Blisko dobę czekali na wylot pasażerowie lecący z Warszawy na grecką wyspę Kos. Zamiast o godzinie 6.00 wczoraj rano, polecieli dzisiaj tuż przed godziną 5.00. W tym czasie lot był przekładany kilka razy. Zdezorientowani pasażerowie narzekali przede wszystkim na brak informacji za strony biur podróży.
Informacja o godzinie wylotu była trzykrotnie przekładana. W nocy najpierw podano godzinę 2.00, potem godzinę 4.00 rano. Ostatecznie podróżni wylecieli z Warszawy ok. godziny 5.00. Jednak nie wszyscy - dla pięciu osób zabrakło miejsca w samolocie. Mają lecieć innym samolotem.
- Pan z recepcji dostał maila, że my i łącznie pięć osób zostaje w hotelu. Prawdopodobnie o godzine 7.00 mamy mieć wylot jakimś samolotem - relacjonowała jedna z pasażerek. - Mamy już potwierdzenie że klienci zostali odebrani przez rezydenta z lotniska w Kos - poinformował nas w poniedziałek przed godz. 12 Zbigniew Pobudkiewicz, dyrektor ds. transportu lotniczego w Exim Tours.
- Awaria samolotu Small Planet spowodowała opóźnienia na trzech rejsach - dwóch na wyspę Kos i jednym na wyspę Kreta. Największe opóźnienie było na rejsie WAW-KGS i dotknęło 45 naszych klientów - poinformował Zbigniew Pobudkiewicz. - Obecnie ustalamy z przewoźnikiem kwoty rekompensat dla naszych klientów - dodał.
- Opóźnienie lotu zostało spowodowane usterką techniczną samolotu. Zdajemy sobie sprawę z niedogodności, ale w takim przypadku priorytetem jest zawsze bezpieczeństwo klientów - zapewniła z kolei Magda Plutecka-Dydoń z biura prasowego Neckermann Polska. Jak dodała, problem dotyczył 135 klientów lecących na wyspę Kos i 160 wracających z wakacji do Polski.
Przedstawicielka biura zapewniła również, że przez cały czas oczekiwania, w strefie zastrzeżonej lotniska pasażerowie znajdowali się pod opieką agenta handlingowego przewoźnika, który udzielał informacji o aktualnej sytuacji. - Przez pewien czas godzina prognozowanego odlotu nie była znana, więc pasażerowie, zgodnie z procedurą, byli informowani jedynie o godzinie następnego update’u - poinformowała Magda Plutecka-Dydoń.
- Zgodnie z obowiązującymi przepisami, przewoźnik zapewnił pasażerom adekwatne świadczenia: klienci otrzymali napoje i kanapki na lotnisku, następnie w wyniku przedłużającej się naprawy zostali przewiezieni do hotelu, gdzie został im zapewniony lunch, kolacja i potem śniadanie - zapewniła przedstawicielka biura Neckermann Polska. - Natomiast klienci, którzy mieli zaplanowany powrót z wyspy Kos, w wyniku opóźnienia mogli pozostać w hotelach, gdzie zapewniliśmy im wyżywienie, napoje, mogli w pełni korzystać z infrastruktury obiektów, większość z nich pozostała w swoich pokojach. Przebywali pod stałą opieką naszych przedstawicieli lokalnych i byli informowani na bieżąco - stwierdziła Plutecka-Dydoń.
Jak informowaliśmy wczoraj, z pasażerami podczas tylu godzin oczekiwania nie skontaktował się ani przewoźnik, ani przedstawiciele biur podróży Neckermann i Exim Tours. Wszystkie informacje przekazywali im pracownicy hotelu, w którym czekali na wylot.
W podobnej sytuacji byli turyści, którzy przebywali w Grecji. Mieli oni wrócić do kraju samolotem, który zabierze turystów z Warszawy. Przez opóźnienie w Polsce i oni musieli czekać. O ich sytuacji donosiły na Kontakt 24 rodziny. Ostatecznie wylądowali w Warszawie po godzinie 3.00 w nocy.
Od 4 rano na lotnisku
Turyści, którzy zamierzali lecieć na wyspę Kos w Grecji na lotnisku byli już wczoraj o 4 rano. Po godzinie 6 rano, czyli po planowanym terminie odlotu, turystów poinformowano, że ich lot się opóźni i kazano im czekać na kolejne sygnały. Przez kilka godzin na lotnisku otrzymywali - jak opowiadają - szczątkowe informacje o kolejnych opóźnieniach lotu. Nikomu natomiast nie udało się skontaktować z przewoźnikiem lub biurem podróży.
Losem pasażerów, według ich relacji, zainteresowano się dopiero po 9 godzinach, kiedy zmęczone dzieci zaczęły się źle czuć. Turyści odebrali bagaże i przewieziono ich do hotelu Airport. - Dzieci mdlały prawie na rękach rodziców, bo nie było ani jedzenia, ani wody. Opóźnienie z informacjami, ludzie dzwonili po znajomych, żeby cokolwiek uzyskać - opisywał jeden z pasażerów.
Artur Łoboda, jeden z turystów relacjonował na antenie TVN24, że jedyne informacje, które otrzymywali wcześniej były od pracowników lotniska. A i ci mieli niemałe problemy z komunikowaniem się z biurami podróży i przewoźnikiem.
- Inni pasażerowie bardziej interweniowali w sprawie, próbowali coś wyciągnąć od obsługi lotniska, którzy nas informowali. Pani po prostu nie była w stanie nic powiedzieć. Powiedziała, że z przewoźnikiem kontaktuje się mailem, ponieważ telefonu nikt nie odbiera, no i żeby się dowiedzieć, to ona musi pójść sprawdzić, co tam na mailu napisali.
Turyści nie ukrywali zmęczenia i poirytowania ze względu na dezinformację. - Taka znieczulica społeczna pracowników lotniska. I nic ich nie interesuje w zasadzie, los pasażera - to jest najsmutniejsze - podsumował jeden z pasażerów.
Autor: aj,mn/iga,tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24