwa wzywanego do pomocy prawnej i zgodne z porządkiem prawnym w Polsce".
Decyzja Rosjan wiąże polską stronę
- Decyzja prokuratury rosyjskiej o uznaniu tych przesłuchań za niedopuszczalne powoduje, że jeden z warunków, o których mówiłem, został utracony. Co za tym idzie, stanowisko strony rosyjskiej, o tym że dowody te są niedopuszczalne, jest wiążące w polskim śledztwie - stwierdził jednoznacznie pułkownik Szeląg.
Dodał, że "niezależnie od tego", te dokumenty - czyli protokoły przesłuchań kontrolerów, których dokonano w dniu katastrofy prezydenckiego TU-154 - pozostają w aktach, ale są "wyłączone z procesu wnioskowania".
"Przesłuchać ludzi z wieży"
Uważamy, że wszystkie osoby, jakie przebywały na terenie wieży kontrolnej, muszą być ponownie przesłuchane, i to z udziałem polskiego prokuratora. Liczba pytań cały czas się konkretyzuje. Płk Ireneusz Szeląg
Polska strona, po decyzji Rosjan uznającej za nieważne kwietniowe zeznania Ryżenki i Plsunina i przekazaniu protokołów z ich przesłuchania w sierpniu, zwróciła się jednak do prokuratury rosyjskiej "o wyjaśnienie tych stwierdzonych przez nich nieprawidłowości lub nierzetelności w pierwszych zeznaniach."
- Poza tym uważamy, że wszystkie osoby, jakie przebywały na terenie wieży kontrolnej, muszą być ponownie przesłuchane, i to z udziałem polskiego prokuratora. Liczba pytań cały czas się konkretyzuje - dodał Wojskowy Prokurator Okręgowy.
Zapytany przez jednego z dziennikarzy, czy nie boi się, że Rosjanie mogą tak samo postąpić (uznać za niedopuszczalne - red.) z protokołami przesłuchań innych świadków, Szeląg odparł: - To nie jest pytanie, na które prokurator wojskowy w ogóle powinien odpowiadać. My nosimy mundury oficerów Wojska Polskiego, a oficer WP nie boi się nikogo poza Bogiem, historią i może żoną.
Dwa protokoły, dwie wersje
Rosjanie, unieważniając zeznania kontrolerów złożone w kwietniu, powołali się na art. 166 rosyjskiego Kodeksu Postępowania Karnego. Wskazali na wątpliwości dotyczące "czasu i miejsca" przesłuchań oraz istniejące sprzeczności. Co ciekawe, uwagę na to zwrócili im polscy prokuratorzy wnioskowi. Z kwietniowych protokołów wynikało, że ci sami rosyjscy śledczy przesłuchiwali Ryżenkę i Plusnina w tym samym czasie w różnych miejscach.
Według informacji "Rzeczpospolitej" zeznania z sierpnia różnią się od tych składanych w kwietniu w następujących kwestiach: Podpułkownik Plusnin stwierdził, że przekazał załodze Tu-154 informację o 400-metrowej widoczności na lotnisku, mimo że jego zdaniem wynosiła ona wówczas 800 metrów. Dlaczego pilotowi powiedział co innego? Kontroler tłumaczył, że chciał zniechęcić załogę do lądowania. W sierpniu Plusnin zeznał już, że widoczność wynosiła dokładnie 400 metrów, a więc nie wprowadził nikogo w błąd.
Kolejna rozbieżność dotyczy ponoć trzeciej osoby, która podczas lądowaniu polskiego Tu-154 miała przebywać w wieży. Tuż po katastrofie Wiktor Ryżenko zeznał, że oprócz niego i Plusnina w dyspozytorni był pułkownik jednostki w Twerze o nazwisku Krasnokutski. Podczas ponownego przesłuchania o pułkowniku kontrolerzy nie wspominają.
W sierpniu kontrolerzy zeznali ponadto, że samolot z polskim prezydentem na pokładzie był sprowadzany według procedur cywilnych a nie wojskowych. - Z kontekstu kwietniowych relacji można było wywnioskować, że obowiązywały procedury wojskowe. Sprawa jest istotna przy ustalaniu ewentualnej winy za katastrofę. W przypadku uznania tego lotu za cywilny rosyjska obsługa wieży ponosiłaby mniejszą odpowiedzialność. W takich przypadkach bowiem ostateczna decyzja należy do pilotów - twierdzi "Rzeczpospolita".
Źródło: tvn24.pl, "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24