Premier Donald Tusk zapowiadał kiedyś, że unijna waluta zastąpi złotego w 2011 roku. Nie udało się, ponieważ nie spełnialiśmy warunków wejścia do eurolandu, ale pozwoliło nam to przetrwać kryzys bez większych szkód. Teraz, kiedy strefa euro jest w tarapatach, znów pojawia się pytanie: kiedy możemy do niej wejść? Minister finansów uważa, że za dwa-trzy lata. Eksperci - że dopiero pod koniec dekady.
- Dzisiaj będąc poza strefą euro czujemy się mniej niespokojnie, bo złoty pomógł nam przetrwać kryzys i jednocześnie mniej nas to kosztuje - mówi prof. Krzysztof Rybiński, rektor Uczelni Vistula i były wiceprezes NBP.
Bo we wspólnej strefie walutowej musielibyśmy zrzucać się na kraje, które kryzys dotknął. Tak juz teraz robi Słowacja, która swoją koronę zastąpiła euro dwa lata temu i od razu poczuła konsekwencje zmiany.
- Słowacy mieli takiego pecha, że gdy weszli do unii walutowej, to okazało się, że trzeba tworzyć programy pomocowe, zbierać pieniądze swoich obywateli i przekazywać je dalej - mówi Rafał Wojda z TVN CNBC odnosząc się do unijnej pomocy dla Grecji.
Dobrze..., że tak wyszło
Politycy, zwłaszcza z Platformy Obywatelskiej, dziś przyznają, że to dobrze, iż nie udało nam się wprowadzić nowej waluty. - To uratowało nas przed głębokim kryzysem. Dziś ta strefa jest bardzo niestabilna - uważa Tomasz Tomczykiewicz, szef klubu PO.
Tyle, że przed problemami z euro uchroniła rząd nie tyle świadoma decyzja, co konieczność, ponieważ nie byliśmy w stanie spełnić wymaganych przez unię walutową warunków, czyli tzw. warunków konwergencji, które określają m.in. poziom długu publicznego, inflacji, czy stóp procentowych w kraju aspirującego.
Wcześniej, czy później?
Kiedy więc będziemy w stanie je spełnić?
- Według ministra finansów Jacka Rostkowskiego w 2013 roku już na pewno damy radę, a być może uda się to zrobić w 2012 roku Ale są to założenia bardzo optymistyczne przy tym, co dzieje się na rynkach finansowych na całym świecie - przyznaje Rafał Wojda. Po spełnieniu warunków czeka nas jeszcze dwuletni okres oczekiwania mechanizmie ERM2, czyli tzw. przedpokoju euro.
Poza tym, według ekspertów nie ma tez teraz w samej unii walutowej chęci jej poszerzenia. - Nie jest w niczyim interesie przyjmowanie nowych krajów do strefy euro bez ustabilizowania sytuacji w samej strefie - twierdzi Jacek Chwedoruk, ekonomista z Rothschild Polska.
A na tę stabilizację najbardziej czekają polscy przedsiębiorcy, którzy prowadzą interesy z zagranicznymi kontrahentami, ponieważ ciągle muszą liczyć się z ryzykiem kursowym, a to powoduje, że są narażeni na straty. Wygląda jednak na to, że będą musieli jeszcze poczekać. Ekonomiści szacują bowiem, że najwcześniej unia walutowa przyjmie nas dopiero pod koniec tej dekady.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24