Tylko do 12 października można złożyć wniosek o zaświadczenie o prawie do głosowania, umożliwiające oddanie głosu poza swoim miejscem zamieszkania. Czy wyjazd z wielkiego miasta do pobliskiego okręgu zwiększy "siłę głosu" wyborcy i szanse wybranego przez niego komitetu w wyborach do Sejmu i Senatu? O sensie turystyki wyborczej rozmawiamy z ekspertami - prof. Jarosławem Flisem oraz dr hab. Adamem Gendźwiłłem.
Możliwości zmiany pierwotnie przypisanego do wyborcy miejsca głosowania jest kilka. Najpopularniejszym rozwiązaniem dla "turystów wyborczych" jest głosowanie na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania. Dokument ten umożliwia oddanie głosu w wyborach do Sejmu i Senatu RP w dowolnie wybranym lokalu wyborczym. Jednak wniosek w sprawie jego wystawienia można złożyć tylko do 12 października. Sama procedura wydania zaświadczenia zajmuje kilka minut. Ważne, by otrzymanego już zaświadczenia nie zgubić. Jego duplikaty czy odpisy nie są wystawiane.
W wielu miastach w Polsce złożono już rekordową liczbę wniosków o wydanie zaświadczeń uprawniających do głosowania w dowolnym miejscu. Zgodnie z szacunkami w kraju wydano ich już niemal 190 tysięcy - przekazał w komunikacie stołeczny ratusz. Blisko 11 procent z nich wystawiono tylko w Warszawie. A dane te mogą jeszcze ulec zmianie.
Czym jest "siła głosu"
Podczas kończącej się w piątek o północy kampanii dużo więcej mówi się o nierówności głosów oraz związanej z nią turystyce wyborczej. O co w nich chodzi? Podział mandatów w wyborach parlamentarnych zależny jest od liczby mieszkańców danego okręgu. Po raz ostatni dane na temat liczby mieszkańców zamieszkujących poszczególne okręgi aktualizowano w 2011 roku. Od tego czasu uległa on jednak zmianom - w niektórych mieszkańców ubyło, w części, np. dużych miastach, przybyło. W związku z tym liczba mandatów w niektórych okręgach przestała odpowiadać faktycznie liczbie mieszkańców. Do tego dochodzą inne kwestie - jak choćby doliczanie w Warszawie głosów z zagranicy.
Już podczas poprzednich wyborów parlamentarnych, w 2019 roku, różnice w tej kwestii były zauważalne. W okręgu warszawskim na jeden mandat poselski przypadało wówczas średnio 69,1 tysiąca głosów. Z kolei w okręgu świętokrzyskim 35,6 tysiąca głosów.
ZOBACZ TEŻ: "Najsilniejsze" i "najsłabsze" głosy w wyborach. "To wymaga pewnej rewizji, demografia jest płynna"
Czym jest turystyka wyborcza
Czym jest to zjawisko? Polega ono na zmianie miejsca głosowania na takie, gdzie na jeden mandat przyszłego parlamentarzysty przypada mniej głosów niż w okręgu przypisanym do wyborcy. A zatem wyjazd do innego okręgu powoduje, że siła jego głosu jest większa. Czy taktyka ta ma sens? Jak zagłosować w innym okręgu? Wyjaśniamy.
- Dysproporcja siły głosu jest mocniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, stąd też wzmożone zainteresowanie turystyką wyborczą - ocenia w rozmowie z TVN24.pl profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Jarosław Flis. - Ten problem się pogłębia, bo jego źródła nie zostały usunięte - dodaje dr hab. Uniwersytetu Warszawskiego i członek zespołu ekspertów wyborczych Fundacji Batorego Adam Gendźwiłł. - Skala tych dysproporcji rośnie wraz z upływem czasu, mamy również do czynienia z bardzo dużą polaryzacją społeczeństwa. Sondaże pozwalają twierdzić, że o większości sejmowej mogą zdecydować pojedyncze mandaty - podkreśla specjalista, dodając, że w jego ocenie to właśnie te czynniki wpływają wzrost zainteresowania turystyką wyborczą.
Czy turystyka wyborcza się opłaca?
Zapytany przez TVN24.pl o opłacalność podróży z okręgów wielkomiejskich do tych, gdzie na jeden mandat przypada mniejsza liczba wyborców prof. Jarosław Flis przyznaje, że "jest to gra losowa". - Można ją przyrównać do rzutu kostką - dodaje. Ekspert podkreśla jednak, że konsekwencji turystyki wyborczej nie można jednoznacznie przewidzieć, a do tego, by dzięki niej zaszły realne zmiany w wyniku wyborczym na jej podjęcie musiałoby się zdecydować "co najmniej 20 tysięcy wyborców" w okręgu.
- Z turystyką wyborczą związane są dwa wyzwania - zauważa dr hab. Adam Gendźwiłł. - Pierwszym z nich jest brak danych na temat rozkładu poparcia dla konkretnych komitetów wyborczych na poziomie okręgów wyborczych. Dane sondażowe, którymi dysponujemy, poza tym, że ze swojej natury są niedoskonałe, mierzone są na poziomie ogólnokrajowym. Dla celów turystyki wyborczej konieczne byłoby przybliżenie rozkładu poparcia wyborców na poziomie pojedynczych okręgów - wyjaśnia. Choć powstały portale mające na celu ułatwić analizę opłacalności wyjazdu z okręgu przypisanego do wyborcy, trzeba pamiętać, że posługują się przybliżeniami. Jak tłumaczy ekspert, ze względu na brak odpowiednich danych ich algorytmy bazują na strukturze poparcia z poprzednich wyborów powiązanej z aktualnymi sondażami poparcia ogólnokrajowego. - To jednak bardzo zgrubne przybliżenie - ocenia Gendźwiłł.
ZOBACZ TEŻ: Rekord chętnych do głosowania za granicą
Jako drugie z zaobserwowanych przez niego zagrożeń dla sensowności turystyki wyborczej dr hab. Uniwersytetu Warszawskiego wymienia konieczność skoordynowania działań z zakresu zmiany miejsca głosowania. - Wiem, że bardzo dużo osób pobrało zaświadczenia o prawie do głosowania i jest gotowych do udania się na głosowanie poza miejsce zamieszkania, ale możliwość skoordynowania takiego ruchu jest dużym wyzwaniem. Pojedyncze decyzje wyborców musiałyby złożyć się na kilkanaście lub kilkadziesiąt wyborców przepływających między sąsiadującymi okręgami, by wpłynąć na wyniki wyborów. To nie jest poziom jednego autokaru - tłumaczy Adam Gendźwiłł. Członek zespołu ekspertów wyborczych Fundacji Batorego zwraca też uwagę, że jest możliwa utrata mandatu przez komitet preferowany przez wyborcę w okręgu o niższej sile głosu wskutek jego decyzji o głosowaniu poza tym okręgiem. Jednocześnie dodaje, że to nie jest czysto losowe: "jest tak, że wyborca wyjeżdżający z okręgu warszawskiego ma większą szansę na to, że jego głos w okręgu sąsiednim, takim z wyższą siłą głosu, zmieni coś na plus dla preferowanej partii niż na to, że jego partia straci w okręgu, z którego wyjechał", a konsekwencje turystyki wyborczej mogą być różne w zależności od sytuacji w konkretnym okręgu.
Gendźwiłł podkreśla również konieczność przekroczenia przez preferowany przez wyborcę komitet ustawowego progu wyborczego – przy jego obliczaniu waga głosu jest taka sama w każdym okręgu, liczy się bowiem ogólnopolski procentowy wynik komitetu. Ekspert zaznacza też istotność samego aktu głosowania, nawet w okręgu określanym jako okrąg z mniejszą siłą głosu.
Turystyka wyborcza – argumenty przeciwko
Wśród ekspertów można znaleźć również głosy jednoznacznie przeciwne turystyce wyborczej. - To nie jest żadna taktyka, tylko hazard - oceniał politolog Miłosz Bujacz-Wiatrowski w rozmowie z portalem Gazeta.pl. - Jeśli wyjedziemy z metropolii do mniejszego okręgu, to tak, nasz głos będzie matematycznie ważył więcej. Ale może się okazać, że na konkretnym poziomie takie ruchy odbiorą opozycji jeden mandat w Krakowie, Szczecinie, Warszawie, a nie dodadzą żadnego tam, gdzie zagłosujemy. Różnice głosów decydujące o tym, kto wejdzie do Sejmu, potrafią być minimalne - wyjaśnił.
- Ktoś musiałby precyzyjnie wyliczyć, ile głosów zabraknie konkretnemu kandydatowi, a następnie znaleźć osoby, które chciałyby oddać na niego głos. To niewykonalne - zwraca uwagę w rozmowie z "Gazetą" dr Mateusz Radajewski, prawnik z Uniwersytetu SPWS.
Źródło: TVN24.pl, gazeta.pl, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Dziurek/Shutterstock