Anna G. z Sosnowca zaginęła trzy lata temu. W środę prokuratura ogłosiła przełom w śledztwie. Policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych zatrzymali jej męża, pracownika Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. Mężczyzna usłyszał zarzut zabójstwa. Motywem zbrodni mógł być romans, w którym policjantowi przeszkadzała żona. To dlatego miał z detalami zaplanować morderstwo i ukrycie zwłok - ustalił reporter "UWAGI!" TVN.
Na zdjęciach i nagraniach, Anna ma radosne oczy i karmi swoje malutkie dziecko. - Trzy ostatnie lata mojego życia, to ciągła huśtawka: "Czy jeszcze zobaczę córkę, czy ją odnajdę? Czy jednak nie żyje?". Ktoś, kto tego nie przeżył, nigdy nie zrozumie, jak to jest - mówi matka Anny, Michalina Kaczyńska.
Anna wyszła z domu w lipcu, trzy lata temu. Jak potem zeznał jej mąż, tego dnia doszło między nimi do sprzeczki. Około 22.30 Anna miała opuścić dom, zabierając ze sobą walizkę i oświadczając, że wróci za dwa dni. Zostawiła 2,5 letnią córkę. Nie wróciła do dziś. Spełnił się najczarniejszy scenariusz, jaki przewidywała jej matka: wczoraj w godzinach porannych zięć pani Michaliny został zatrzymany pod zarzutem zabójstwa swojej żony. - Teraz jestem już przekonana, że córka nie żyje. Chcę wiedzieć, co się z nią stało. Móc zapalić jej znicz - mówi matka Anny.
Ciało zaginionej kobiety nie zostało znalezione. - Jednak dowody, jakie zgromadził prokurator, pozwoliły na postawienie zarzutu zabójstwa. To są zeznania świadków i cały materiał dowodowy, który zajmuje ponad 20 tomów akt - mówi nam Marta Zawada–Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Główny podejrzany
Marek G. z Anną byli małżeństwem przez pięć lat. Długo oczekiwane dziecko zjawiło się po ponad dwóch latach małżeństwa. On z zawodu jest policjantem, przeszedł kolejne szczeble kariery, ostatnio pracował w Komendzie Miejskiej Policji w Sosnowcu, w wydziale przestępstw gospodarczych. Ona pracowała w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Byli zgodnym małżeństwem, choć zdarzały się trudne chwile. - Zawsze wtedy dzwoniła „Mamo, czy mogę do ciebie przyjechać?”. W tym jednym przypadku takiego telefonu nie było - mówi matka kobiety.
Dotarliśmy do nieujawnionych dotąd szczegółów śledztwa. Nasz informator twierdzi, że od samego początku Marek G. był głównym podejrzanym. Według zeznań męża jego żona z domu miała wyjść o 22.30, ale jej telefon jeszcze przez 3 godziny logował się w okolicy domu. Oznacza to, że musiałaby przez kilka godzin z walizką chodzić po osiedlu. Tymczasem żaden z przesłuchanych sąsiadów nie zauważył kobiety. Od 3. w nocy do 7. nad ranem jego i jej telefon milczały. Najprawdopodobniej Marek G. wyjął z nich baterie. Zdaniem naszego informatora w tym czasie mógł pozbyć się ciała żony. Zaginięcie zgłosił w poniedziałek rano. - Nigdy nie włączył się do poszukiwań. Nie rozwiesił ani jednego jej plakatu - mówi pani Michalina.
Motywem romans?
Zdaniem naszego informatora, motywem działania Marka G. mógł być romans, w którym przeszkadzała mu żona. W czasie, kiedy Anna i Marek G. byli jeszcze małżeństwem, policjant związał się z koleżanką z pracy. Kiedy zaczęli się mu przyglądać śledczy i przesłuchali kobietę, ta zerwała z nim kontakty. G. szybko nawiązał nową znajomość. W grudniu 2012 roku do jego domu wprowadziła się kolejna kobieta. - On sobie żył: wycieczki, wyjazdy, nowe zainteresowania, pasje. W swoim środowisku lansował teorię, że to on jest pokrzywdzony: porzucony, zaniedbany przez żonę, sam z dzieckiem - mówi matka Anny.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła pochować córkę. Jeśli to rzeczywiście zrobił zięć, to tylko jego dobra wola, czy wskaże miejsce, gdzie jest ciało? Ja nie wiem, jak postąpi. Jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego znałam. Który przychodził tu do nas do domu, jako członek rodziny Michalina Kaczyńska, matka Anny
Następnego dnia po zaginięciu telefon Anny został jeszcze włączony i logował się w okolicach dworca PKP w Katowicach. Nasz informator uważa, że to Marek G. włączył go i wrzucił do kosza w okolicach dworca, by tym zasugerować, że żona wsiadła do pociągu i wyjechała z miasta. O godz. 16. tego samego dnia telefon przestał działać, najprawdopodobniej wyczerpała się w nim bateria. Marek G. ani razu po zgłoszeniu zaginięcia nie próbował dzwonić do żony.
"Odmówił składania wyjaśnień"
Mężczyzna nie przyznał się ani do zabójstwa żony, ani do nakłaniania świadków do składania fałszywych zeznań. - Odmówił składania wyjaśnień - mówi prokurator Zawada–Dybek. G. trafił na dwa miesiące do aresztu. Wczoraj komendant miejski policji w Sosnowcu wystąpił z wnioskiem do komendanta wojewódzkiego o wydalenie mężczyzny ze służby. Dziecko pani Anny i jej męża zostało pod opieką matki zamordowanej. Jeżeli sąd uzna policjanta za winnego zbrodni, grozi mu nawet dożywocie.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła pochować córkę. Jeśli to rzeczywiście zrobił zięć, to tylko jego dobra wola, czy wskaże miejsce, gdzie jest ciało. Ja nie wiem, jak postąpi. Jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego znałam. Który przychodził tu do nas do domu, jako członek rodziny - mówi pani Michalina.
Źródło: UWAGA! TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24