Podcięte drzewo zwaliło się, odbiło koroną od ziemi, poleciało w stronę pilarza i przygniotło do ziemi. Mężczyznę zabrał śmigłowiec, zmarł w szpitalu. To nie pierwszy tragiczny wypadek przy wycince drzew w tym roku.
We wtorek około 9 rano w Jastrzębiu-Zdroju 78-letni mężczyzna uczestniczył w ścinaniu drzewa w sołectwie Ruptawa. Zwaliło się i przygniotło starszego mężczyznę.
Poszkodowanego wydostali spod konarów strażacy, wezwany helikopter ratowniczy zabrał go do szpitala wojewódzkiego w Sosnowcu. Miał złamane obie nogi i obrażenia wewnętrzne. Zmarł w szpitalu.
Autobus
Tego samego dnia, trzy godziny wcześniej w Wieprzu pod Żywcem drzewo przewróciło się na drogę krajową 69. To ruchliwa ulica. Właśnie przejeżdżał nią autobus podmiejski.
Drzewo uderzyło w przednią szybę autobusu, wybijając ją i lekko raniąc kierowce. Pasażerowie nie ucierpieli. - Mieli naprawdę szczęście, mogło dojść do wypadku - mówi Paweł Matuszczak z żywieckiej policji.
- Gdyby to było zrządzenie losu, nie byłoby w tym nic dziwnego. Jednak drzewo zostało podcięte - komentują policjanci.
Ustalili, że drzewo ścinał 69-letni mężczyzna. Był przekonany, że rośnie na jego działce i że przewróci się na łąkę.
Nie dość, że najprawdopodobniej wyciął drzewo nieswoje, w pasie drogowym, to jeszcze nieumiejętnie. Policja bada sprawę pod kątem spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym.
Pilarka
Pięć dni wcześniej, w piątek w miejscowości Biała pod Kłobuckiem mieszkanka znalazła sąsiada, leżącego w swoim przydomowym warsztacie. Nie dawał oznak życia, więc zaalarmowała pogotowie. Lekarz stwierdził zgon.
Jak ustalili policjanci, 41-latek ciął drzewo na deski na stołowej pilarce. Kawałek drewna odskoczył i uderzył go w głowę. Mężczyzna stracił przytomność i upadł na pracującą maszynę.
Las
9 marca w miejscowości Lubków (dolnośląskie) śmigłowiec zabrał do szpitala w Legnicy 60-latka z Warty Bolesławieckiej, przygniecionego przez drzewo. Był w ciężkim stanie. Wycinał drzewo w lesie, za pozwoleniem leśniczego.
Stare, spróchniałe drzewo
8 marca w Wodzisławiu Śląskim drzewo zabiło 79-latka. Było jego i miał zgodę na wycinkę, uzyskaną jeszcze przed "lex Szyszko" (dzięki ministrowi ochrony środowiska od początku roku każdy może wyciąć na własnej posesji wszystko, bez pytania urzędników - red.).
- Było stare, spróchniałe - powiedziała nam Katarzyna Muszyńska z wodzisławskiej policji.
79-latek wziął do pomocy przy wycince 17-letniego wnuka. Podcięli drzewo z prawej strony, ale poleciało na prawo, tam gdzie stał dziadek, nie tam, gdzie przewidywał. Przygnieciony zmarł na miejscu. Chłopakowi konar złamał rękę.
Tego samego dnia w bardzo podobnych okolicznościach zginął 69-letni mężczyzna w Kuźnicy Bobrowskiej pod Ostrzeszowem w Wielkopolsce. Rodzina znalazła go martwego za domem pod drzewem, które wycinał piłą mechaniczną.
Wiatr
2 marca w miejscowości Rogóźno pod Kołem, na obrzeżach Wielkopolski zginął 47-letni mężczyzna, pracujący w lesie przy wyrębie.
- Robili porządki, prześwietlali las, przycinali konary, wycinali małe drzewka, które nie miały szansy urosnąć - mówi Krzysztof Jóźwiak z policji w Kole.
Mężczyznę przygniotło drzewo, które nie było wycinane ani przeznaczone do wycinki. "Nagle przyszedł podmuch wiatru", jak mówi Jóźwiak, wyrwał drzewo z korzeniami i rzucił na 47-latka. Tego dnia w Wielkopolsce szalała wichura.
Jak podaje straż pożarna w Kole, przed przyjazdem służb ratowniczych 47-latka wyciągnęli spod drzewa inni pracownicy.
Konar
Rosnówka w Wielkopolsce, 28 lutego. Strażaków wezwano do 60-letniego mężczyzny, przygniecionego konarem topoli, którą wycinał. - On leżał i żył jeszcze - mówili nam sąsiedzi 60-latka.
Na miejsce wezwano karetkę i helikopter ratowniczy. Reanimacja trwała ponad godzinę. Mężczyzny nie udało się uratować.
Internauci na lokalnych forach nazywają te wypadki "zemstą drzew". Przypominają też, żeby nie żałować paru groszy na fachowców, czyli drwali, bo wycinka to nie jest prosta rzecz.
O co chodzi w "lex Szyszko":
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: PSP Jastrzębie-Zdrój