Bogdan Pieklik przez 17 lat z przerwami był szefem sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Suwałkach. Już podczas pierwszego Finału WOŚP w 1993 roku, nie mając jeszcze puszki, zbierał datki do torebki po mące. Sześć lat później jego córka, wówczas uczennica czwartej klasie podstawówki, zaczęła wydawać gazetkę szkolną, przeznaczając dochód z jej sprzedaży na WOŚP. Gdy dowiedział się o tym Jurek Owsiak, zadzwonił do rodziny o 22.30 i zaprosił do siedziby fundacji.
- Był rok 1999. Moja córka Kasia - która była wtedy w czwartej klasie podstawówki - przyszła do mnie, mówiąc, że chce z koleżankami zbierać pieniądze na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w ten sposób, że będą chodzić po szkole i rozdawać gazetkę. Gazetka nosiła tytuł "Grosik x 100". I o taki datek dzieci prosiły. Grosik pomnożony przez sto daje złotówkę - uśmiecha się niemal 70-letni Bogdan Pieklik, który przez 17 lat (z przerwami) był szefem sztabu WOŚP w Suwałkach.
W 1999 roku Pieklik miał agencję reklamową i drukarnię, wydrukował więc tysiąc egzemplarzy "Grosika x 100". Na pierwszej stronie pierwszego numeru redaktor naczelna Kasia Pieklik napisała we "wstępniaku", że w gazecie znajdzie się prawie wszystko o szkole.
Wysłała egzemplarz gazetki do fundacji WOŚP
"Będę prezentować postacie warte naśladownictwa; dobrych sportowców, uczniów, hobbystów, tych którzy mają problemy i chcą pomocy. Będę pisać o zagrożeniach, jakie niesie współczesność. Będą dowcipy, humory, grafika, fotografie, wywiady, fraszki, poezje a może i reportaże oraz konkursy z nagrodami" - głosił "wstępniak".
Czytaj też: Wielkie serce z autobusów, dzień w centrali i w radiowozie nadzoru ruchu. MZA grają z WOŚP
Naczelna zamieściła też na pierwszej stronie swój wywiad z ówczesnym dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 10 w Suwałkach Feliksem Karpińskim, który odpowiadał na pytania, czy sam był pilnym uczniem, czy chodził na wagary i czy pamięta przezwisko któregoś ze swoich nauczycieli.
- Pierwszy numer gazetki wydrukowany został w maju 1999 roku, czyli na długo przed ósmym Finałem WOŚP w 2000 roku. Gazetka cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem wśród uczniów. Udało się zebrać sporo "grosików" do puszek. Córka wysłała też jeden egzemplarz do fundacji WOŚP, żeby pokazać jak to w Suwałkach uczniowie wspierają orkiestrę - wspomina pan Bogdan.
Jurek Owsiak zainteresował się sprawą, zadzwonił o 22.30. "Dla mnie to był szok"
Pewnego wieczoru, a była już godzina 22.30, w domu Pieklików rozległ się dźwięk telefonu.
- Powiedziałem do żony, kto to może dzwonić o takiej porze. Okazało się, że dzwonił Jurek Owsiak. To był dla mnie szok. Okazało się, że Jurek tak się zainteresował gazetką, że zaprosił nas do siedziby fundacji. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, a jako że córka Jurka jest rówieśniczką naszej Kasi, zaprosił ją do swojego domu, gdzie nawet przez pewien czas mieszkała. Później zaprosił ją do radia, gdzie Kasia - jako redaktorka "Grosika x 100" prowadziła z nim wywiad. W kolejnych latach również była przez Jurka zapraszana do różnych mediów. Dwa razy wzięła udział w programie "Róbta co chceta" - relacjonuje Pieklik.
Podkreśla, że w WOŚP zaangażowana była cała jego rodzina. Oprócz córki również żona Mariola.
- Od zawsze miałem żyłkę do organizowania różnych przedsięwzięć. W latach 1974-79 byłem szefem oddziału PTTK w Piszu, a później pracowałem w suwalskim zarządzie wojewódzkim PTTK. Organizowałem 13 edycji Ogólnopolskiej Giełdy Piosenki Turystycznej i Poezji Śpiewanej w Piszu, niezliczoną liczbę rajdów pieszych i rowerowych oraz spływów kajakowych - zaznacza pan Bogdan.
Podczas pierwszego finału zbierał datki do torebki po mące
Pieklik granie z Orkiestrą zaczął od pierwszego finału w 1993 roku, kiedy to nie chodził jeszcze z puszką, ale zbierał datki do torebki po mące.
- Od trzeciego finału chodziła ze mną już żona i córka, a później zajęliśmy się z córką szefowaniem sztabowi. Bo choć szefem sztabu byłem formalnie ja, to szef był "trzyosobowy". Jurek Owsiak powtarzał, że suwalskiemu sztabowi szefują "Piekliki". Tak o nas też mówił w telewizji, gdy łączył się na żywo z naszym sztabem. Oczywiście nic byśmy nie zdziałali bez pomocy wszystkich innych osób, które przez te wszystkie lata angażowały się w WOŚP - podkreśla Pieklik.
Dodaje, że relacja z Jurkiem Owsiakiem przerodziły się w przyjaźń, która trwa do dzisiaj.
- Już kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy przypadliśmy sobie do gustu. Jurek, gdy przyjął nas w siedzibie fundacji od razu przeszedł z nami "na ty", dowcipkował i był bardzo serdeczny. Później odwiedzaliśmy się wiele razy. Do dziś, choć dawno się już nie widzieliśmy, bardzo się nawzajem cenimy - podkreśla nasz rozmówca.
Wspomina też, że na koncerty w Suwałkach przychodziło nawet po 10 tysięcy osób, a transmisje z Suwałk pokazywane były w telewizji ogólnopolskiej.
- Wymyśliliśmy hasło "Suwalszczyzna - biegun gorących serc", które nawiązuje do Suwałk jako polskiego bieguna zimna i do dziś jest przez wielu pamiętane i rozpowszechniane. Miałem kontakty z czasów organizowania wspomnianych festiwali piosenki turystycznej, dlatego w Suwałkach wystąpiły na finałach takie gwiazdy jak: Czerwone Gitary, Trubadurzy, Jerzy Filar, Wały Jagiellońskie, Elżbieta Adamiak czy też Kaczki z Nowej Paczki - wylicza. Jak podkreśla, grały też lokalne zespoły, a podczas jednego z Finałów WOŚP trzeba było zorganizować dwa dni koncertowe, bo chętnych było tak wielu.
- Organizowaliśmy różne konkursy. Były chociażby wyścigi Mikołajów, w których brało udział po 50 zawodników, a nagrodą był tradycyjny suwalski sękacz. Drukowaliśmy też okolicznościowe znaczki pocztowe z logami firm, które wspierały orkiestrę. Znaczki cieszyły się ogromną popularnością. Tak samo zresztą jak licytacje. A wystawialiśmy chociażby obrazy Andrzeja Strumiłły, egzemplarz Konstytucji RP z autografem prezydenta Bronisława Komorowskiego czy też piłki i koszulki z autografem Roberta Lewandowskiego - relacjonuje. I dodaje: - Dostawaliśmy też od Jurka Owsiaka do licytacji Złote Serduszka, co - jak na stosunkowo niewielkie miasto, jakim są Suwałki - było ogromnym wyróżnieniem.
Zadzwonił i powiedział, że chce wrzucić do puszki 100 tysięcy złotych
Po pierwszym finale organizatorzy WOŚP mieli dylemat co zrobić z różnego rodzaju biżuterią, którą przekazywali darczyńcy. Pojawił się więc pomysł, aby z precjozów odlewać rokrocznie 100 serduszek, które stały się przedmiotem licytacji przez najbardziej hojnych darczyńców. I tak powstały Złote Serduszka. Jak mówi Pieklik, niektórzy lokalni przedsiębiorcy mają na koncie po kilka takich serduszek. Każde wylicytowane za kwoty od 12 do 20 tysięcy złotych. Jeden z biznesmenów - jak relacjonuje pan Bogdan - dwa lata temu zadzwonił i oznajmił, że chce wrzucić do puszki sto tysięcy złotych. - Powiedziałem, że tyle do puszki się nie zmieści. Przelał więc tę kwotę na konto Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - wspomina.
W tym roku Bogdan Pieklik nie jest już szefem sztabu, ale razem z rodziną wspiera organizację 31. Finału. - Moja żona mówi, że mnie i córki to żaden lekarz "nie wyleczy" z bezinteresownego pomagania innym – uśmiecha się pan Bogdan.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Bogdan Pieklik