Kornelia w dniu zabójstwa miała 16 lat. - Proszę sąd, żeby kara była ostrzejsza, żeby potomni wiedzieli, z czym mają do czynienia. Sprawcy wiedzieli, co robią - mówił w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie ojciec zamordowanej pięć lat temu nastolatki. Kornelia myślała, że jedzie świętować urodziny koleżanki. Do domu już jednak nigdy nie wróciła. Została zamordowana przez parę znajomych, a jej ciało zakopano w lesie pod Konstancinem.
Wyrok w sprawie zabójstwa 16-letniej Kornelii zapadł w czerwcu 2022 roku w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Patryk B. i Martyna S. zostali skazani na karę 25 lat pozbawienia wolności. Z tym wyrokiem nie zgodziły się jednak wszystkie strony, a sprawa ponownie trafiła na wokandę.
Na wtorkowym procesie w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie obrońcy Martyny S. wnioskowali o konieczność uzupełnienia opinii biegłych psychiatrów i psychologów dotyczących oskarżonej. Ich zdaniem istnieje potrzeba ustalenia tego, "jaka była osobowość S. na dzień zarzuconego jej czynu". Oskarżona miała wówczas 17 lat. - Dzisiaj patrzymy na oskarżoną po pięciu latach. To jest zupełnie inna osoba - argumentowała obrończyni S.
- W mojej ocenie powtarzanie tych czynności po pięciu latach od czynu jest w tym momencie bezprzedmiotowe - ocenił prokurator Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Podkreślił przy tym, że opinia w tym zakresie, zdaniem śledczych, "jest kompletna, nie zachodzą w niej żadne sprzeczności, jest kompatybilna z materiałem dowodowym zgromadzonym w sprawie oraz z opiniami biegłych lekarzy psychiatrii".
Sędzia Rafał Kaniok oddalił wnioski obrońców oskarżonej. Wskazał też, że zdaniem sądu nie ma podstaw do przesłuchania biegłych, a ich opinie z lipca 2021 roku "są jasne i niesprzeczne, nie wymagają uzupełnienia". W uzasadnieniu sąd argumentował, że choć "od opinii minęło kilka lat, nie zmieniają one sytuacji". - Procedura nie zna czegoś takiego jak dosłuchiwanie biegłych na życzenie obrony - wskazał sąd.
"Przepraszam, że nie dałam rady jej pomóc"
Swoje oświadczenie wygłosiła też Martyna S. - Przed sądem okręgowym zostałam źle odebrana. Chciałam się zwrócić przede wszystkim do rodziców Kornelii. Chciałam przeprosić, że nie dałam rady jej wtedy pomóc - mówiła zwrócona w kierunku obecnych na sali państwa K., rodziców Kornelii. Kobieta mówiła jednak tak cicho, że sąd wielokrotnie prosił ją o powtórzenie słów. W końcu S. została podprowadzona przez policjantów bliżej, do barierki, gdzie rozkuto ją z kajdanek. - Chciałam z całego serca przeprosić, wiem, że nie da się wybaczyć tego, co się wydarzyło - dodała. Zaznaczyła, że podczas wcześniejszych rozpraw myślała, że przeprosiny trzeba kierować do sądu. Dlatego dziś zaznaczała, że zwraca się bezpośrednio do państwa K.
Strony wygłosiły też swoje mowy końcowe.
- W tej sprawie mamy do czynienia z tragedią trzech rodzin, których dotknęło to zdarzenie. Ta sprawa i to zdarzenie wywołało swego rodzaju piętno na każdej z tych osób, ale także na ich rodzinach - mówiła obrończyni Martyny S. Mecenas argumentowała też, że postawa oskarżonej od samego początku ukazywała jedną wersję tego zdarzenia. Jej zdaniem sąd pierwszej instancji opierał jednak swoje rozstrzygnięcie na wersji, która została zaprezentowana przez Patryka B., a jak podała, ta miała się zmieniać co najmniej czterokrotnie.
Obrończyni podnosiła też, że S. miała być wcześniej przedstawiana jako osoba zdemoralizowana wyłącznie przez to, że posiada tatuaże. - Czy mamy pokazać społeczeństwu, że sąd nie wyrażając zgody na tego typu przestępstwa, ma odstraszyć młodych ludzi? Jaki jest cel tak wysokiej, represyjnej kary w wymiarze 25 lat pozbawienia wolności? - dopytywała.
Poprosiła też sąd o ponowne rozpatrzenie sprawy przez pryzmat osoby nieletniej, jaką wówczas była oskarżona.
Obrońca Patryka B. przypomniał z kolei, że oskarżony przyznał się do winy. - To nie jest tragedia trzech rodzin. To tragedia jednej, rodziny państwa pokrzywdzonych - powiedział, odnosząc się do słów obrończyni Martyny S. - To po prostu konsekwencja czynów. Oskarżony do tego czynu się przyznał, musi ponieść konsekwencje i jedyny problem, który napotykamy z panem oskarżonym to jest kwestia rozmiaru konsekwencji - mówił. Jego zdaniem "kara nie może być odwetem, ale musi być to sprawiedliwa odpłata".
- Wzgląd na społeczne oddziaływanie kary nie może być tożsamy z zaspokojeniem potrzeb społeczeństwa. Kara nie może mieć tego celu - mówił mecenas. W jego ocenie kara dożywocia powinna być stosowana wyjątkowo. Jak stwierdził "w stosunku do głęboko zdemoralizowanych sprawców i w przypadku, których kara terminowego pozbawienia wolności nie spełniłaby tych celów". - Wierzę, że oskarżonego B. można jeszcze zresocjalizować, że można mu umożliwić powrót do społeczeństwa po odbyciu kary - zaznaczał mecenas.
Prokuratura: nie mamy do czynienia z tragedią, ale ze zbrodnią
Prokurator Banna: - Nie mamy tutaj do czynienia z tragedią, ale ze zbrodnią. I do osądzenia zbrodni wysoki sąd został powołany. Mam też ogólnie takie wrażenie, że (...) zbyt dokładną uwagę przykładamy do życia wewnętrznego samych oskarżonych. W mojej ocenie należy przy rozpatrywaniu tej sprawy skupić się na faktach, dekodować zamiar sprawców.
Prokurator przedstawił też przebieg zdarzenia ustalony przez śledczych. Przypomniał, że w kwietniu 2020 roku, po kilku miesiącach poszukiwań, w lesie w Łęgach Oborskich zostało odnalezione ciało 16-letniej kobiety. Okazała się nią Kornelia K. Na miejscu przeprowadzono oględziny, a następnie badania w zakładzie medycyny sądowej. - Kobieta miała obrażenia w obrębie szyi, śrut w głowie i ziemię w płucach - wskazał.
Banna zaznaczył, że pierwsze podejrzenia śledczych okazały się słuszne. - Podejrzanymi okazują się najbliżsi znajomi Kornelii K., którzy chcąc wejść w rynek handlu narkotykami, postanawiają wyeliminować konkurencję, jaką miała być rzekomo dla nich Kornelia K. W tym też celu aranżują imprezę urodzinową - mówił prokurator.
Na miejscu Patryk B. i Martyna S. mieli przystąpić do realizacji swojego planu, ale nie poszedł on do końca po ich myśli. Broń pneumatyczna, którą Patryk B. kieruje w stronę Kornelii, nie wypala. I to był pierwszy - według prokuratury - znak, że sytuację można było jeszcze obrócić w okrutny, ale jednak - żart. - Patryk B. zaczyna łapać Kornelię K. od tyłu, przechodząc do faktycznego duszenia. Martyna S. strzela do niej trzy razy z broni pneumatycznej w głowę - kontynuował prokurator.
Według prokuratury B. i S. umieścili następnie ciało pokrzywdzonej w grobie, który wcześniej przygotowali, aby następnie je zasypać ziemią. Mieli też zabrać rzeczy Korneli, a oskarżona, w celu zatarcia śladów, wysyła jeszcze SMS-a do chłopaka Kornelii, że z nim zrywa. - Następnie, jak gdyby nigdy nic, biorą udział w życiu społeczności, udając zmartwienie i niewiedzę na temat zaginięcia Kornelii - uzupełnił Banna, zaznaczając, że są to fakty, które sąd pierwszej instancji już ustalił.
Jeszcze żywa w dole śmierci
Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych odniósł się jeszcze do tego, w jaki sposób zmarła Kornelia. - Moja klientka, jeszcze żywa, poruszająca się w tym dole śmierci, została przysypana ziemią, doszło do gwałtownego uduszenia - mówił. Według niego czyn ten zasługuje na zmianę kwalifikacji na surowszą - na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. - To zabójstwo nie miało być wystraszeniem kogokolwiek przed funkcjonowaniem na rynku handlu narkotykami, ale miało być inicjacją przestępczego życia oskarżonych - twierdzi pełnomocnik. Zbrodnię nazwał też "makabrycznie podjętą grą" z Kornelią i zwabieniem jej (do lasu) w sposób "szczególnie okrutny".
Pełnomocnik odniósł się też do słów oskarżonej, które padły we wtorek na sali sądowej. - Przeprosiła, ale nie za to, że zabiła, tylko za to, że nie dała rady jej (Kornelii) pomóc. Taka skrucha będąca realizacją linii obrony, w żaden sposób nie trafia do moich klientów - powiedział.
- Kornelia dzisiaj pewnie byłaby już po maturze, pewnie mogłaby studiować, podjąć pracę zawodową. Mogłaby pomagać swoim rodzicom, mogłaby stanowić wsparcie dla młodszego brata, dla swoich dziadków, mogłaby realizować swoje plany i marzenia. Ale niestety nie może tego zrobić z tego powodu, że oskarżeni postanowili przez to, że ją pozbawią życia, wkroczyć na drogę przestępczą. Ta zbrodnia wymaga surowego ukarania. Nie przesadnie surowego, ale surowego - tłumaczył pełnomocnik państwa K.
Głos zabrał również ojciec ofiary. - Kornelka w dniu wyjścia z domu miała 16 lat. Została zaproszona przez sprawców. Tu nie chodzi o tragedię, tu chodzi o zabójstwo. Pozbawienie kogoś życia to jest zamordowanie kogoś. Ktoś, kto może zaplanować sobie i wymyślić coś takiego... to jest nie do pomyślenia - powiedział. - Nie zgadzam się z wyrokiem sądu, żeby oskarżeni mieli możliwość po 15 latach opuszczenia murów więziennych. Proszę sąd, żeby ta kara była ostrzejsza, żeby potomni wiedzieli, z czym mają do czynienia. Sprawcy wiedzieli, co robią - zaznaczał.
Sąd przyznał, że sprawa "jest trudna" i wyznaczył ogłoszenie wyroku na 5 lutego.
Grób w lesie był już przygotowany
Martyna i Kornelia poznały się jesienią 2019 roku w Zespole Szkół Zawodowych w Górze Kalwarii. Przyszła ofiara miała być popularna. Martyna S. już wówczas od roku spotykała się ze starszym o dziewięć lat Patrykiem B. Z ustaleń śledczych wynika, że para chciała rozpocząć własny narkotykowy biznes, a w 16-letniej Kornelii upatrywali niewygodną konkurencję. Wtedy podjęli decyzję o zrealizowaniu makabrycznego planu.
B. wykopał wcześniej grób w lesie przy rezerwacie Łęgi Oborskie. O przywiezienie Kornelii i Martyny do lasu poprosił znajomego. Zaoferował mu za to 50 złotych. Kornelia myślała, że jedzie świętować 17. urodziny koleżanki ze szkoły. Mieli strzelać z wiatrówki w lesie, pić alkohol i się bawić. W pewnym momencie - jak ustalili śledczy - Patryk B. strzelił do Kornelii z wiatrówki, ale broń nie wypaliła. Dziewczyna myślała najpierw, że to żart. Chwilę później mężczyzna zaczął dusić Kornelię. Później Martyna S. trzykrotnie strzeliła do pokrzywdzonej z wiatrówki, celując w głowę. Na koniec Patryk B. uderzył pokrzywdzoną łopatą. Ciało wrzucili do dołu, a następnie zakopali. Rozrzucili też jej rzeczy.
Zanim para zniszczyła należący do Kornelii telefon komórkowy, napisali do jej chłopaka wiadomość o treści: "z nami koniec", jako odpowiedź na serię nieodebranych połączeń. Byli też widziani w dniu zabójstwa ok. godz. 21, gdy pod apteką Martyna opatrywała Patrykowi krwawiącą ranę dłoni. Uzgodnili wersję wydarzeń, którą przedstawiali w trakcie poszukiwań nastolatki. Z ich relacji wynikało, że dziewczyna rozstała się z nimi po tajemniczym telefonie i zniknęła.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl