Jeżeli wszyscy zaangażowani w te wybory mówią - "było okay" - to pytam, czy to oznacza, że w kampanii wyborczej można kłamać - mówił w TVN24 profesor Marcin Matczak, odnosząc się do uchwały Sądu Najwyższego w sprawie ważności wyborów prezydenckich. - Z perspektywy ustrojowej nie wiemy do końca, co się stało dzisiaj w Sądzie Najwyższym - ocenił doktor Mikołaj Małecki.
Posiedzenie Sądu Najwyższego w celu podjęcia uchwały w sprawie ważności wyborów prezydenckich rozpoczęło się w poniedziałek w południe. Po niespełna półgodzinnym posiedzeniu przewodnicząca sędzia Ewa Stefańska zarządziła przerwę na naradę sędziowską do godziny 13. Po zakończeniu narady Izba Kontroli Nadzwyczajnej podjęła uchwałę w sprawie ważności wyborów.
Jeszcze przed rozpoczęciem posiedzenia rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski powiedział, że poniedziałkowe orzeczenie będzie oznaczać definitywną wypowiedź na temat ważności wyborów. - Po zapadnięciu uchwały jakiekolwiek wątpliwości już zostaną normatywnie rozstrzygnięte - wskazał sędzia.
"Z perspektywy ustrojowej nie wiemy do końca, co się stało dzisiaj w Sądzie Najwyższym"
- Z perspektywy ustrojowej nie wiemy do końca, co się stało dzisiaj w Sądzie Najwyższym - powiedział doktor Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak stwierdził, zgodnie z artykułem 82 Kodeksu wyborczego podstawą protestu wyborczego jest nieprawidłowość przy głosowaniu. - Chyba nie ma większej, bardziej rażącej nieprawidłowości przy głosowaniu niż sytuacja, w której w ogóle nie ma podstawy prawnej do przeprowadzenia głosowania - uznał ekspert. Jak podkreślił, wybory 28 czerwca zostały zarządzone w warunkach, o których nie mówi polska konstytucja.
- Pani sędzia przewodnicząca powiedziała, że należało zgodnie z Konstytucją zachować ciągłość wyborów. Przecież zgodnie z artykułem 128 konstytucji te wybory miały się odbyć najpóźniej 75 dni przed upływem kadencji pana Andrzeja Dudy. Ten termin nie został zachowany w tych ponowionych wyborach 28 czerwca, więc te wybory nie spełniły konstytucyjnych warunków, jeżeli mówimy o ciągłości procesu wyborczego - ocenił Małecki.
"Skład sądu nienależycie obsadzony"
Jak mówił, "pierwsza kwestia oceny tego, co się dzisiaj stało w Sądzie Najwyższym, to ocena, jak te wybory przedstawiają się z perspektywy standardów państwa demokratycznego opisanych w polskiej konstytucji". - Druga kwestia to jest to, co stwierdziła dzisiaj Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych - dodał.
Jak tłumaczył, "żeby wybory były ważne, musi być wypowiedź kompetentnej władzy sądowniczej". Wskazał, że "zgodnie z artykułem 129, ustęp 1 konstytucji: ważność wyboru prezydenta stwierdza Sąd Najwyższy, czyli organ władzy sądowniczej, spełniający wszystkie standardy sądu opisane w polskiej konstytucji". - Neoizba kontroli nadzwyczajnej z sędziami, którzy w świetle uchwały Sądu Najwyższego ze stycznia są zawsze podejrzani, skład sądu z ich udziałem jest zawsze nienależycie obsadzony, jest sprzeczny z przepisami prawa, którzy w zwykłej sprawie powinni się wyłączyć z orzekania, tutaj decydują o personalnym wyborze konkretnego polityka do sprawowania funkcji politycznej, jaką jest funkcja prezydenta. To nie jest w świetle artykułu 129 wypowiedź sądu spełniającego standardy konstytucyjne - oznajmił Małecki.
Jak dodał, "w świetle tych standardów w połączeniu ze standardami międzynarodowymi, które nas wiążą, nie doszło dzisiaj do wiążącej wypowiedzi organu opisanego w artykule 129 konstytucji, który byśmy mogli nazwać Sądem Najwyższym". - W związku z tym, tak naprawdę, ważność wyboru prezydenta nie jest przesądzona - stwierdził.
Jak mówił, "neosędziowie odebrali nam, obywatelom prawo do tego, żeby Sąd Najwyższy stwierdził ważność wyboru prezydenta". - Nawet gdyby te wybory były krystalicznie prawidłowe, to bez wypowiedzi Sądu Najwyższego ten wybór nie jest ważny, a takiej wypowiedzi dzisiaj nie było - podkreślił.
Matczak: mamy tu do czynienia z podejściem Poncjusza Piłata
O proces obrad w wybranej przez nową Krajową Radę Sądownictwa Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych pytany był w TVN24 profesor Marcin Matczak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jego zdaniem, "podejście sądu w tej sprawie jest niezwykle formalistyczne". - Formalizm w prawie polega na tym, że ocenia się legalność danego działania na podstawie wyłącznie jednego konkretnego przepisu, a nie całokształtu regulacji, w tym w szczególności konstytucji - tłumaczył.
- Mamy tu do czynienia z podejściem Poncjusza Piłata, czyli wszyscy zaangażowani w ten proces umywają ręce, nie widzą tego podstawowego problemu, jakim jest wprowadzenie w kampanii wyborczej milionów Polaków w błąd co do tego, jak funkcjonują kandydaci, w jaki sposób należy na nich głosować - zwrócił uwagę gość TVN24.
Zwrócił uwagę, że "to jest rzecz, która w raporcie OBWE była wskazana jako jeden z podstawowych problemów z polskimi wyborami". - Jeżeli wszyscy zaangażowani w te wybory mówią - "było okay" (…) to pytam, czy to oznacza, że w kampanii wyborczej można kłamać. Czy to jest zachęta do tego, żeby już teraz w każdych przyszłych wyborach można było powiedzieć na temat kandydata opozycji wszystko i to ludziom, dla których jedynym źródłem komunikatu są media publiczne - mówił.
- Cała sytuacja z sędziami przez ostatnie pięć lat w Polsce doprowadziła do tego, że każdy rozstrzygający sprawę ważną dla władzy musi sobie zadać pytanie, co go spotka, kiedy się tej władzy sprzeciwi. Sędziowie w Polsce są prześladowani i trzeba sobie to jasno powiedzieć - oznajmił profesor Matczak.
"Wyszliśmy z ram konstytucyjnych"
Zdaniem mecenasa Łukasza Chojniaka, "to, co się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy, jest wielką skazą na polskiej demokracji, z którą będziemy musieli sobie radzić". - I nie chodzi tylko o wybory 28 czerwca i 12 lipca, ale przede wszystkim o to, co się wydarzyło 10 maja, to znaczy to, że zarządzone wybory nie zostały przeprowadzone na podstawie paktu politycznego dwóch panów prezesów, co w państwie demokratycznym jest jakimś kuriozum - mówił.
- To, co się wydarzyło, było przyzwoleniem wszystkich głównych sił politycznych. Nie zmienia to postaci rzeczy, że ci, którzy doprowadzili do tego skandalu, że się nie odbyły wybory, powinni kiedyś stanąć przed trudnymi pytaniami - powiedział gość TVN24.
- Badamy ważność wyborów, które same w sobie są poza terminami konstytucyjnymi. Już z tego powodu mogłyby być zakwestionowane, ale rzeczywiście my już wyszliśmy z ram konstytucyjnych - zwrócił uwagę Chojniak.
Według gościa TVN24 "bezsporne jest, że te wybory były prowadzone w warunkach nierównych, czyli takich, w których aparat państwa zaangażował się w kampanię w znacznie większym stopniu, niż miało to miejsce kiedyś". - Plus działania telewizji, już chyba tylko z nazwy "publicznej", która zaangażowała się w sposób absolutnie bezceremonialny w poparcie obecnie urzędującego prezydenta, to sprawiało, że jedna strona miała łatwiej, a druga miała pod górkę - ocenił.
- Ale to, co ocenia Sąd Najwyższy, to przebieg samego głosowania, a co do przebiegu samego głosowania większych uchybień pewnie nie było - uznał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock