Jacuzzi, kino domowe i kafejka internetowa, co prawda – bez alkoholu. W centrum handlowym? Nie, nie. W noclegowni dla bezdomnych. Kilka razy w życiu zawodowym odwiedzałem noclegownie, ale takiej, jak ta dla stu mężczyzn w warszawskim Ursusie to nie widziałem jeszcze nigdy.
Do noclegowni, a właściwie – do schroniska – trafiłem służbowo. Przeczytałem w weekend w lokalnym dodatku do Gazety Wyborczej artykuł o bezdomnych, którzy w schronisku sami budują jacht pełnomorski i tak – idąc tropem tej niesamowitej historii – trafiłem do Ojca Dyrektora. Palecznego.
Kamilianin Bogusław Paleczny to osoba znana w Warszawie, od osiemnastu lat opiekuje się stołecznymi bezdomnymi. Turyści przyjeżdżający do miasta pociągiem też szybko się stykają z działalnością ojca, bo tuż obok Dworca Centralnego działa prowadzona przez niego dobroczynna jadłodajnia dla biednych i bezdomnych. Łatwo ją rozpoznać, bo codziennie po posiłek przychodzi tu tłum. Tłum bezdomnych ubranych w kilka warstw odzieży przesiąkniętej zapachem studzienek ciepłowniczych, dworcowych podziemi i zapomnianych zakamarków wielkiego miasta. Rzekłbym – typowo. Ale ojciec Paleczny jest też Ojcem Dyrektorem schroniska. I tu już jest zdecydowanie nietypowo. Nieco dalej od centrum, na terenie opuszczonym przez fabrykę ciągników Ursus. Dom – stara kamienica fabryczna - jest pięknie wykończony, bo pensjonariusze własnymi siłami przeprowadzili remont i położyli nową elewację. W piwnicy noclegowni – tam, gdzie zwykle jest jeden z ostatnich kręgów piekła – tu mamy siódme niebo, fototapetę z Pacyfikiem, kawę z ekspresu i dostęp do Internetu. Wyżej sala przystosowana do kina domowego. Czyściutko i pachnąco, bo do tego wymaga regulamin. Skąd pieniądze na to wszystko? Sponsorzy, dary od instytucji. A jak to możliwe, żeby bezdomni żyli tak, jak wielu nawet we własnych domach nie ma? A to już dlatego, że Ojcu się chciało. Chciało chcieć zrobić coś porządnie. Po wizycie w tym domu nie mam już wątpliwości, że szalony plan wyprawy bezdomnych pełnomorskim jachtem dookoła świata ma pełne szanse powodzenia. Taka tam przedświąteczna dykteryjka, że Ojciec Dyrektor wcale nie musi się kojarzyć z tym jednym, który o dobrych uczynkach mówi wiele i – jak mówi, tak robi. Ostatnio robi dobrze głównie swoim interesom.