Były premier i były lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller powiedział w poniedziałek, że porażka wyborcza Roberta Biedronia "powinna stać się przedmiotem dogłębnej analizy". Obecny eurodeputowany podkreślił, że na lewicy "nikt nie ma interesu" w próbie wyciągania politycznych konsekwencji.
Leszek Miller uważa, że dla Lewicy najważniejsze jest w tej chwili rzetelne przeanalizowanie porażki Roberta Biedronia, który uzyskał w pierwszej turze wyborów prezydenckich dopiero szóste miejsce i 2,2 procent poparcia. - Najgorsze jest to, że pomiędzy wyborami parlamentarnymi, gdzie Lewica dostała 2,3 miliona głosów a wyborami prezydenckimi, gdzie reprezentował ją Robert Biedroń, ubyło Lewicy 1,9 miliona głosów – mówił w poniedziałek były premier, który w 2019 roku z listy Koalicji Obywatelskiej zdobył mandat europosła.
Były szef SLD nie wie, co się stało. - To powinno stać się przedmiotem dogłębnej analizy, bo właściwa odpowiedź na to pytanie jest kluczem do przyszłości lewicy w Polsce - powiedział był szef rządu SLD – PSL. Na pytanie, czy za wybór i kampanię Biedronia, wśród liderów Lewicy, powinny "polecieć polityczne głowy", Leszek Miller odparł, że "nikt nie ma w tym interesu".
Leszek Miller wskazał dwa błędy Roberta Biedronia podczas kampanii wyborczej. - Nie wykorzystał przede wszystkim debaty telewizyjnej, żeby się przebić ze swoimi komunikatami i niczym się specjalnie nie wyróżnił. Po drugie, niepotrzebnie Biedroń przy każdej okazji atakował Rafała Trzaskowskiego, kiedy elektorat Lewicy, w zdecydowanej większości, deklarował, że będzie w drugiej turze głosował na kandydata Koalicji Obywatelskiej – mówił były premier.
Były szef SLD uważa, że walka polityczna przed drugą turą wyborów prezydenckich, która przypada 12 lipca, będzie interesująca. - Faworytem po pierwszej turze jest na pewno prezydent Andrzej Duda, ale pan Trzaskowski dalej ma szansę – powiedział Miller.
Źródło: PAP