Czy mężczyzna, który podkłada bomby w Krakowie, a którego od kilkunastu dni szuka kilkudziesięciu krakowskich funkcjonariuszy, mógł być już dawno w rękach policji? Fakty TVN dotarły do mężczyzny, który twierdzi, że niewykluczone, że widział sprawcę zamachów. Alarmował policję - trzy razy. Za każdym razem miał jednak usłyszeć, że ma ona "ważniejsze sprawy". Teraz zajmie się sprawdzeniem, czy zareagowała prawidłowo.
Na podstawie zeznań mężczyzny, który twierdzi, że najpewniej widział bombera powstał jeden z dwóch portretów pamięciowych człowieka, który postawił na nogi krakowską policję. Dziś wiadomo, że policja mogła mieć dużo więcej - nie tylko portret, ale być może i samego sprawcę. Mężczyzna twierdzi, że pod koniec czerwca - w noc poprzedzającą pierwszy zamach - widział kręcącą sie po posesji sąsiadów osobę. 24 godziny później doszło tam do pierwszego wybuchu.
Zgłoszenie zostało przyjęte
- Zadzwoniłem na policję, utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy. Zadzwoniłem raz i drugi. Policja nie podjęła żadnej akcji. Zadzwoniłem trzeci raz, że osoba wyszła z posesji i udała się w takim, a takim kierunku. Policja nic nie zrobiła - mówi reporterowi "Faktów" TVN mężczyzna. I zapewnia: Widziałem go tam jak się kręcił z jakimś pakunkiem. Cały czas informowałem policję, która przyjęła zgłoszenie.
I choć świadek twierdzi, że potencjalny "bomber" nie był ani wysoki, ani mocno zbudowany i że był w stanie go zatrzymać, to postanowił nie interweniować, bo liczył na skuteczną reakcję policji.
Wtedy "były inne działania"...
Efekt jest taki, że policja szuka dziś igły w stogu siana - nie ma sprawcy i nie ma motywu. Jest jedynie portret pamięciowy i zakrojone na szeroką skalę śledztwo. Śledczy prowadzący sprawę krakowskich zamachów o możliwości zatrzymania sprawcy niemal na gorącym uczynku dowiedzieli się we wtorek od dziennikarzy.
Rzeczniczka małopolskiej policji Katarzyna Cisło twierdzi, że o zgłoszeniach słyszy po raz pierwszy. - Jest to nowa informacja, którą będziemy sprawdzać. Jeżeli ten człowiek dzwonił na numer 997 lub 112, to te numery mają automatyczny zapis. Jest to do sprawdzenia i będziemy sprawdzać - mówi.
- Ważny jest moment tego telefonu, jeżeli był przed pierwszym wybuchem, to rzeczywiście mogło się zdarzyć, że żadnego radiowozu nie było w pobliżu i że były inne działania - dodaje.
... teraz "nie ma litości"
Teraz policja i wymiar sprawiedliwości zapewniają, że nie ma ważniejszych działań. - Nie ma litości dla tych, którzy nie wahają się narażać ludzkie życie - zapewnia minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
Ale oczami świadka rzeczywistość wygląda trochę inaczej. - Ktoś zgłasza dziwne zachowanie w rejonie, gdzie mamy zagrożenie i nie są wprowadzone systemy szybkiego reagowania - mówi.
Są za to systemy wolniejszego reagowania. - Odkąd doszło do wybuchów, to ta sprawa jest priorytetowa i do tego nie może znów dojść - mówi Katarzyna Cisło.
Żeby zatrzymać sprawcę powołano specjalną kilkudziesięcioosobową grupę policjantów. Rzekomo sprawdzany jest każdy ślad i sygnał.
Źródło: Fakty TVN