Z aprobatą przyjęto Złote Lwy 41 FF w Gdyni dla "Ostatniej rodziny" i nagrody aktorskie dla Andrzeja Seweryna oraz Aleksandry Koniecznej grających Zdzisława i Zofię Beksińskich. Ale chyba żadnego werdyktu od lat nie oprotestowano tak zdecydowanie, jak pominięcia znakomitego i ważnego filmu Smarzowskiego "Wołyń" - wydawało się pewniaka do jednej z najważniejszych nagród. Po raz trzeci jeden z najwybitniejszych polskich filmowców wyjechał z festiwalu niedoceniony. Gala upłynęła pod hasłem mocnych deklaracji potrzeby artystycznej wolności.
Nie było niespodzianki gdy mowa o nagrodzie głównej - Złotych Lwach. "Ostatnia rodzina" debiutanta Jana P. Matuszyńskiego, od momentu pokazu prasowego przed kilkoma tygodniami i przedpremierowych projekcji w kinach, była faworytem i dziennikarzy i widzów. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że swoje nagrody przyznali jej zarówno dziennikarze akredytowani na 41 FF w Gdyni, jak również publiczność.
Bezdyskusyjne były też pierwszoplanowe nagrody aktorskie dla odtwórców głównych ról w tym filmie, opowiadającym o rodzinie Beksińskich - rewelacyjnego Andrzeja Seweryna w roli Zdzisława Beksińskiego (nagroda aktorska w Locarno), i będącej odkryciem Aleksandry Koniecznej w roli jego żony Zofii Beksińskiej. Ta przejmująca opowieść o rodzinie, w której mężczyzn-artystów dręczy obsesja śmierci i dziedziczna depresja, a mimo trwa ona i trzyma się razem dzięki niezwykłej, kochającej obu wielką miłością matce i żonie, ma szanse odnieść również międzynarodowy sukces. Jest bowiem dziełem na wskroś uniwersalnym. Za kilka dni dowiemy się, czy ten właśnie film komisja selekcyjna PISF-u zdecyduje się wytypować jako polskiego kandydata do Oscara.
Gdy jednak mowa o pozostałych nagrodach w konkursie głównym, (a był to festiwal stojący naprawdę na wysokim poziomie), nie było już tak różowo. W każdym razie gusta widzów i jurorów mocno się rozminęły w przypadku jednego z najlepszych, i na pewno najodważniejszego filmu tej imprezy - "Wołynia" Smarzowskiego.
"Wołyń", czyli skrzywdzone wielkie kino i "kontroferta"
Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń", nad którym reżyser pracował dwa lata, w finale zbierając również własnymi siłami pieniądze na jego dokończenie, poprzez powołaną do tego fundację i ogłaszane apele, to chyba najbardziej oczekiwany polski tytuł roku. W dodatku podejmujący kontrowersyjny temat rzezi wołyńskiej, na co nie odważył się dotąd żaden polski filmowiec.
Smarzowski nie zawiódł swoich wiernych widzów, choć obawiano się, że może powstać obraz antagonizujący i tak kruche, trudne relacje polsko-ukraińskie. Jest porażający, ale nie epatujący okrucieństwem dla efektu, mądry i wyważony, dopracowany w szczegółach, dramaturgicznie przejmujący. Wydawało się oczywistym, że Smarzowski wyjedzie z Gdyni z jedną z głównych nagród. Większość krytyków na zdobywcę Złotych Lwów obok "Ostatniej rodziny" typowała właśnie "Wołyń". Dlatego z niedowierzaniem przyjęto pominięcie filmu podczas wręczania tych najważniejszych laurów. Owszem, nagrodzono film za zdjęcia i charakteryzację, oraz za debiut młodziutką odtwórczynię głównej roli, ale to zdecydowanie za mało jak na dzieło tego kalibru. W dodatku traktujące o tak ważnym i trudnym, przez dekady przemilczanym temacie. W kuluarach po gali o autentycznej krzywdzie wyrządzonej filmowi i jego twórcy mówili jednym głosem wszyscy.
Filip Bajon zapytany o przyczynę pominięcia Smarzowskiego w werdykcie odpowiedział, że: "tak rozłożyły się głosy siedmiu jurorów", mimo że jemu samemu film się podobał. Tymczasem werdykt jury postanowił "naprawić" prezes TVP Jacek Kurski (ubiegający się właśnie o ponowny wybór). Już przed galą ogłoszono, że wręczy on nagrodę dla konkursowego wybitnego filmu... na schodach teatru, choć nie wspomniano o jakim filmie mowa.
Skąd ten dziwny pomysł, by to robić na schodach? Otóż w 1977 roku na festiwalu (jeszcze w Gdańsku), pominięty został przez jurorów zupełnie, kultowy dziś "Człowiek z marmuru" Wajdy. W proteście obecni na festiwalu dziennikarze właśnie na schodach tamtego teatru - nie mogąc tego zrobić na gali - wręczyli Wajdzie swoją symboliczna nagrodę - cegłę. Kurski nawiązał do tego zdarzenia. W mini - przemowie w foyer teatru oznajmił, iż: "nagrodę specjalną Telewizji w wysokości 100 tys. otrzymuje film "Wołyń", ocierający się o arcydzieło". Ponieważ jednak Smarzowski nie pojawił się, by odebrać ową nagrodę, Kurski oznajmił, że zostanie ona przekazana mu we wtorek w Warszawie, i że reżyser potwierdził swoje przybycie.
Wygląda jednak na to, że nie do końca jest to prawda. Zapytany Smarzowski odpowiedział bowiem: "Powiedziałem jedynie, że skontaktuję się z telewizją, bo muszę to przemyśleć. Gdybym taką nagrodę otrzymał na scenie, w świetle fleszy, wtedy bym ją przyjął i od razu przekazałbym te pieniądze na jakąś fundację wołyńską. O tym, bym miał ją we wtorek odbierać, nic mi nie wiadomo".
Całe zdarzenie podsumował zapytany o komentarz reżyser starszego pokolenia, proszący jednak o zachowanie anonimowości: Jury tegorocznej imprezy strzeliło sobie w stopę - powiedział zdumiony pominięciem filmu Smarzowskiego. - Teraz co sprytniejsi będą próbowali ugrać na tej złej bardzo decyzji, ile tylko się da.
Gala pod hasłami artystycznej wolności
Brak nagrody dla Wojciecha Smarzowskiego był blamażem jurorów, wypada jednak przyznać, że pozostałe wybory pokrywały się z wyborami widzów. (Może z wyjątkiem mocno kontrowersyjnego filmu "Plac zabaw" Bartosza Kowalskiego, epatującego porażającą sceną agresji i zbrodni na niewinnym dziecku, wyróżnionego za najlepszy debiut, który mocno podzielił widzów.)
Choć nagrody Srebrnych Lwów spodziewano się właśnie dla "Wołynia", uhonorowany nią Maciej Pieprzyca z filmem "Jestem mordercą" - świetnie zrealizowanym thrillerem policyjnym, opartym na sprawie Marchwickiego -"wampira z Zagłębia", należał także do faworytów konkursu. Oczywistym było też, że nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na Berlinale przez jury pod przewodnictwem Meryl Streep za scenariusz Tomasz Wasilewski ("Zjednoczone stany miłości") również zostanie doceniony przez jury. Nagrodzono go m.in. za reżyserię, montaż, dla aktorki drugoplanowej - świetnej Doroty Kolak, a także dla aktora drugiego planu - Łukasza Simlata.
Znamienne, że niemal wszystkie podziękowania laureatów, jak też wręczających nagrody artystów odwoływały się do potrzeby artystycznej niezależności i swobody. Aluzje do ostatnich wydarzeń - nacisków na komisję w Gdyni, która słabej "Historii Roja" nie dopuściła do konkursu, czy sytuacji w Teatrze Polskim we Wrocławiu, były niezwykle czytelne.
Laureat Platynowych Lwów Janusz Majewski apelował do młodych twórców: Chciałem wam powiedzieć, żebyście byli sobą. Powiem słowami naszego wielkiego rodaka "nie lękajcie się!". Ja robiłem zawsze to, co uważałem, że trzeba i co sam chciałem robić. Często na jakimś marginesie, a potem się okazywało, że to jednak ma sens - mówił Majewski.
Monika Strzępka, przewodnicząca jury w konkursie Inne Spojrzenie, wręczając nagrody laureatom, apelowała wprost: Sztuka jest przestrzenią wolności. Żadna siła nie może jej ograniczać, poza świadomością, która pochodzi od nas samych. Artystka - znakomita reżyserka teatralna, znana jest także z wielkiego zaangażowania we wspieranie protestów wrocławskich artystów.
Fetowany najgoręcej Andrzej Seweryn z kolei, po podziękowaniach dla ekipy "Ostatniej rodziny", powiedział: Przychylam się do słów Moniki Strzępki o wolności: jedyne, co powinno nas ograniczać to nasza świadomość społeczna i artystyczna. Nie powinno się nas ograniczać więzieniem, ani inną administracyjnymi nakazami - zaakcentował mocno. Aktor swoją nagrodę zadedykował ukraińskiemu reżyserowi, Ołehowi Sencowowi, który odsiaduje 20-letni wyrok za rzekomy "terroryzm".
Pomijając niezrozumiały dla większości werdykt jurorów odnoście "Wołynia" Smarzowskiego, 41 FF w Gdyni należał do niezwykle udanych. Po raz kolejny potwierdził też, że pokoleniowa zmiana warty, która dokonała się w naszym kinie w ciągu ostatnich 2-3 lat, nie jest przejściowym kaprysem, ale trwałym zjawiskiem.
Na koniec też warto wspomnieć o wymownym geście triumfatora tegorocznego festiwalu Jana P. Matuszyńskiego, który dziękując za nagrodę dla "Ostatniej rodziny", powiedział: Szczególne podziękowania kieruję do Wojtka Smarzowskiego, który angażując swój wielki talent i doświadczenie, jak mało kto w ten film wierzył. Najwyraźniej gdyńscy jurorzy są jedynymi, nie potrafiącymi wybitnego reżysera docenić.
Laureaci 41 FF w Gdyni
ZŁOTE LWY - "Ostatnia rodzina", reż. Jan P. Matuszyński
SREBRNE LWY - "Jestem mordercą", reż. Maciej Pieprzyca
PLATYNOWE LWY - Janusz Majewski
NAGRODA SPECJALNA JURY - "Czerwony pająk", reż. Marcin Koszałka
REŻYSERIA - Tomasz Wasilewski - "Zjednoczone Stany Miłości"
SCENARIUSZ - Maciej Pieprzyca - "Jestem mordercą"
PIERWSZOPLANOWA ROLA MĘSKA - Andrzej Seweryn - "Ostatnia rodzina"
PIERWSZOPLANOWA ROLA KOBIECA - Aleksandra Konieczna - "Ostatnia rodzina"
DRUGOPLANOWA ROLA MĘSKA - Łukasz Simlat - "Zjednoczone Stany Miłości"
DRUGOPLANOWA ROLA KOBIECA - Dorota Kolak - "Zjednoczone Stany Miłości"
MUZYKA - "Szczęście świata"
ZDJĘCIA - "Wołyń"
MONTAŻ - "Zjednoczone Stany Miłości"
DŹWIĘK - "Na granicy"
SCENOGRAFIA - "Szczęście świata"
KOSTIUMY - "Zjednoczone Stany Miłości"
CHARAKTERYZACJA - "Wołyń"
DEBIUT REŻYSERSKI - Bartosz M. Kowalski - "Plac zabaw"
DEBIUT AKTORSKI - Michalina Łabacz - "Wołyń"
ZŁOTY PAZUR W SEKCJI INNE SPOJRZENIE
"Ederly", reż. Piotr Dumała i "Biuro budowy pomnika", reż. Karolina Breguła
Autor: Justyna Kobus
Źródło zdjęcia głównego: PAP