Przez ponad dwa miesiące komin kotłowni w Glinojecku (Mazowieckie) chwiał się na wietrze i zagrażał mieszkańcom pobliskich bloków. Już w październiku zaniepokojeni ludzie alarmowali burmistrza i prezesa zakładu gospodarki komunalnej. - Myślałem, że może przeczekam do wiosny - przyznał prezes. Po sylwestrowej nocy zarządzono ewakuację okolicznych mieszkańców i komin skrócono.
To, że komin osiedlowej kotłowni się chwieje, widać było gołym okiem. Po sylwestrowej nocy zarządzono nawet ewakuację. Nie musiałoby do tego dojść gdyby właściwe służby zadziałały w momencie, kiedy o problemie już w październiku pisali okoliczni mieszkańcy.
- Tutaj są zdjęcia z 18 października i pęknięcia są już widoczne - mówi jeden z nich. Razem ze zdjęciami do burmistrza i prezesa zakładu gospodarki komunalnej, który za komin jest odpowiedzialny, trafiły pisma o jego stanie. Wtedy nikt się nimi jednak nie przejął.
Wszystko było OK
- Nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jak tragicznym stanie był ten komin do chwili, kiedy został on zdjęty i można było to ocenić - stwierdził Andrzej Franczak, prezes zakładu gospodarki komunalnej.
Na pytanie dlaczego nie zareagował od razu odpowiedział, że wezwał w listopadzie kominiarza, który zrobił przegląd i uznał, że wszystko jest w porządku. Opinię na podstawie zdjęć, że stan komina jest zadowalający, przysłali prezesowi także wykonawcy remontu kotłowni.
Kiedy w świąteczny weekend prezesowi udało się znaleźć ekipę, która komin miała jednak skrócić, w akcji przeszkodził - jak przekonuje prezes - helikopter. - Wie pan, że on nie chciał mi przez ten wasz helikopter, który latał, do roboty podejść?! Mówi do mnie: człowieku, co ty mi robisz? Oni mnie cały czas filmują - żali się Franczak i tłumaczy, że ekipa nie zgodziła się na pracę w takich warunkach.
W tej sytuacji Andrzej Franczak przyznał, że ze względu na sezon grzewczy chciał "poczekać do wiosny" ze zdjęciem chyboczącej się części komina.
Będą konsekwencje
Nie wiadomo jednak, czy konstrukcja do wiosny by wytrzymała. - On się niemal w powietrzu rozpadał, był tak skorodowany - stwierdza strażak, który zdejmował część komina.
- W tej chwili badamy całą sytuację i konsekwencje ktoś poniesie. Dlaczego nie zareagował w odpowiednim momencie - zapowiada burmistrz. Nadzór budowlany już ukarał prezesa zakładu gospodarki komunalnej 150 zł mandatem i zgłosił sprawę do prokuratury.
Mieszkańcy problem mają już z głowy - niestety z głowy mają też darmowy internet, którego nadajnik na tym kominie zakładano zaledwie kilka miesięcy temu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24