Rzeczą skandaliczną jest to, na czym się opiera w ogóle sens tego całego porozumienia - ocenił w TVN24 doktor Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, komentując wspólne oświadczenie Jarosława Gowina i Jarosława Kaczyńskiego. Porozumienie polityków zawiera założenie, że Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność wyborów. Sytuacja, z którą mamy do czynienia pokazuje, jak traktuje się konstytucję - ocenił z kolei mec. Michał Wawrykiewicz z inicjatywy Wolne Sądy.
W środę wieczorem prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin przekazali we wspólnym oświadczeniu, że "po upływie terminu 10 maja 2020 roku oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, marszałek Sejmu RP ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie".
"Już zdecydowano, co ma zrobić Sąd Najwyższy"
- Znajdujemy się w sytuacji trudnej i szukamy wyjścia z niej po to, żeby wybory mogły się odbyć. Ale nie może polityka przysłonić nam prawa i tego, w jaki sposób konstytucyjnie rozwiązać ten problem - powiedział dr Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, który był gościem TVN24.
- Rzeczą skandaliczną jest to, na czym się opiera w ogóle sens tego całego porozumienia - ocenił. Zauważył, że "już zdecydowano, co ma zrobić Sąd Najwyższy". - To znaczy, że ma stwierdzić nieważność tych wyborów, które się miały odbyć 10 maja. Na tym się opiera cały sens tego porozumienia - że Sąd Najwyższy stwierdzi nieważność wyborów i marszałek Sejmu będzie mogła w związku z tym wyznaczyć nowy termin wyborów - wskazał Małecki.
Wyjaśnił, że "rzeczywiście wtedy się zaktualizuje podstawa prawna do tego, żeby wybory, które się nie odbyły i były nieważne, wyznaczyć raz jeszcze przez marszałka Sejmu".
"Przecież w ogóle nie będzie głosowania"
- Jak to jest? Dwóch polityków ustala sobie, co ma w przyszłości zrobić Sąd Najwyższy - mówił dalej karnista. Zaznaczył, że "przecież nie jest oczywiste, że te wybory Sąd Najwyższy uzna za wybory nieważne".
- To jest wbrew pozorom dość skomplikowana sprawa pod względem prawnym, bo jak można za nieważne coś, co w ogóle nie do doszło do skutku. Przecież w ogóle nie będzie głosowania w niedzielę 10 maja - dodał doktor Małecki.
Gość TVN24 zauważył ponadto, że "przepis konstytucji mówi, że ważność wyboru prezydenta Rzeczypospolitej ma stwierdzić Sąd Najwyższy". - To jest ciekawe: ważność "wyboru" prezydenta, a nie ważność "wyborów" - podkreślał. Zwracał uwagę, że "to jest problem prawny i nie można za Sąd Najwyższy już teraz decydować, w jaki sposób ta sprawa ma być rozstrzygnięta".
- Jeżeli Sąd Najwyższy nie stwierdzi nieważności tych wyborów - to znaczy nie wyda takiego rozstrzygnięcia, że wybory są nieważne, tylko na przykład umorzy postępowanie, bo uzna, że w ogóle nie doszło do skutku to wydarzenie, więc jest bezprzedmiotowe, żeby się tym zajmować (…) - wtedy, cały plan, można powiedzieć, legnie w gruzach - tłumaczył Małecki. Wyjaśniał przy tym, że jeśli "nie ma stwierdzenia nieważności wyborów, w związku z tym nie można rozpisać nowych wyborów".
- To jest skandaliczne, że już teraz politycy decydują za Sąd Najwyższy, co ma się stać - ocenił dr Mikołaj Małecki.
"Wystarczająca jest wola aparatu politycznego"
Adwokat Michał Wawrykiewicz z inicjatywy Wolne Sądy ocenił, że "to, co się wczoraj rozegrało, to chyba był najstraszniejszy akt niszczenia polskiego systemu konstytucyjnego w ciągu ostatnich pięciu lat".
Jego zdaniem treść oświadczenia "to jest wymysł, który ma na celu wyłącznie przyspieszenie terminu wyborów, zorganizowanie ich jak najszybciej". - Oczywiście, mając świadomość, że zorganizowanie ich teraz w maju jest logistycznie, organizacyjnie po prostu niewykonalne, rządzący postanowili zrobić to naokoło, poza konstytucją, ale jak najszybciej, czyli w okolicach lipca - kontynuował.
- Normalnie - tak, jak konstytucja to przewiduje, tak, jak zostało to zaprojektowane przez jej twórców - w tej sytuacji absolutnie powinien być wprowadzony stan nadzwyczajny, stan klęski żywiołowej i wówczas z wyborami mielibyśmy od czynienia zapewne w okolicach października - powiedział Wawrykiewicz.
- Sytuacja, z którą mamy do czynienia teraz, jest dla nas, dla obywateli przede wszystkim, niezwykle zatrważająca. Bo pokazuje, jak traktuje się konstytucję, jak traktuje się przepisy ustrojowe – jako coś absolutnie zbędnego, dlatego że wystarczająca jest wola aparatu politycznego - dodał Wawrykiewicz.
Jego zdaniem "mamy do czynienia z pewnego rodzaju zamachem konstytucyjnym, w którym politycy uzurpują sobie prawo do kształtowania losów państwa zupełnie poza zasadami konstytucyjnymi". Przekonywał, że "jeśli nie udałoby się przeprowadzić tych absolutnie absurdalnie forsowanych na maj wyborów, po prostu należało doczekać do końca kadencji do 6 sierpnia i wówczas władze powinien przejąć konstytucyjnie - tak większość konstytucjonalistów twierdzi - marszałek Sejmu. I marszałek Sejmu wówczas powinien dopiero ogłosić wybory, znów w konstytucyjnych terminach".
W czwartek Sejm zdecyduje w sprawie wyborów korespondencyjnych
Senat we wtorek wieczorem odrzucił ustawę w sprawie głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Jeszcze we wtorek Gowin zapowiadał, że nie odrzuci sprzeciwu Senatu, ale ze wspólnego oświadczenia z Kaczyńskim wynika, że lider Porozumienia poprze możliwość głosowania w trybie korespondencyjnym. W czwartek o godzinie 9 Sejm wznowi obrady - podczas nich zaplanowane jest głosowanie nad stanowiskiem Senatu.
Do odrzucenia sprzeciwu Senatu wymagana jest bezwzględna większość głosów - o 1 głos więcej niż wszystkich pozostałych głosów (przeciw i wstrzymujących się). Do klubu PiS należy 235 z 460 posłów.
Źródło: TVN24