Wchodzenie w konflikt z prawem przeczy jego zasadom. Tym trudniej przyszło mu uwierzyć, że ma poważny problem ze strażą miejską. Funkcjonariusze oskarżyli Przemka o zakłócanie porządku i ruchu drogowego. Wersja chłopaka jest całkiem inna, a co najważniejsze - uwierzył w nią sąd.
Wszystko zaczęło się na początku roku. Jak w każdy wtorek - wracał z treningu razem ze znajomymi. W drodze do domu, obcy mężczyzna zaczepił jego dziewczynę. Przemek stanął w jej obronie, ale zapewnia, że skończyło się jedynie na wymianie ostrych zdań, a nie ciosów.
- Chciał się ze mną bić, zaczął mnie wyzywać, ale ja zauważyłem patrol straży miejskiej - mówi Przemek.
A patrol zauważył ich, ale zatrzymał się niedaleko i obserwował sytuację. Strażnicy uważają, że to Przemek był agresywny. On liczył, że straż miejska mu pomoże. Przeliczył się, od funkcjonariuszy usłyszał, jak twierdzi: - Nauczymy cię k...a szacunku dla ludzi. Co k...a gwiazdo głosu koszalińskiego? Potem strażnik miał wyskoczyć z samochodu i rzucić chłopaka na mur.
Zemsta strażników
Jego zdaniem, strażnicy mszczą się, bo już wcześniej poskarżył się lokalnej gazecie na ich interwencję. - To na pewno była zemsta, nie wiem, czy mogę bezpiecznie się czuć - martwi się Przemek.
Chłopak poczuł się jak na celowniku. Nie przyjął mandatu, którym chcieli go ukarać strażnicy. Dlatego sprawa trafiła do sądu grodzkiego.
Sąd rozstrzygnął
Przegrał, ale odwołał się od wyroku, bo sędzia opierał się jedynie na dowodach strażników. Kiedy jednak, wysłuchał drugiej strony i świadków zdarzenia, przyznał rację Przemkowi.
Wyrok nie jest prawomocny. Ale nie wiadomo, czy komendant straży miejskiej będzie się odwoływał.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24