Jacek Czaputowicz rozpowszechnia w przestrzeni publicznej wiele nieprawdziwych, nieuprawnionych, bezpodstawnych, obraźliwych, a przede wszystkim podważających autorytet Państwowej Komisji Wyborczej informacji - oświadczył w środę na specjalnie zwołanej konferencji prasowej szef PKW Sylwester Marciniak. Były szef dyplomacji w rządach Mateusza Morawieckiego wyraził w TVN24 obawę, że odnotowywanie w spisie wyborców odmowy przyjęcia karty referendalnej będzie "złamaniem zasady tajności głosowania" i może oznaczać, że wynik wyborów zostanie zakwestionowany.
Były szef MSZ w rządzie PiS Jacek Czaputowicz ostrzegł we wtorek w TVN24, że zbliżające się wybory "mogą zostać podważone". Chodzi o połączenie wyborów parlamentarnych z referendum i konieczność odnotowania, który wyborca odmówił przyjęcia karty referendalnej. Zdaniem Czaputowicza to niedopełnienie zasady tajności głosowania.
CZYTAJ WIĘCEJ: Czaputowicz: te wybory mogą zostać podważone
Do słów Czaputowicza odnieśli się w środę przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej. - W ostatnich dniach pan Jacek Czaputowicz rozpowszechnia w przestrzeni publicznej wiele nieprawdziwych, nieuprawnionych, bezpodstawnych, obraźliwych, a przede wszystkim podważających autorytet Państwowej Komisji Wyborczej informacji - oświadczył szef PKW Sylwester Marciniak.
- Według Jacka Czaputowicza istnieje między innymi zagrożenie, iż wynik wyborów do Sejmu i Senatu w 2023 roku będzie zakwestionowany oraz, że wybory te mogą być podważone. Tym samym Jacek Czaputowicz na podstawie nieprawdziwych informacji oraz insynuacji podważa zaufanie do prawidłowości przeprowadzenia wyborów do Sejmu i do Senatu oraz referendum ogólnokrajowego zarządzonych na dzień 15 października 2023 roku, w tym do Państwowej Komisji Wyborczej, a jednocześnie podważa przy tym jeden z filarów demokratycznego państwa prawnego – zaufanie obywateli do ustalonych wyników wyborów - mówił Marciniak.
- Państwowa Komisja Wyborcza po raz kolejny już przypomina, że z artykułu 90 ustęp 1 ustawy o referendum ogólnokrajowym jednoznacznie wynika, że w przypadku przeprowadzenia referendum w tym samym dniu, w którym odbywają się wybory do Sejmu i do Senatu, głosowanie przeprowadza się na podstawie jednego spisu wyborców sporządzonego dla przeprowadzonych wyborów. Zatem wbrew rozpowszechnianym publicznie, nieprawdziwym i wprowadzającym opinię publiczną w błąd stwierdzeniom nie ma żadnej podstawy prawnej do stosowania przez obwodowe komisje wyborcze dwóch odrębnych spisów, jednego dla wyborów do Sejmu i Senatu oraz jednego dla referendum - poinformował Marciniak.
Jak dodał, "tego rodzaju działanie naruszałoby między innymi zasadę praworządności, o której mowa w artykule 7 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej". - Jednocześnie należy szczególnie podkreślić, że przesądził o tym wprost ustawodawca, a nie Państwowa Komisja Wyborcza, jak wielokrotnie niezgodnie ze stanem prawnym i faktycznym powtarza publicznie Jacek Czaputowicz - dodał szef PKW.
Marciniak zaznaczył, "Państwowa Komisja Wyborcza nie jest bowiem uprawniona do wydawania instrukcji czy określania zasad dotyczących przeprowadzania głosowania". - Natomiast zobowiązana jest do stosowania obowiązujących przepisów prawa wyborczego. Zasady wskazane na jej stronie internetowej wynikają wprost z ustawy o referendum ogólnokrajowym, a w szczególności z przywołanego wyżej artykułu 90, a także z Kodeksu wyborczego - podkreślił.
- W związku z tym nasuwa się pytanie, jak można podważać wyniki wyborów, dlatego że zostaną przeprowadzone zgodnie z obowiązującymi przepisami. Państwowa Komisja Wyborcza przypomina jednocześnie, że jest stałym najwyższym organem wyborczym w właściwych sprawach przeprowadzania wyborów i referendum - dodał Marciniak.
ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z JACKIEM CZAPUTOWICZEM W TVN24 GO:
Przewodniczący PKW: odmowa odebrania którejkolwiek karty do głosowania musi być odnotowana
- Nieprawdziwe są insynuacje, że działania PKW służą władzy - oświadczył szef PKW. Podkreślił, że wzór spisu wyborców, stosowany m.in. w wyborach parlamentarnych, został określony w odpowiednim rozporządzeniu ministra cyfryzacji.
- Przepisy powołanego rozporządzenia nie przewidują zamieszczania w spisie dwóch odrębnych rubryk na potwierdzenie odbioru kart do głosowania. PKW nie jest uprawniona do określania innego niż wynikające z rozporządzenia spisu wyborców. Spis wyborców nigdy nie przewidywał zamieszczania rubryk na potwierdzenie odbioru kart w poszczególnych głosowaniach - odrębnie dla poszczególnych wyborów - powiedział.
Jak przekonywał, "odmowa odebrania którejkolwiek karty do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu lub w referendum ogólnokrajowym musi być odnotowana w spisie wyborców." - Gdyż tylko tego rodzaju postępowania pozwoli na prawidłowe wykonanie obowiązków przez obwodową komisji wyborczą w zakresie rozliczenia otrzymanych kart do głosowania - mówił.
Marciniak: osoby, które odmówią odbioru karty do głosowania w referendum, nie będą wliczane do puli w nim uczestniczących
Przewodniczący PKW przypomniał w środę, że zgodnie z danymi na dzień 30 czerwca w Krajowym Rejestrze Wyborców było przeszło 29 milionów osób uprawnionych do głosowania.
- Decydujące jest to, ile osób uczestniczy w referendum. To są te osoby, które bądź są za, bądź przeciwko, w każdym razie otrzymały kartę do głosowania i wyraźnie zajęły stanowisko. Osoby, które odmówią odbioru karty do głosowania w referendum nie będą wliczane do puli uczestniczących w referendum - powiedział.
Dopytywany o to, czy frekwencja wyborcza i referendalna nie będą tożsame, odparł, że "oczywiście". - Identyczne różnice są między Sejmem a Senatem - dodał.
Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak podkreśliła, że frekwencja, która sprawia, że referendum jest wiążące, wyliczana jest wyłącznie na podstawie kart ważnych wyjętych z urny i przeliczane jest, ile osób wzięło udział w referendum.
- Państwowa Komisja Wyborcza ma obowiązek przekazywania liczby osób, które wzięły udział w głosowaniu o konkretnej godzinie, czyli tak zwanej frekwencji, która potem przekazywana jest na konferencjach prasowych. Jest ona liczona na podstawie właśnie podpisów, które zostały złożone przez wyborców, ale w wyborach do Sejmu. Komisje liczą na konkretną godzinę, ile osób wzięło karty do Sejmu i na tej podstawie frekwencja wyborcza jest przekazywana, ale ona nie ma nic wspólnego z frekwencją referendalną - mówiła Pietrzak
Szefowa KBW: tajność następuje dopiero wtedy, kiedy się oddaje głos
Pietrzak odniosła się też do stwierdzenia, że w momencie, gdy wyborca nie weźmie karty referendalnej, poniekąd deklaruje swoją wolę polityczną. - To jest taka opinia publicystyczna. Przepisy obowiązują we wszystkich innych referendach - zaznaczyła.
- Jeżeli mamy próg (ważności referendum - red.), który musi być określony, to my musimy mieć możliwość rozliczenia się i przeliczenia tego. Gdyby się okazało, że nie ma progu, to wtedy każdemu by zależało, żeby przyjść. Tak są skonstruowane przepisy, na co my nie mamy wpływu, po prostu - oświadczyła.
- Natomiast, jeśli chodzi o tajność, to artykuł 52 Kodeksu wyborczego przewiduje, że w momencie, kiedy wyborca odbiera kartę, ma się udać do miejsca, w którym może w sposób tajny oddać głos. Jest również zapis o tym, że w lokalu wyborczym musi być odpowiednia ilość takich miejsc, która jest dostosowana do tego, żeby wyborca mógł w sposób tajny zagłosować - mówiła Pietrzak.
Jak przekonywała, "ta tajność następuje dopiero wtedy, kiedy się oddaje głos". - To jest ten moment, w którym przekazujemy swoją wolę. Nie w momencie odbierania karty, bo to jest trochę publicystyczne rozumienie tego problemu - stwierdziła.
Referendum a liczenie głosów za granicą
Dziennikarze dopytywali też o kwestię liczenia głosów za granicą, szczególnie zwracając uwagę na dodatkową kartę referendalną z czterema pytaniami. - Nie sądzę, żeby to aż na tyle przedłużyło czas pracy komisji związany z ustaleniem wyników i wyborów, i referendum - odparł Marciniak.
- Myśmy w 2019 roku otrzymywali już w nocy z niedzieli na poniedziałek protokoły z komisji z zagranicy. Ostatnie protokoły z tych największych komisji spłynęły w południe w poniedziałek, ale z tych naprawdę dużych, powyżej pięciu tysięcy wyborców było w tych komisjach - zwróciła uwagę Pietrzak. - W tej chwili takich dużych komisji ma już nie być, więc przypuszczam, że nawet gdyby tak duża komisja była, to jeżeli ona skończy pracę o 12 w poniedziałek, to jej zostanie jeszcze sporo czasu do tych 24 godzin (chodzi o ograniczenie czasowe liczenia głosów w komisjach wyborczych za granicą - red.) - stwierdziła.
- Oczywiście cały czas liczymy na to, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych utworzy w tych miejscach, (...), gdzie jest skupisko Polonii, więcej obwodowych komisji - dodała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24