- Po prostu szok. Wciąż w to nie wierzę - mówią ludzie, którzy przyszli pod Pałac Prezydencki oddać hołd ofiarom katastrofy w Smoleńsku. Kwiaty i znicze składają zwolennicy zmarłego prezydenta i ci, dla których był "z innej bajki". Pytają "jak to się mogło stać?" i "kto zawinił?". Płaczą i się modlą. - Jesteśmy razem, zupełnie jak po śmierci Jana Pawła II - twierdzą.
Najpierw jest szok. Niedowierzanie. Katastrofa rządowego samolotu? Polski prezydent nie żyje? Nie, to przecież niemożliwe. Takie rzeczy się nie zdarzają. To musi być jakaś pomyłka. Głupi żart. Idiotyczne spóźnione prima aprilis.
"Szok po prostu. Dalej w to nie wierzę"
- Rzuciło mnie o ścianę, jak to usłyszałem – nie ukrywa trzydziestoparolatek w ciemnej kurtce. Nie jego jednego. Gdy przed dziewiątą podano pierwsze, nieoficjalne jeszcze informacje o tragedii na lotnisku pod Smoleńskiem, cała Polska – przed telewizorami, radioodbiornikami, komputerami – zamarła.
- Ja się dowiedziałam, kiedy włączyłam poranek z politykami w Trójce i Ryszard Kalisz mówił łamiącym się głosem, że jego koleżanki zginęły. Włączyłam TVN24, te kolejne informacje przychodziły, siedziałam z otwartą buzią i oczami – mówi Wanda, studentka nauk politycznych. Jej koleżanka Helena nie uwierzyła w pierwsze informacje. - Już tyle razy spekulowano, że coś się z tym samolotem psuje, że moja początkowa reakcja była taka: znów coś gadają od rzeczy. Dopiero po chwili ta informacja, że jednak nie żyją, do mnie dotarła. Szok po prostu. Dalej w to nie wierzę – mówi.
"Tyle lampek, że nie ma czym oddychać"
Po niedowierzaniu pojawia się potrzeba wspólnoty. Bycia razem. Wspólnego przeżywania, a także uhonorowania zmarłych w tragicznej katastrofie. Od rana warszawiacy przynoszą pod bramę Pałacu Prezydenckiego znicze i kwiaty: kupione po drodze od ulicznych sprzedawców żonkile i tulipany, pojedyncze róże, bukiety z kwiaciarni i pogrzebowe wieńce. Całe w kwiatach są kamienne lwy broniące wjazdu do Pałacu. Wiązanki stają oparte o metalowe łańcuchy, wplecione w ich ogniwa, a nawet leżą pod ścianami sąsiednich budynków. – Tyle lampek, że nie ma czym oddychać – mówi elegancka kobieta w płaszczu i szpilkach przeciskając się przez tłum pod samą bramą.
Krakowskie Przedmieście jest zamknięte dla ruchu. Warszawiacy przychodzą samotnie i całymi rodzinami, z przyjaciółmi, dziećmi w wózkach i psami. Zostawiają kwiaty i idą dalej lub stoją dłużej. - To nie był prezydent z mojej bajki, ale szacunek mu się należy. I wielu wartościowych ludzi z nim zginęło – mówi zapalając znicz Blanka. Zapałki podaje stojącej obok Izabeli. – A ja to się w całym tym nieszczęściu cieszę, że wreszcie na prezydenta Kaczyńskiego przestaną pluć. On był za Polską – dodaje.
"Tak jak po śmierci naszego papieża"
Większość zebranych pod Pałacem milczy, kilka osób płacze, grupka pod przewodnictwem młodego księdza chóralnie odmawia modlitwę za zmarłych. Pięć lat temu, też w kwietniu, podobne tłumy kilkaset metrów dalej, przed kościołem Świętej Anny, czuwały po śmierci Jana Pawła II. - Jesteśmy pogrążeniu w bólu i to takim, że tylko posypać głowę popiołem. Tak jak po śmierci naszego papieża, kiedy też tu się zbieraliśmy – wspomina kobieta w jasnej kurtce.
"Zabili prezydenta i wszystkich, którzy z nim lecieli"
Odmienne są jednak emocje, które tragedia w Smoleńsku wzbudziła wśród Polaków. Obok smutku i żałoby, wielu odczuwa gniew. Podsyca go kontekst katastrofy – prezydent leciał przecież do Katynia, gdzie siedemdziesiąt lat temu zamordowani zostali polscy oficerowie, a Rosjanie wciąż jeszcze, co podkreślał także Lech Kaczyński, nie rozliczyli tej zbrodni i nie przeprosili za nią. Spiskowe teorie kwitną.
– To służby specjalne. Zabili prezydenta i wszystkich, którzy z nim lecieli, bo byli niewygodni. Wystarczy spojrzeć na listę ofiar – mówi wyraźnie poruszony dwudziestoparolatek. - Ten samolot był dość stary i często miał awarie… - zaczynam, ale mi przerywa - Awarie? Był tuż po przeglądzie. Tuż po przeglądzie nie miał prawa się zepsuć. To była bezczelna akcja służb specjalnych – upiera się.
"To zemsta na prezydencie"
Nie on jeden. Im więcej czasu mija od katastrofy samolotu, tym częściej pojawiają się pytania, kto jest za nią odpowiedzialny i gdzie należy szukać winnych. Ludzie zbijają się w grupki i żywo dyskutują z nieznajomymi. Pojawiają się samozwańczy eksperci od polityki międzynarodowej i historycznej, od lotnictwa i pogody, od Rosji, Kremla i relacji polsko-rosyjskich, oskarżyciele (tych jest więcej) i obrońcy. – To zemsta na prezydencie za nazwanie mordu katyńskiego po imieniu – zaperza się starsza kobieta. - Nie powinni tak to lekko puścić tej tragedii – dodaje inna.
Kto za to odpowiada?
Zażywnego czterdziestoparolatka w jasnym płaszczu oburza co innego. - Jak można dopuścić do tego, żeby prezydent leciał z całą elitą jednym samolotem? Kto za to odpowiada? Tak państwo nie może funkcjonować. Ja się na to nie zgadzam, żeby mój prezydent zginął i tylu ludzi niewinnych z nim – mówi z pasją. Stojący dookoła ludzie z aprobatą kiwają głowami.
- Ja się boję jednego – Beata zaciąga się cienkim papierosem. – Dziś rano rozmawiałam z ojcem przez telefon. Wiesz, od czego zaczął? Zapytał: kto prezydenta zestrzelił. I zacznie się teraz szukanie winnych w Rosji, a oni oczywiście się zaperzą, obrażą i względnie dobre stosunki diabli wezmą – mówi. Papieros ponownie wędruje do ust. – Gdyby nie daj Boże coś w Rosji znaleźli, to emigrujemy. Do Holandii.
"Wybiorą nowego"
Psychologowie rozróżniają kilka faz żałoby. Pierwszą jest szok, potem zaprzeczenie, rozpacz, odczuwanie krzywdy i agresja, wreszcie reorganizacja. Niektórzy bardzo szybko przeszli do tej ostatniej. Na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Królewskiej szybko stanęło stanowisko ze zniczami. Kwiaciarze zacierali ręce. - Czy sprzedałam więcej niż zwykle? Dużo więcej - mówi właścicielka przenośnego stoiska. W Coffee Heaven niedaleko Pałacu na zamówienie kawy trzeba było czekać w kolejkach dobry kwadrans. W kanapkarni naprzeciwko obsługa nie nadążała. - Z wołowiną poproszę. - Nie ma. - To z rostbefem. - Też nie ma. - To z czym jest? - Z kotletem mielonym. Tylko. Taki dziś mamy ruch.
Rozmowa w metrze. – Prezydent umarł? – pyta może ośmioletnia dziewczynka. – Nie umarł, tylko zginął – odpowiada mama. – I co teraz? – Wybiorą nowego.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, B.Orpiszewska