Władysław Kosiniak-Kamysz tak naprawdę przestał być rozpoznawalnym liderem środowiska wiejskiego - ocenił w "Faktach po Faktach" profesor Rafał Matyja, politolog, który do niedawna doradzał Szymonowi Hołowni. W TVN24 ocenił wyniki wyborczej niedzieli.
Według przedstawionych przez Państwową Komisję Wyborczą wyników głosowania, pochodzących z 99,8 procent obwodów, w pierwszej turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda zdobył 43,7 procent poparcia, a kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski - 30,3 procent. Duda i Trzaskowski zmierzą się w drugiej turze głosowania, która odbędzie się 12 lipca.
W "Faktach po Faktach" niedzielne głosowanie komentował politolog, profesor Rafał Matyja. Ocenił, że druga tura i wybrani do niej kandydaci to wynik "do przewidzenia". - Aptekarskie traktowanie różnicy między kandydatami nie ma większego znaczenia - powiedział.
Wynik Kosiniaka-Kamysza "jest kontynuacją tradycji kandydatów PSL w wyborach prezydenckich"
Matyja w programie skupił się na kandydatach PSL i Lewicy. Szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, na podstawie danych z 99,78 obwodów, w skali kraju uzyskał 2,37 procent poparcia. W województwie świętokrzyskim, jeszcze do niedawna rządzonym przez PSL, Kosiniak-Kamysz otrzymał 19 494 głosy. To 3,18 procent poparcia.
Matyja zwrócił uwagę, że wynik Władysława Kosiniaka-Kamysza na wsi i w mieście niewiele się od siebie różni. - On tak naprawdę przestał być rozpoznawalnym liderem środowiska wiejskiego - wskazał. Dodał przy tym, że rezultat jest kontynuacją tradycji kandydatów PSL w wyborach prezydenckich. - Oni zawsze mają wyniki dużo poniżej własnej partii - przypomniał.
- Kosiniak miał być przełomem i tym kandydatem PSL, który będzie lepszy niż wynik Jarubasa, Kalinowskiego, czy Pawlaka - wymienił. - Wyniku poniżej trzech procent się nie spodziewałem - przyznał.
Adam Jarubas w 2015 roku zdobył w wyborach prezydenckich 1,6 procent poparcia, Jarosław Kalinowski w 2000 roku - 5,95 procent, a w 2005 - 1,8 procent. Waldemar Pawlak natomiast w wyborach prezydenckich w 1995 roku zdobył 4,31 procent poparcia, a w 2010 - 1,75 procent.
Wynik Roberta Biedronia (2,21 procent) gość "Faktów po Faktach" ocenił z kolei jako "bardzo słaby jak na kandydata Lewicy". - To pokazuje, że te dwie kandydatury zostały przez wyborców ostatecznie pominięte - skomentował.
Hołownia "to na pewno nie jest kandydat wielkomiejski"
Politolog powiedział w programie, że głosował na Szymona Hołownię, a jego wynik (13,85 procent) ocenił jako "bardzo dobry". Matyja doradzał Hołowni na początku jego kampanijnej drogi.
Jak ocenił, Hołownia to "jedyny polityk, który obronił swój stan posiadania, zanim do gry wszedł Rafał Trzaskowski". - To pokazuje, że Hołowni udało się dotrzeć do pewnej grupy ludzi, która uznała go za własnego kandydata, a nie kandydata numer dwa, kandydata zastępczego - wyjaśnił.
Pytany, kim są wyborcy Szymona Hołowni, Matyja odparł, że wśród tych wyborców jest "bardzo dużo różnych motywacji, które skłaniają do poparcia tej kandydatury". - Rozkład poparcia dla Hołowni jest dość równy, jeśli chodzi o skalę kraju. Są powiaty, gdzie jest poniżej 10 procent poparcia, ale to na pewno nie jest kandydat wielkomiejski, tak jak mówiono - zaznaczył. - To kandydat ogólnopolski, który wzbudził zainteresowanie i entuzjazm, którego wcześniej nie było - ocenił.
Źródło: TVN24