Było umocowanie ustawowe do przygotowania pakietów wyborczych - przekonywał w "Rozmowie Piaseckiego" prezydencki minister Andrzej Dera, mówiąc o majowych wyborach korespondencyjnych, które ostatecznie się nie odbyły. Komentował także ujawnione przez tvn24.pl informacje, że organizacja głosowania kosztowała Pocztę Polską blisko 70 milionów złotych. Pytany, kto powinien pokryć te koszty, odparł: - Może zbiórka wśród senatorów Platformy Obywatelskiej, którzy nie chcieli tych wyborów? Może to w jakiś sposób tę kwotę pozwoli zebrać.
Tvn24.pl ujawnił, że na kwotę prawie 70 milionów złotych opiewają faktury, które w związku z przygotowaniami do organizacji majowych wyborów prezydenckich Poczta Polska podpisała z co najmniej czterema firmami. Z dokumentów, do których dotarł portal, wynika, że Poczta wypłaciła z tego już ponad 26 milionów złotych, choć 10 maja wybory prezydenckie się nie odbyły.
"Może zbiórka wśród senatorów Platformy Obywatelskiej"
Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Dera mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24, że "nie umie (...) odpowiedzieć na pytanie, kto powinien wyłożyć te pieniądze". - Może zbiórka wśród senatorów Platformy Obywatelskiej, którzy nie chcieli tych wyborów? Może to w jakiś sposób tę kwotę pozwoli zebrać - dodał.
Prezydencki minister przekonywał przy tym, że "było umocowanie ustawowe do przygotowania pakietów". - W czasie pandemii trzeba robić rzeczy szybko i tak do tej pory rząd działał, rozważnie. Ale nie można tego samego powiedzieć o opozycji, która ma większość w Senacie. Robiono wszystko na odwrót właśnie, nieszybko i nierozważnie po to tylko, żeby wymienić ostatecznie kandydata Platformy Obywatelskiej. To im się udało - mówił Andrzej Dera.
Według prezydenckiego ministra, "od dnia wczorajszego mamy kolejną sekwencję". - Otóż Platformie nie podoba się również termin czerwcowy i będzie robiła wszystko, żeby wybory się w Polsce nie odbyły. Czyli wprost mogę powiedzieć, że działania opozycji, w szczególności Platformy Obywatelskiej, polegają na tym, żeby Polska przestała być krajem demokratycznym - ocenił.
- Na to zgody nigdy nie będzie. Ani pana prezydenta, ani Zjednoczonej Prawicy - dodał Andrzej Dera.
Dera: panu prezydentowi udało się dwie bardzo ważne idee wprowadzić w życie
W miniony czwartek sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP mówił w Radiu Plus, że "lepszego prezydenta niż Andrzej Duda nie mieliśmy". W środę w TVN24 podtrzymał swoje stanowisko. - Nie śmiem porównywać Andrzeja Dudę do prezydentów przedwojennych, bo mam zbyt małą wiedzę na temat tych prezydentów (...). Były też inne czasy. Porównuję do czasów współczesnych, porównując do Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Kaczyńskiego, Bronisława Komorowskiego, bo oni ostatnimi czasy byli prezydentami naszego kraju - wyjaśniał gość "Rozmowy Piaseckiego". Dera przyznał, że jego zdaniem urzędujący prezydent jest od nich lepszy.
- Jest lepszy moim zdaniem nawet od świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego, bo najtrudniej wprowadzać wielkie idee w życie. A panu prezydentowi udało się dwie bardzo ważne idee wprowadzić w życie - przekonywał. Jak dodał, są to idee dla niego "fundamentalne, dotyczące polskiego bezpieczeństwa".
- Otóż NATO przyszło do Polski i to było wielkie marzenie Lecha Kaczyńskiego. Kwestia Trójmorza to też była wielka idea Lecha Kaczyńskiego, ale to Andrzej Duda ją wprowadził w życie. A zawsze wprowadzenie w życie wielkich idei jest dużo trudniejsze niż wprowadzenie samych idei, dlatego taka jest moja ocena - podsumował.
Dera: większość głosów nie miała znaczenia
Prezydent Andrzej Duda powołał na pierwszego prezesa Sądu Najwyższego profesor Małgorzatę Manowską, byłą szefową Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury oraz byłą wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry. Z pięciorga kandydatów na to stanowisko najwięcej głosów sędziów Zgromadzenia Ogólnego (50) uzyskał Włodzimierz Wróbel, Manowska miała poparcie dwukrotnie mniejsze.
Andrzej Dera przyznał w TVN24, że dla prezydenta "większość (głosów – red.) nie miała znaczenia". - Ponieważ przewaga pani profesor Manowskiej nad panem profesorem Wróblem leżała w dwóch elementach kluczowych dla pana prezydenta. Po pierwsze pani profesor Manowska przeszła całą drogę sędziowską. Od sędziego sądu rejonowego po sędziego Sądu Najwyższego – wskazywał minister.
Zauważył także, że "jeżeli chodzi o tytuły naukowe, mają podobne - i jeden i drugi kandydat jest profesorem prawa". - Drugi argument bardzo ważny dla pana prezydenta był taki, że pani profesor Manowska, pani sędzia Manowska, nigdy nie wypowiadała się politycznie w sporze, który był w ostatnim czasie. Pan prezydent wyraźnie powiedział, że dla niego te dwa argumenty były kluczowe i dlatego zdecydował się na profesor Manowską – mówił dalej Dera.
Jak mówił prezydencki minister, "sędziowie mają być bezstronni i wprost z konstytucji wynika to, że nie wyjawiają swoich poglądów politycznych". - To jest najistotniejsze – zaznaczył.
Dera przyznał, że "jeżeli ktoś działa w rządzie, oczywiście działa w polityce", jednak pytany o obecność Manowskiej w resorcie sprawiedliwości przekonywał, że "była delegowanym sędzią". - Tak jak w tej chwili jest pani sędzia (Anna – red.) Dalkowska. Bo tylko sędziowie mogą zajmować się nadzorem nad sędziami, właśnie szanując odrębność tej władzy - wskazywał.
Jak wyjaśniał, "nadzór nad sędziami - a ministerstwo ma w pewien sposób nadzór nad sędziami, administracyjny - mogą sprawować sędziowie". - We wszystkich rządach wcześniejszych nadzór administracyjny nad sędziami sprawowali wiceministrowie, którzy byli sędziami - mówił sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. Pytany, czy któraś z tych osób została później pierwszym prezesem Sądy Najwyższego, odparł: - Nie znam historii tych osób.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24