Anna C.-K. broni się przed zarzutami śledczych i w rozmowie z tvn24.pl podkreśla, że "żadnego funkcjonariusza nie napadła". - On uparł się żeby zrobić mi krzywdę. A ja już naprawdę ogromną karę za to wszystko poniosłam - podkreśla. Zaznacza jednak, że dziś "jest już gotowa na wszystko", nawet na więzienie.
W poniedziałek warszawska prokuratura poinformowała o tym, że aktorce postawiono dwa zarzuty - znieważenia oraz naruszenia nietykalności funkcjonariusza. Miało do tego dojść 6 lipca w budynku sądu dla Warszawy-Woli. Aktorka przyjechała tam, by zeznawać jako pokrzywdzona w jednej ze spraw. Awantura zaczęła się w momencie, gdy strażnik nie zgodził się, by C.-K. weszła do sądu. Poczuł od niej woń alkoholu. (czytaj więcej).
"Jestem na wszystko przygotowana"
Doszło da szarpaniny. Aktorka została obezwładniona, wcześniej jednak - według relacji policjanta - miała go uderzyć w twarz. - Nie przypominam sobie czegoś takiego. Jeżeli go uderzyłam, to tylko z takiego powodu, że on mnie obezwładnił. Broniłam się. Miałam długopis w ręku, porysowałam mu koszulę, ale to nie jest napaść na funkcjonariusza - mówi dziś aktorka w rozmowie z tvn24.pl. O tym, że próbowała się jedynie bronić, przekonywała wcześniej także śledczych.
Ci nie dali wiary. Za napaść na funkcjonariusza kobiecie grozi do trzech lat więzienia. - Ja jestem na wszystko przygotowana. Najwyżej pójdę za kratki - przyznaje.
Uważa, że funkcjonariusz wyrządza jej dużą krzywdę. - Mam wrażenie, że się uparł na mnie. A ja już naprawdę ogromną karę za to wszystko poniosłam - podkreśla.
"Popełniono błędy"
- Martwi mnie jeszcze jeden fakt. W chwili zatrzymania (w sądzie) przez policję miałam dokumenty obciążające ludzi, którzy mnie oszukali. Do dziś nie wiem co się z nimi stało. Prosiłam funkcjonariuszy, żeby - skoro już mnie zatrzymują - dostarczyli je mojemu adwokatowi. Ale tego nie zrobili - zaznacza. Podkreśla, że dwa razy zwracała się do policjantów z wnioskami w tej sprawie - raz na piśmie, drugi raz słownie. - Nie uzyskałam odpowiedzi.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24