Listonosze mają być siłą sprawczą, która spowoduje, że wybory prezydenckie się odbędą. By mogli dostarczyć paczki z głosami, na naszych drzwiach lub furtkach muszą znajdować się skrzynki pocztowe. Jak to wygląda z perspektywy komornika, który również musi docierać do konkretnych osób? Materiał Łukasza Karusty, reportera magazynu "Czarno na białym".
Od pół roku obowiązek dostarczania przesyłek sądowych mają komornicy i okazuje się, że nie jest to łatwe zadanie. – Ostatnio byłem doręczyć korespondencję, właściciel zmienił płot i zmienił lokalizację skrzynki na listy – opowiada komornik sądowy Robert Damski. Nowa skrzynka znalazła się tuż przy drzwiach wejściowych do budynku. – Problem polegał na tym, że żeby wejść na teren posesji, musiałbym uzyskać zgodę dwóch dobermanów. Doktorem Dolittle nie jestem, więc obawiałem się, że mogę nie znaleźć z nimi wspólnego języka – dodaje. Pytany o mieszkańców bez skrzynek na listy, zwraca uwagę, że "w przypadku miasta i gminy Lipno problem ten dotyczy około 15 procent domostw".
Niewiele lepiej jest w blokach – na każdym osiedlu można znaleźć nieszczelne, niedomykające się i zniszczone skrzynki. Kolejnym problemem dla komornika z Lipna jest to, że często nie może znaleźć odbiorcy, bo ten już dawno nie mieszka pod adresem zameldowania. – Około 30 procent osób nie jest zameldowanych w miejscu zamieszkania. Bardzo często miejsce zamieszkania i miejsce zameldowania zupełnie się nie pokrywają – mówi Robert Damski.
"Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś pakiet wyborczy miał zostawić w płocie"
– Komornik ma ten przywilej, że doręcza korespondencję tam, gdzie dłużnika zastanie. Bardzo często w mniejszych miejscowościach, żeby skutecznie doręczyć korespondencję, wcale nie trzeba iść pod adres, który sąd wskazuje – dodaje. Komornik wyjaśnia, że należy udać się do najbliższego sklepu spożywczego, bo w małych miejscowościach lub na wsi to sprzedawczynie wszystkich doskonale znają.
Wystarczy wyjechać kilka kilometrów poza centrum Warszawy, żeby przekonać się, że na niektórych domach nie ma skrzynek pocztowych. W takich przypadkach listy zazwyczaj doręczane są do rąk własnych, ale co zrobić, kiedy mieszkańca nie ma w domu? Robert Damski przyznaje, że popadł w zdumienie, czytając instrukcje dla Poczty Polskiej, jak ma się zachować w przypadku braku skrzynki na listy.
– Gdybym ja, jako komornik, postąpił w ten sposób, że zostawiłbym korespondencję w płocie, miałbym następnego dnia wszczęte postępowanie dyscyplinarne za szereg naruszeń – twierdzi. – W sytuacji wyborów nie wyobrażam sobie, żeby ktoś pakiet wyborczy miał zostawić w płocie – dodaje.
Źródło: TVN24