Załóżmy, że w wyniku tych przekręconych wyborów, po wybitnie niesprawiedliwej kampanii, jednak Andrzej Duda nie zdobywa 50 procent głosów, ktoś z opozycji przechodzi do drugiej tury, to co wtedy mówimy: bojkot czy słuchajcie, jesteśmy o jeden spacer do lokalu wyborczego albo wysłanie jednej koperty od pożegnania Andrzeja Dudy? Co wtedy robimy? - pytał w "Faktach po Faktach" w TVN24 Tomasz Lis. Zdaniem Jarosława Kurskiego, jest to "bardzo mała prawdopodobna sytuacja". - Ja uważam, że 10 maja tych wyborów nie będzie - dodał.
10 maja mają odbyć się wybory prezydenckie, w formie tradycyjnej lub korespondencyjnej. Prace nad ustawą przewidującą wybory w tej drugiej formie Senat musi zakończyć do 6 maja. Mimo to rząd potwierdził, że już trwają przygotowania do przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej. O wyborach dyskutowali goście "Faktów po Faktach" w TVN24: redaktor naczelny "Newsweeka" Tomasz Lis i pierwszy zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Jarosław Kurski.
- Doskonale rozumiem tych, którzy mówią: nie, to jest szwindel, oszustwo, trzeba uderzyć pięścią w stół, nie można w tym brać udziału i w żaden sposób tego firmować. Ale doskonale też rozumiem emocje tych ludzi, którzy mówią: jest cień szansy na drugą turę, jest szansa na zwycięstwo, trzeba walczyć. I jedni, i drudzy są przyzwoici - ocenił Tomasz Lis.
Zdaniem Jarosława Kurskiego, "jeżeli chcielibyśmy brać udział w tych wyborach, to musiałaby to zrobić cała opozycja w sposób skoordynowany, poparta przez rozmaite autorytety". - A wiemy, że prezydenci, premierzy, w jakimś sensie Episkopat, OBWE, Sąd Najwyższy, Państwowa Komisja Wyborcza, eksperci Senatu – wszyscy zdezawuowali te wybory. W związku z tym połowa ludzi, demokratów, do tych wyborów nie pójdzie, bo pójdą za głosem osób, które powiedziały "nie bierzmy w tych udziału" - stwierdził.
"Załóżmy, że ktoś z opozycji przechodzi do drugiej tury, to co wtedy mówimy: bojkot?"
Lis odpowiedział, że "do niczego ludzi nie zachęca, tym bardziej, że mamy prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa zdrowotnego". - Myślę, że moralnie to ja nawet nie mam prawa, żeby kogokolwiek do czegokolwiek zachęcać. Ja tylko mówię, że szanuję racje jednych i drugich - wyjaśnił.
Wyraził nadzieję, że "w przyszłym tygodniu zjednoczona – w każdym razie na potrzeby tego jednego, szalenie ważnego głosowania – opozycja plus wystarczająca liczba posłów Jarosława Gowina i on sam odstrzelą pomysł wyborów korespondencyjnych i to nas zwolni z tego dylematu i poniekąd unieważni te różnice zdań, które mamy, bo nie będzie tego problemu przez jakiś czas".
- A załóżmy, że w wyniku tych przekręconych wyborów, po wybitnie niesprawiedliwej kampanii, jednak Andrzej Duda nie zdobywa 50 procent głosów, ktoś z opozycji przechodzi do drugiej tury, to co wtedy mówimy: bojkot czy słuchajcie jesteśmy o jeden spacer do lokalu wyborczego albo wysłanie jednej koperty od pożegnania Andrzeja Dudy? Co wtedy robimy? - pytał.
"Uważam, że 10 maja wyborów nie będzie"
Jednak zdaniem Jarosława Kurskiego, jest to "bardzo mała prawdopodobna sytuacja". - Ja uważam, że 10 maja tych wyborów nie będzie, że doszło po raz pierwszy od wielu, wielu lat do złamania pewnego układu bipolarnego na polskiej scenie politycznej: na PiS i antyPiS. I pojawiła się pośrodku PSL-chadecja, czyli taki na razie niesformalizowany konglomerat Gowina i Kosiniaka-Kamysza, który de facto może być języczkiem u wagi, trzecią siłą, która będzie rozgrywać to, co się dzisiaj w Polsce będzie działo - skomentował.
"W tej najdziwniejszej prezydenckiej kampanii we wszechświecie, czeka nas kilka niespodzianek"
- Mam wrażenie, że w tej najdziwniejszej prezydenckiej kampanii we wszechświecie czeka nas jeszcze kilka niespodzianek, których kompletnie nie jesteśmy w stanie dzisiaj przewidzieć - dodał Tomasz Lis.
Według niego, "jest to kolejny paradoks sytuacji w Polsce dzisiaj, że demokracja i państwo, w którym żyjemy, zależy w jakimś sensie od stanu moralności polityka, którego moralność przez cztery lata kwestionowano".
Zdaniem Kurskiego, "jeżeli miałoby dojść do wyborów w późniejszym terminie, one nie mogą się odbywać według przepisu pana Sasina". - To muszą być wybory przeprowadzone przez Państwową Komisję Wyborczą z uwzględnieniem wszystkich wymogów, których ta ustawa kopertowa pozbawiła - podkreślał.
W obecnym stanie prawnym w dalszym ciągu Państwowa Komisja Wyborcza odpowiada za przebieg wyborów prezydenckich, ale przepis art. 102 ustawy z 16 kwietnia "o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa" pozbawił ją ważnego prawa – ustalenia wzoru karty do głosowania i zlecenia druku. Obecnie nie ma obowiązującego aktu prawnego, który by na to komukolwiek zezwalał.
W ustawie z 6 kwietnia ten obowiązek powierza się ministrowi aktywów państwowych. Dopóki ten przepis nie stanie się obowiązujący, nie ma podstaw prawnych, by komukolwiek zlecać druk kart do głosowania.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24