- Dostałem list od pani premier. Było w nim napisane, że wszyscy są równi wobec prawa, mają te same prawa i obowiązki. Uwierzyłem w to - mówił na konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Sebastian Kościelnik, który w lutym 2017 roku uczestniczył w wypadku z limuzyną ówczesnej premier Beaty Szydło. - To nie była zwykła stłuczka, nie zderzyłem się z samochodem. Zderzyłem się z władzą - dodał.
Na sobotniej konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wystąpił Sebastian Kościelnik. W lutym 2017 roku w Oświęcimiu jego auto brało udział w wypadku z limuzyną ówczesnej premier Beaty Szydło. Do tej pory nie zapadł wyrok w tej sprawie.
CZYTAJ WIĘCEJ: Historia Sebastiana Kościelnika >>>
- To był piątek, wracałem właśnie z biletami. Za parę minut miałem się znaleźć na miejscu, nie dotarłem do niego przez następne dziewięć godzin. To był wypadek. Pancerna limuzyna wjechała w moje seicento z dość dużą prędkością. Wyrzuciło mnie 20 metrów dalej. Byłem w szoku. Mój samochód otoczyło 11 oficerów z bronią. Zabronili mi wysiadać - relacjonował tamto wydarzenie.
- Chwilę później na miejscu było kilkudziesięciu policjantów, kilka karetek, straż pożarna. Byłem przerażony. Po dwóch godzinach pozwolono mi wyjść z samochodu, ale tylko po to, aby radiowóz mógł przewieźć mnie do szpitala. Przebadano mnie na obecność alkoholu, narkotyków, ale nikt nawet nie zapytał się, jak się czuję. Poinformowano mnie, że decyzją prokuratora zatrzymano mnie na 48 godzin - kontynuował.
"Nie zderzyłem się z samochodem. Zderzyłem się z władzą"
- Przesłuchano mnie dopiero sześć godzin później. O trzeciej w nocy wróciłem do domu. Następnego dnia w telewizji usłyszałem, jak politycy wydają na mnie wyrok - winny. (...) To nie była zwykła stłuczka, nie zderzyłem się z samochodem. Zderzyłem się z władzą - mówił dalej.
- Z telewizji dowiedziałem się, że pani premier napisała do mnie list. Dwie godziny później ten list naprawdę dostałem. Było w nim napisane, że wszyscy są równi wobec prawa, mają te same prawa i obowiązki. Uwierzyłem w to. W ciągu roku przesłuchano mnie raz. W tym czasie odsunięto trzech prokuratorów, czwarty zaproponował ugodę, z której wynikało, że muszę przyznać się do winy, ale ja jestem niewinny - mówił Kościelnik.
- Od tego czasu minęły już trzy lata. Mój proces nadal trwa. Gdybym mógł cofnąć czas, nic bym nie zmienił - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: materiały organizatora