"Z jednej strony miałem mieszkańców, z drugiej wściekłego dewelopera"

Mecenas wnioskuje o wykluczenie Jakiego i Rabieja
Źródło: TVN24
Komisja Patryka Jakiego badała w czwartek reprywatyzację działki przy Szarej, zwróconej w 2010 roku między innymi Maciejowi M. Wśród świadków była aktywistka Wolnego Miasta Warszawy Aleksandra Jaworska-Surma oraz były burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski.

To było pierwsze jawne posiedzenie komisji weryfikacyjnej od chwili, gdy oficjalny start w wyborach na prezydenta Warszawy ogłosił jej szef Patryk Jaki. Można było spodziewać się, że ta kwestia zostanie podniesiona. I tak też się stało.

Już w pierwszych minutach pełnomocnik Macieja M. mecenas Marek Gromelski złożył wniosek o wykluczenie z obrad Jakiego oraz Pawła Rabieja z Nowoczesnej, określającego się mianem kandydata na wiceprezydenta. Oba te wnioski zostały jednak odrzucone przez komisję.

Po odłożeniu polityki na bok, komisja zajęła się sprawą Szarej - działki na Powiślu przejętej w 2010 roku w ramach reprywatyzacji, na której biznesmen Maciej M. planował budowę trzech apartamentowców.

Starania mieszkańców

Pierwszym przesłuchiwanym świadkiem była Aleksandra Jaworska-Surma z Wolnego Miasta Warszawy.

Aktywistka opowiadała o staraniach mieszkańców, którzy chcieli zachować w tym miejscu zieleń (co zresztą nakazywało studium zagospodarowania przestrzennego). Przekonywała, że nie było wsparcia ze strony urzędu dzielnicy, a sam burmistrz - jak określiła - zachowywał się jak "adwokat dewelopera", a nie sprzymierzeniec mieszkańców.

Burmistrz z kolei (a w zasadzie - były burmistrz) starał się przekonać komisję, że było wprost przeciwnie. Wojciech Bartelski utrzymywał, że chciał doprowadzić w sprawie Szarej do "kompromisu". Przyznał jednak, że nie było to proste.

- Z jednej strony miałem mieszkańców, którzy mieli rację społeczną, ale nie byli skłonni do kompromisów, a z drugiej strony miałem wściekłego dewelopera - stwierdził.

Wielokrotnie podkreślał, że to nie on wydał ostateczną decyzją o warunkach zabudowy dla apartamentowców, lecz jego następcy.

Pierwsze zeznania burmistrza

Bartelski rządził Śródmieściem przez osiem lat (do 2014 roku). I choć komisja już wcześniej zajmowała się nieruchomościami z tej właśnie dzielnicy (chociażby działka na Twardej), w czwartek zeznawał po raz pierwszy. Rozpoczął od bardzo długiego, ponad godzinnego oświadczenia, w którym szeroko opisywał działania, jakie podejmował, by - jak wskazał - zwalczać nieprawidłowości związane z reprywatyzacją. Mówił o "braku wsparcia ze strony państwa polskiego". Bronił też Hanny Gronkiewicz-Waltz przekonując, że była "celowo odcinana" od wielu spraw zgłaszanych do Biura Gospodarki Nieruchomościami. - Komuś zależało na tym, żeby wiedziała tylko to, co chciano jej powiedzieć, a nie poznawała cały ogląd sprawy - oświadczył.

Przesłuchanie Bartelskiego trwało w sumie trzy godziny.

Poza Jaworską-Surmą i Bartelskim zeznawali także: urzędnik miasta stołecznego Warszawy Robert Przybysławski oraz były wiceburmistrz Śródmieścia Paweł Suliga.

CAŁE POSIEDZENIE RELACJONOWALIŚMY NA BIEŻĄCO:

10.00 Patryk Jaki otworzył posiedzenie komisji. Rozpoczął tradycyjnie od sprawdzenia listy obecności wezwanych stron i świadków.

- Za stronę miasta stołecznego Warszawy nie stawił się nikt. Natomiast w imieniu beneficjentów jest pan mecenas Marek Gromelski - poinformował Jaki.

10.05 Mecenas Gromelski już na wstępie złożył wniosek formalny o wykluczenie przewodniczącego Jakiego oraz członka komisji Pawła Rabieja (Nowoczesna) z posiedzenia. - Złożenie tego wniosku nie jest kwestią braku zaufania, jest efektem sytuacji, jaka wytworzyła się w życiu publicznym. Obaj panowie złożyli deklarację publiczną co do tego, że będą kandydatami na stanowisko samorządowe prezydenta Warszawy. Zachodzi wątpliwość, czy obaj panowie będą funkcjonowali w sposób obiektywny w swojej działalności - argumentował Gromelski.

Jaki poddał wniosek pod dyskusję i głosowanie. Jednocześnie wyłączył się z prowadzenia posiedzenia przekazując prowadzenie Bartłomiejowi Opalińskiemu (PSL).

- Oba wnioski powinny być oddalone. Nie ma przesłanek, że zachodzą obawy co do bezstronności pana przewodniczącego i pana Pawła Rabieja - oświadczył Sebastian Kaleta. W podobnym tonie wypowiedział się Łukasz Kondratko (PiS) i Bartłomiej Opaliński. - To są dopiero przedbiegi kampanii wyborczej, ani jedna ani druga strona nie zostały wybrane na żadne stanowisko - wskazał Opaliński.

Jedynie Adam Zieliński (członek komisji z ramienia Kukiz’15) poprosił obu polityków (Jakiego i Rabieja), by odnieśli się do całej sytuacji.

- W ogóle mnie nie dziwi, że przedstawiciele handlarzy roszczeń chcą nas wyłączyć z posiedzenia - stwierdził Patryk Jaki.

Z kolei Paweł Rabiej powiedział, że "ustawa o komisji obliguje jej członków do zachowania bezstronności". - Od początku zasiadania w komisji podkreślałem, że bezstronność jest wymogiem komisji, ze względu na dobro rozpatrywanych spraw. W moim przekonaniu ta bezstronność jest dochowywana. Ja staram się, by moje wszelkie decyzje były bezstronne - mówił.

Ostatecznie, drogą głosowania, oba wnioski zostały odrzucone przez komisję.

Mecenas wnioskuje o wykluczenie Jakiego i Rabieja

10.18. Na posiedzeniu komisji pojawili się (spóźnieni) przedstawiciele urzędu miasta stołecznego Warszawy - mecenas Zofia Gajewska oraz mecenas Bartosz Przeciechowski.

10.20 Rozpoczęło się przesłuchanie pierwszego świadka - Aleksandry Jaworskiej-Surmy, mieszkanki, aktywistki związanej w przeszłości z Miasto Jest Nasze.

Społeczniczka wskazała, że mieszkańcy zaczęli interesować się reprywatyzacją Szarej w momencie, kiedy zaczęto "odkrawać część przedszkola". - Dowiedziałam się o sprawie z TVN. Dziennikarz poszedł do burmistrza i zapytał, jak to jest możliwe, że odkrawany jest fragment budynku - wspomniała Jaworska-Surma.

Wskazała, że mieszkańcy próbowali badać sprawę na własną rękę i próbowali zainteresować nią różne instytucje, w tym Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Nie byli jednak stroną postępowania, więc nie mieli zbyt wielu możliwości.

Emocje wokół problemu zaczęły rosnąć, kiedy ogrodzono fragment parku. - Wtedy pojawiła się plotka, że z tą reprywatyzacją jest coś nie tak - mówiła.

- Na uwagę zasługuje fakt, jak przebiegał handel roszczeniami. Jedna z osób, która występuje na samym początku łańcucha to pan mecenas Robert N. On kupił roszczenia, a potem je odsprzedawał - opisywała dalej.

"Zastanowiło nas, jak można odrąbywać kawałek budynku"

Aktywistka mówiła też, że uwagę mieszkańców zwrócili prawowici, dawni właściciele nieruchomości. - To był przedwojenny bankier Andrzej Rodwan i jego dwie siostry. Jedna z nich była obywatelką Włoch, druga wyjechała do Stanów Zjednoczonych. W 1946 już miała obywatelstwo amerykańskie. Więc w chwili składania wniosku zwrotowego obu pań na pewno nie było w Polsce - stwierdziła wskazując, że nie zachowano (koniecznej do zwrotu) przesłanki posiadania.

- BGN [Biuro Gospodarki Nieruchomościami - red.] w trakcie postępowania wpadł na to, że jedna trzecia działki podlegała indeminizacji. Uznali, że nie mogą oddać całości, ale dwie trzecie - wskazała.

Jaworska-Surma długo mówiła też o planie i studium zagospodarowania przestrzennego. Studium było gotowe - zakładało w tym miejscu park. Natomiast plan był w trakcie przygotowywania.

Jak wskazała dalej, nowy właściciel działki (Maciej M.) planował tam budowę apartamentowców. Nie było to możliwe, bo studium zakładało park. - Pan M. złożył do Rady Warszawy wniosek o zmianę studium. Rada mu nie odpowiedziała, pan M. poszedł więc do sądu. (…) Sąd też powiedział, że nie widzi ku temu podstaw. Teren cały czas był parkiem i nie ma powodu, by zmieniać jego przeznaczenie - wspominała aktywistka. - Panu M. pozostało więc ubieganie się o jak najszybsze wydanie warunków zabudowy - mówiła świadek.

Wspomniała też, że spotkała się z panem M. w parku. - Powiedział mi: "wiem, kim pani jest; wiem, że wy się tu zorganizowaliście w grupie. Mam detektywa i mam was zmapowanych" - relacjonowała świadek.

Jaworska-Surma długo opowiadała również o spotkaniach (dotyczących Szarej) z burmistrzem dzielnicy, którym wtedy był Wojciech Bartelski. Jak wskazała, mieszkańcy szukali wśród urzędników dzielnicy sprzymierzeńców do zachowania na Solcu zieleni. - Jednak mieliśmy wrażenie, że rozmawiamy z adwokatem dewelopera, a nie burmistrzem - powiedziała.

- Świadek ustaliła wiele faktów wskazujących na naruszenie prawa. Dlaczego nie mogli ustalić tego urzędnicy? - zapytał Jaworską-Surmę przewodniczący Jaki. - W dzielnicy Śródmieście, takie miałam wrażenie, wszyscy byli przekonani, że pan M. ma rację i wszystko wygra - odpowiedziała.

Mieszkanka o spotkaniu z Maciejem M.

11.00 Po Patryku Jakim głos zabrał Łukasz Kondratko, członek komisji z ramienia PiS. Chciał wiedzieć, dlaczego Rada Warszawy wciąż nie uchwaliła planu zagospodarowania dla Powiśla Południowego (na terenie którego znajduje się działka przy Szarej), choć uchwała o przystąpieniu do planu została przyjęta już w 2010 roku.

- Tyle lat mówi się o tym planie, jest bardzo potrzebny. Został wyłożony, zebrano uwagi, których rozpatrywanie trwało chyba dwa lata. W ubiegłym roku ponownie został wyłożony i znów zebrano uwagi - odpowiedziała Jaworska-Surma. Podkreślała, że plan zakładał przy Szarej zieleń, dlatego mieszkańcom i radnym zależało na szybkim jego uchwaleniu, by zapobiec zabudowaniu tego terenu.

- Niestety do dziś plan leży, a "wuzetki" się wydają - przyznała. "Wuzetki" to inaczej decyzje o warunkach zabudowy otwierające możliwość ubiegania się o pozwolenie na budowę.

Aktywistka przypomniała, że toczące się postępowanie o wydanie "wuzetki" może być - zgodnie z prawem - zawieszone przez urząd dzielnicy, który taką decyzję wydaje na maksymalnie dziewięć miesięcy. Mieszkańcy - jak mówiła Jaworska-Surma - prosili burmistrza Bartelskiego, by skorzystał z tej możliwości ze względu na toczące się w Biurze Architektury prace nad planem. - Burmistrz mówił, że to nie ma sensu, że planu i tak nie będzie - powiedziała.

11.12 Do głosu próbowali dojść pełnomocnicy właścicieli, w tym Macieja M. - mecenas Gromelski i mecenas Robaczewska. - Chcemy przedstawić proces wydawania decyzji - mówili. Przewodniczący komisji nie wyraził na to zgody. Upomniał adwokatów i ostrzegł, że jeżeli "będą włączać mikrofon bez pozwolenia, zostaną wykluczeni z posiedzenia".

11.20 Po Łukaszu Kondratko pytania zaczął zadawać wiceprzewodniczący Sebastian Kaleta. Chciał wiedzieć między innymi, czy wątpliwości mieszkańców w sprawie reprywatyzacji Szarej były sprawdzane przez urzędników. Jaworska-Surma potwierdziła, że sprawie przyglądało się miejskie Biuro Kontroli. Jak wskazała świadek, w wyniku kontroli urzędnicy zwrócili uwagę na kilka kwestii, między innymi włoskie obywatelstwo jednej z dawnych współwłaścicielek i zły podział działek, ale "do sprawy zwrotu nikt potem nie wrócił, nikt tego nie odkręcił".

Kaleta pogratulował też aktywistce ciężkiej pracy w zdobywaniu dokumentów i drążeniu sprawy. Dzięki temu - jak wskazał - komisja miała trochę ułatwione zadanie.

Poseł PO Robert Kropiwnicki dociekał z kolei o sprawę samego wydania decyzji o warunkach zabudowy. Chciał wiedzieć, kiedy to się stało i kto za tę decyzję odpowiada. Jaworska-Surma odpowiedziała, że "wuzetka" została wydana w marcu 2017 roku, przez wydział architektury dzielnicy Śródmieście nadzorowany przez wiceburmistrza Pawła Suligę. Burmistrze był wówczas Piotr Kazimierczak z Prawa i Sprawiedliwości.

- A zna pani stanowisko ratusza w tej sprawie? Czy były jakieś pisma, na przykład wiceprezydenta Michała Olszewskiego? - dociekał dalej Kropiwnicki.

Świadek powiedziała, że ratuszowi zależało na zachowaniu zieleni. Świadczył o tym przygotowany projekt planu, odrzucenie uwag Macieja M. do tego planu, a także pisma dyrektora Biura Architektury Marka Mikosa i wiceprezydenta Olszewskiego negatywnie opiniujące zabudowę Szarej.

Po członkach komisji pytania zaczęli zadawać przedstawiciele stron. Pełnomocniczka właścicieli, mecenas Robaczewska, chciała wiedzieć między innymi, czy przedszkole na Szarej działa dalej. Jaworska-Surma powiedziała, że tak. Robaczewska pytała, czy wobec innych inwestycji deweloperskiej w tym rejonie mieszkańcy także protestowali. Mieszkanka przyznała, że jedyną inwestycją, która powstała w tamtym rejonie jest budynek przy Śniegockiej. Jednak został on zbudowany zanim się tam przeprowadziła, więc nie wie dokładnie, jak przebiegał cały proces.

Z kolei pełnomocnik miasta - mecenas Przeciechowski - odniósł się do wydanej przez dzielnicę rok temu "wuzetki". Jak wskazał, Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło tę decyzję w styczniu 2018 roku. - Ale od tej decyzji wniesiony został sprzeciw i 10 maja 2018 roku uchylono zaskarżoną decyzję SKO - oświadczył.

Jaworska-Surma przyznała, że dla niej to nowe informacje.

11.50 Zakończyło się przesłuchanie Aleksandry Jaworskiej-Surmy i rozpoczęło przesłuchanie kolejnego świadka - Roberta Przybysławskiego. To urzędnik miasta stołecznego Warszawy będący referentem sprawy Szarej do listopada 2010 roku.

Jaki na wstępie zapytał urzędnika, czy przygotowując projekt decyzji badał przesłankę posiadania. - Kiedy rozpoczynałem pracę, taka przesłanka nie była w ogóle badana - odpowiedział świadek.

- A obywatelstwo pan sprawdzał? - dopytywał dalej Jaki. Obywatelstwo to ważna sprawa - jeśli dawnym właścicielem jest obcokrajowiec z państwa, z którym Polska zawała umowę indemnizacyjną, istniała szansa, że za utracone mienie otrzymał już odszkodowanie w formie pieniędzy, więc reprywatyzacji nie powinno być.

Urzędnik wskazał, że wątek indemnizacji w sprawie Szarej był sprawdzany. - Zwróciliśmy się do Ministerstwa Finansów, by wszczęło postępowanie. Na nasze pismo udzielono odpowiedzi, że za jedną nieruchomość było wypłacone odszkodowanie, ale za drugą nie - odpowiedział. Chociaż obie strony działki miały tych samych spadkobierców.

Przewodniczący pytał dalej, ile mniej więcej trwało w ratuszu rozpatrywanie spraw. Urzędnik powiedział, że terminy są bardzo różne, zależą od wielu czynników i nie da się tego uogólnić, ale - jak dodał dopytywany przez Jakiego - "jakiś rok czy dwa".

- Czy ktoś naciskał pana, by wydać szybko decyzję? - pytał dalej Jaki. Świadek przyznał, że "w lipcu 2010 roku dostał telefon od szefowej o sporządzenie projektu, bo dyrektor chce podpisać decyzję".

Jaki dociekał, dlaczego postępowanie w sprawie reprywatyzacji nie zostało zawieszone ze względu na przykład na toczące się prace nad planem zagospodarowania przestrzennego.

- Miałem dwa zażalenia, jedno zawieszenie uchylone przez kolegium. Nie wiem czy kiedykolwiek jakikolwiek referent napisał wniosek o zawieszenie na 6-7 stron. Mimo to, ono zostało uchylone - tłumaczył się Przybysławski.

Dalej pytany był m.in. o podział działek na Szarej - poprzedni świadek mówił, że do podziału były wątpliwości. Przybysławski wskazał, że projekt podziału działek zaproponowała strona (czyli przedstawiciele Macieja M.), po chwili dopowiedział, że wykonywał go "geodeta uprawniony".

Jaki zapytał urzędnika, czy dziś również przygotowałby taki sam projekt decyzji jak wtedy? Świadek nie odpowiedział na to pytanie. Stwierdził, że "trudno wypowiadać się o sprawie sprzed ośmiu lat".

Na koniec przewodniczący pytał o praktykę wydawania decyzji w Biurze Gospodarki Nieruchomościami. Przybysławski przyznał: "dostawaliśmy maile ze wskazaniem, ile decyzji który pracownik wydal". - Tak, rozliczano nas z liczby decyzji - doprecyzował.

Świadek przyznał też, że w 2008 roku "miał nieprzyjemną sytuację z próbą wręczenia korzyści". - Skończyło się zawiadomieniem odpowiednich służb. Od tej pory nie byłem chyba zbyt lubiany (…) nie czułem nacisków ze strony przełożonych - mówił. Dopytywany, od kogo wspomnianą korzyść otrzymał wskazał, że nie pamięta. Powiedział jedynie, że nie był to żaden urzędnik, ale osoba z zewnątrz.

Korzyść - jak dodał - wynosiła około 1000 złotych. Postępowanie w tej sprawie zostało umorzone.

Urzędnik przed komisją

12.35 Po Jakim pytania zadawał wiceprzewodniczący Kaleta. Przypomniał, że jednym z pierwszych, który kupił część roszczeń do przedmiotowej działki na Powiślu był mecenas Robert N. - Nabył roszczenia od pani Rodwand, która znajdowała się w bardzo podeszłym wieku. Niedługo później niestety zmarła. Czy ta sprawa, ten akt notarialny był w ogóle przez państwa badany? - pytał Kaleta.

- Nie było takiej procedury, która by nas do tego obligowała - odpowiedział Przybysławski.

Kaleta zwrócił też uwagę na szybkość procedur, z jaką mieliśmy do czynienia w sprawie Szarej. - 20 lica przedłożono ważny akt notarialny, a 23 lipca podpisano decyzje - powiedział. Urzędnik, dopytywany o to tempo, mówił że nie pamięta okoliczności. - Wszystko działo się osiem lat temu - tłumaczył.

Adam Zieliński z ramienia Kukiz’15 zapytał urzędnika czy kiedykolwiek spotkał osobiście mecenasa Roberta N. Przybysławski odpowiedział, że tak. - Przychodził, bo miał kilka, trzy czy cztery sprawy na Mokotowie - podał świadek.

Po członkach komisji pytania zadawali przedstawiciele stron. Mecenas Gromelski chciał wiedzieć, czy decyzje o odmowie zwrotu były brane pod uwagę we wspomnianym limicie 300 decyzji. Przybysławski powiedział, że nie.

- A czy plany inwestycyjne były przesłanką do wydawania decyzji reprywatyzacyjnej? - pytał dalej mecenas. - Plany inwestycyjne nie mają przełożenia na wydanie decyzji reprywatyzacyjnych - odpowiedział świadek. Dalej tłumaczył, że najważniejszą sprawą przy wydawaniu projektu decyzji jest zgromadzony materiał. Powiedział, że "jeśli jest kompletny, nie ma powodu, by zwlekać z jego wydaniem".

Pełnomocnik miasta Bartosz Przeciechowski zapytał z kolei, czy ktoś poza Przybysławskim zajmował się sprawą Szarej. Urzędnik odpowiedział, że "po 2010 roku referat śródmiejski przejął Krzysztof Śledziewski".

Przeciechowski poprosił też urzędnika o ocenę, czy cała sprawa zwrotu Szarej była rozpatrywana nadzwyczaj krótko, jak sugerowali członkowie komisji zadając pytania. - To nie było ani nadzwyczaj długo, ani krótko. Mieściło się w standardzie - skwitował Przybysławski.

13.50 Zakończyło się przesłuchanie Roberta Przybysławskiego. Przewodniczący ogłosił przerwę w posiedzeniu do godziny 15.

15.00 Przewodniczący wznowił posiedzenie po przerwie. Rozpoczęło się przesłuchanie Wojciecha Bartelskiego, byłego burmistrza Śródmieścia.

Świadek na wstępie pokazał książkę autorstwa dziennikarek Iwony Szpali i Małgorzaty Zubik, pod tytułem "Święte prawo" opisującą nieprawidłowości w procesie warszawskiej reprywatyzacji. - Ja jestem bardzo dumny, bo jestem jedyną osobą wymienioną z imienia i nazwiska w tej książce jako urzędnik miasta stołecznego Warszawy, który wiele lat temu działał w interesie miasta i mieszkańców - mówił.

Dalej, powołując się na odpowiednie przepisy prawa, przekonywał, że burmistrzowie dzielnic nie mają samodzielnych pełnomocnictw do dysponowania mieniem czy wydawania decyzji reprywatyzacyjnych. Mają jedynie prawo do wydawania nieruchomości, o których zwrocie zdecydowało już miasto. Bartelski przekonywał, że czynności te były w śródmiejskim urzędzie wykonywane bardzo dokładnie. - Miałem zaszczyt i przyjemność pracować ze wspaniałymi kobietami, które nie tylko zajmowały się sprawami z ze znawstwem i profesjonalizmem, ale też uważały, że reprywatyzacja powoduje wiele patologii i każdą sprawę należy rozpatrywać indywidualnie - mówił były burmistrz. Wymienił tu m.in. Małgorzatę Mazur i Izabelę Korneluk.

Dalej Bartelski skomentował, że komisja weryfikacyjna zajmuje się przede wszystkim przypadkami głośnymi i korupcyjnymi.

- I słusznie, ale proszę pamiętać, że reprywatyzacja ma różne oblicza - powiedział. - Nigdy nie zapomnę rozmowy ze starszym panem, który odzyskał kamienicę, jaką komuniści zabrali jego ojcu. Zamieszkiwali w niej lokatorzy. Zapytałem go, czy zamierza dawać im wypowiedzenia. On spojrzał na mnie z wielkim wyrzutem, wręcz z niechęcią i powiedział, że nie mógłby spojrzeć tym ludziom w oczy. Proszę więc pamiętać, że reprywatyzacja ma również i taką twarz - zalecił.

Mówiąc o procedurach przekonywał, że urzędnicy dzielnicy nie byli informowani o toczących się pracach w BGN. Przypomniał zwrot słynnej działki przy Twardej (po gimnazjum). - Przez sześć lat prosiłem o informację w sprawie roszczeń - powiedział. - Przeważnie otrzymywaliśmy po prostu kopię decyzji. Jako dzielnicy nie przysługiwały nam prawa strony - mówił dalej Bartelski.

Po czym dodał: - Nie było w Warszawie drugiego burmistrza, który zadziałałby w tylu przypadkach, co ja - podkreślił. Wymienił między innymi sprawę Hożej 25a, gdzie handlarz roszczeniami Marek M. kupił roszczenia od dawnej właścicielki za 50 zł (komisja zajmowała się tą sprawą).

Bartelski przyznał, że podczas swojej kadencji zauważył zmiany w reprywatyzacyjnych praktykach. - O ile w pierwszej kadencji nieruchomości zwracane były prawie wyłącznie potomkom dawnych właścicieli, o tyle w drugiej zwroty często odbywały się na skutek obrotu roszczeniami - mówił.

Przechodząc do sprawy Szarej, Bartelski oświadczył, że całą sprawa zaczęła się już na początku lat 90. - W 1992 roku w gminie Śródmieście uchwalono plan zagospodarowania Śródmieścia, bardzo ogólny. Pozwalał w zasadzie na wszystko. Rok później uchwalono - już dla Szarej - plan szczegółowy, który chronił tereny zielone. Przyszedł rok 2003. Byłem wtedy radnym, przewodniczącym komisji ładu z ramienia Prawo i Sprawiedliwość, to taki chichot historii. Na ogród jordanowski zaczyna wjeżdżać buldożer - opowiadał były burmistrz.

- Nikt nie wiedział, że uzyskano tam zgodę na budowę apartamentowca. Wybucha ogromny protest. Sporządzono opinię prawną. Słynny profesor Michał Kulesza oświadcza, że decyzje zostały wydane w podejrzanych okolicznościach. Wiceprezydent Andrzej Urbański grzmiał że prawdopodobnie doszło do złamania prawa. Potem sprawa rozmyła się - mówił dalej.

Apartamentowiec, jak podsumował, stanął i stoi do dziś. - To było na tyle istotne, że sprawa mocno wyryła się w pamięci mieszkańców, pozostawiła duży niesmak - powiedział.

Mówiąc już o samej reprywatyzacji, były burmistrz wskazał, że "wiosną 2010 roku otrzymał informację z BGN, że powinien przygotować się do oddania gruntu, bo decyzja zwrotowa się zbliża". Działka, która miała zostać przekazana była (i jest) ograniczona z jednej strony budynkiem przedszkola integracyjnego. - Wezwałem następców prawnych dawnych właścicieli, by jeszcze w okresie wakacyjnym na własny koszt przesunęli ogrodzenie [by oddzielić działkę przedszkola od tej, która ma być wydana - red.] - mówił Bartelski.

Jednak granica działek została przeprowadzona tak niefartownie, że zahaczała o taras przedszkola.

- Robotnicy widząc, że kawałek tarasu przeszkadza, zamiast przesunąć ogrodzenie, po prostu taras rozłupali. Zrobiła się ogromna awantura. Wezwano telewizję, nadzór budowlany. Wykonawca zszedł z placu budowy - wspominał Bartelski.

Były burmistrz powiedział, że za jego kadencji złożono wniosek o warunki zabudowy na działkę przy Szarej, ale decyzji w tej sprawie nie wydano. - Odbyłem wtedy wiele spotkań z mieszkańcami. Nie były one łatwe - oświadczył.

- Jest mi bardzo przykro, kiedy słyszę, że jedna z pań opisuje mnie jako adwokata dewelopera - przyznał. - Z jednej strony miałem mieszkańców, którzy mieli rację społeczną, ale nie byli skłonni do kompromisów, a z drugiej strony miałem wściekłego dewelopera.

Przekonywał też, że zawieszenie postępowania o wydanie "wuzetki" na dziewięć miesięcy (o czym mówiła wcześniej Aleksandra Jaworska-Surma zarzucając Bartelskiemu, że nie skorzystał z tej możliwości) i tak nic by nie dało. - Wiedziałem, że ten plan [zagospodarowania przestrzennego - red.] się nie zrobi i miałem rację. Minęły lata, a planu nie ma - stwierdził.

16.20 Swobodne oświadczenie Bartelskiego trwało ponad godzinę. Po nim pytania zaczęli zadawać członkowie komisji. Jako pierwszy - wiceprzewodniczący Sebastian Kaleta. Interesowała go w pierwszej kolejności nie tyleż Szara, co Twarda. - Jakie były przyczyny przeniesienia gimnazjum jeszcze przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej? - pytał. Warto przypomnieć, że nowym właścicielem zarówno nieruchomości przy Szarej, jak i Twardej został Maciej M.

- Podjąłem te działania w trosce o najlepiej pojmowany interes publiczny. Działania polegały na poszukiwaniu nowej placówki - odpowiedział Bartelski. Podkreślał, że "miał dobre rozeznanie w sprawie, chciał z wyprzedzeniem uratować gimnazjum i ustrzec się twierdzenia, że mądry Polak po szkodzie".

- Na posiedzeniu Rady Warszawy powiedział pan, że nieruchomość przy Twardej z dużym prawdopodobieństwem zostanie przekazana dawnym spadkobiercom. Czy pan Maciej M. jest dawnym spadkobiercą? - zapytał Kaleta.

- Nie, jest następcą prawnym dawnych właścicieli - odpowiedział były burmistrz.

- To dlaczego użył pan takiego sformułowania? - kontynuował wiceprzewodniczący.

- Gdybym ja spisał wszystkie panów przejęzyczenia, napisałbym encyklopedie na ten temat - skwitował Bartelski.

Następnie Sebastian Kaleta przypomniał materiał TVN24 z sierpnia 2010 roku, w którym były burmistrz jasno stwierdził, że teren przy Szarej "będzie zabudowywany". - Skąd pan już wtedy miał taką wiedzę? - pytał wiceprzewodniczący.

Bartelski przyznał, że dziennikarz wówczas "zbił go z pantałyku", nie znał dobrze sprawy, był zaskoczony całą sytuacją. - Gratuluję państwu, że mogą epatować dziś tym obrazkiem, ale ja wolałbym się opierać na dokumentach - odpowiedział.

Materiał prezentowany na posiedzeniu (z sierpnia 2010 roku)

Dalej Kaleta dopytywał, jak często Bartelski rozmawiał z Hanną Gronkiewicz-Waltz o reprywatyzacji i czy zgłaszał jej sygnały o możliwych nieprawidłowościach. Były burmistrz poinformował, że takie rozmowy były prowadzone bardzo często. - Jeżeli się zdarzyło, że miałem podejrzenie o nieprawidłowości, zgłaszałem je w formie pisemnej - mówił. - Jestem przekonany, że Hanna Gronkiewicz-Waltz była celowo odcinana od tych spraw - dodał. Dopytywany przez kogo, wskazał ogólnie: przez ludzi, którzy chcieli "zamydlenia całej sytuacji".

Dalej dodał też, że prezydent Warszawy miała duże zaufanie do swoich podwładnych i "dzisiaj tego żałuje".

17.15 Po Kalecie pytania zaczął zadawać Patryk Jaki. Zacytował kilka zdań z notatek przekazanych komisji przez zeznającą wcześniej Aleksandrę Jaworską-Surmę. Bartelski zaznaczył: "pani Aleksandra objawiła się nam w 2014 roku jako kandydatka na burmistrza, więc mówienie o niej w kategoriach mieszkanki, aktywistki jest śmieszne".

Dalej wskazał, że w przypadku Szarej "nie było żadnych konkretnych faktów, które dałyby asumpt do działania". Kiedy członkowie komisji zwrócili uwagę, że Prokuratura Regionalna we Wrocławiu jednak dopatrzyła się nieprawidłowości i zaapelowała do SKO o unieważnienie reprywatyzacji (w ubiegłym roku pisaliśmy o tej sprawie), Bartelski wskazał, że śledczy zwrócili uwagę na "brak zbadania przesłanki posiadania nieruchomości". - Za moich czasów w urzędzie przesłanka posiadania w ogóle, w żadnej sprawie nie była brana pod uwagę - powiedział.

Jako kolejny pytania zadał poseł Paweł Lisiecki z Prawa i Sprawiedliwości. Chciał wiedzieć m.in., czy Wojciech Bartelski bywał na posiedzeniach zespołu koordynującego (czyli zarządu miasta: prezydent + zastępcy, skarbnik, sekretarz), na których były omawiane sprawy związane z reprywatyzacją. - Bywałem. Byłem przede wszystkim na posiedzeniu w sprawie Twardej - odparł były burmistrz.

Dalej Lisiecki długo zgłębiał wątek rzekomej niewiedzy pani prezydent o sprawach związanych z reprywatyzacją - wcześniej bowiem Bartelski wskazał, że ktoś mógł odcinać Hannę Gronkiewicz-Waltz od pewnych informacji, jakie wpływały do BGN. - Komuś zależało na tym, żeby wiedziała tylko to, co chciano jej powiedzieć, a nie poznawała cały ogląd sprawy. Zawiodło otoczenie - powiedział ponownie świadek.

- A informacje z gazet? Zwracali się też do pani prezydent mieszkańcy czy organizacje lokatorskie - nadmienił Lisiecki. - Być może, z pewnej inercji, pewne pisma od razu były kierowane niżej i pani prezydent nie miała okazji się z nimi zapoznać - odpowiedział Bartelski.

W pytaniach pełnomocników stron wrócił m.in. wspomniany wcześniej przez Bartelskiego wątek mikroplanów. Mecenas Przeciechowski chciał wiedzieć, dlaczego mikroplanu nie uchwalono właśnie dla Szarej. - Ten pomysł pojawił się później - odparł świadek.

18.10 Zakończyło się przesłuchanie byłego burmistrza Wojciecha Bartelskiego. Rozpoczęło zaś przesłuchanie ostatniego świadka - Pawła Suligi, byłego wiceburmistrza dzielnicy.

Suliga rozpoczął od wygłoszenia swobodnego oświadczenia. Przypomniał, że został wezwany jako świadek w sprawie reprywatyzacji działki, choć - jak zaznaczył - w chwili, kiedy podejmowano decyzję zwrotową prowadził zupełnie inną działalność gospodarczą i nie miał ze sprawą nic wspólnego. Jedynie jako mieszkaniec i "sąsiad nieruchomości" przyglądał się całej sytuacji.

- W grudniu 2014 objąłem funkcję wiceburmistrza Śródmieścia z ramienia niezależnych radnych działających dziś w stowarzyszeniu Mieszkańcy Śródmieścia i starałem się zapobiegać skutkom reprywatyzacji - oświadczył. Nadmienił, że aktualnie nie jest już wiceburmistrzem.

Suliga długo mówił o bolączkach przestrzennych Warszawy. - Kuriozalne jest to, że stolica Polski jest pokryta planami tylko w 40 procentach, a Śródmieście w około 22 procentach - powiedział.

Należy przypomnieć, że to właśnie Suliga był wiceburmistrzem w chwili, gdy dzielnica wydała decyzje o warunkach zabudowy dotyczącej apartamentowców przy Szarej i nadzorował wydział, który tę sprawę analizował. Na posiedzeniu przekonywał, że dzielnica - po upłynięciu konkretnych terminów - taką decyzję wydać musi, bo obligują ją przepisy prawa.

Członek komisji Łukasz Kondratko pytał świadka o procedury stosowane w sprawach, gdy projekt, którego dotyczy wniosek o "wuzetkę" jest niezgodny ze studium lub uchwalanym planem zagospodarowania. Suliga stwierdził, że formalnej "procedury nie było żadnej". Wskazał jednak, że zgodnie z poleceniem dawnego wiceprezydenta Jacka Wojciechowicza, takie sprawy powinny być kierowane na posiedzenia zespołu koordynującego. - I w styczniu 2016 roku ta sprawa została skierowana na zespół - powiedział.

Dalej przekonywał, że "po roku miasto nie odpowiedziało". - W grudniu 2016 roku inwestor powiadomił, że nie chce czekać dłużej i powiedział, że jeśli nie wydamy decyzji, oskarży nas o przewlekłość. Znów wysłaliśmy sprawę na zespół, ale nie było odzewu - mówił.

Kondratko zapytał więc, dlaczego dzielnica nie zdecydowała się zawiesić postępowania w sprawie wydania "wuzetki" na dziewięć miesięcy - prawo, jak wspomnieliśmy wcześniej, daje taką możliwość.

Suliga odparł, że zawieszenie postępowania jest możliwe i uzasadnione tylko wtedy, jeśli istnieje szansa rychłego uchwalenia planu zagospodarowania. - Jeśli urząd zawiesza postępowanie, inwestor z taką sprawą najczęściej idzie do SKO, które na ogół stwierdza, że nie ma szans, że w ciągu dziewięciu miesięcy zostanie uchwalony plan - powiedział.

Suliga podkreślił, że "jedynym, co mogło wstrzymać wydanie decyzji o warunkach zabudowy było polecenie pani prezydent, czyli polecenie służbowe przełożonego". Przyznał, że Biuro Architektury i jego szef Marek Mikos pisał wprawdzie pisma z opinią negatywną, ale "opinia wydawana przez Biuro Architektury i jej dyrektora nie miała żadnego znaczenia".

Dopytywany przez Kondratkę, dlaczego - wedle jego opinii - prezydent nie odpowiadała i nie skierowała sprawy Szarej na zespół koordynujący Suliga odpowiedział: "Powody były oczywiste. W dzielnicy rządziło nasze stowarzyszenie w koalicji z PiS-em, więc pani prezydent wolała żebyśmy my tą żabę zjedli. Powody były czysto polityczne".

19.15 Po członkach komisji, głos zabrali przedstawiciele stron. Pełnomocnik właściciela mecenas Renata Robaszewska zapytała świadka czy inwestor ponaglał ratusz śródmiejski w sprawie wydania decyzji o warunkach zabudowy. Suliga odpowiedział, że inwestor "cierpliwie czekał rok", dopiero później zaapelował o przyspieszenie wydania decyzji.

Pełnomocnik miasta z kolei zapytał: - Czy nie uważa pan, że projekty tej decyzji był wykonany nieprawidłowo. W okolicy jest zabudowa pierzejowa, a ten obiekt [na który wydano "wuzetkę" - red.] obejmował trzy wolno stojące budynki?

- Nadal uważam, że takiej zabudowy nie powinno być, ale skoro tak wyszło z analizy, to co ja mogę powiedzieć - odpowiedział Suliga.

Przeciechowski nie zgodził się też ze stwierdzeniem, że opinia dyrektora Mikosa - jak wskazał wcześniej Suliga - nie miała dla dzielnicy żadnego znaczenia. - W lutym 2017 roku zostało skierowane pismo do wszystkich burmistrzów, że "w związku z dużą liczbą wniosków o wydanie decyzji o warunkach zabudowy niezgodnych ze studium, wnioski będą analizowane przez Biuro Architektury, w sprawach budzących wątpliwości opinie wydaje również dyrekcja Biura Architektury". Wydał dyrektor Mikos opinię? Wydał - podsumował mecenas.

Suliga jednak trwał przy swoim.

19.38 Zakończyło się przesłuchanie Pawła Suligi, który był ostatnim świadkiem w sprawie Szarej.

Na koniec oświadczenia wygłosili przedstawiciele poszczególnych stron.

Mecenas Marek Gromelski (pełnomocnik Macieja M.) odniósł się do krótkiego komentarza Patryka Jakiego, który po złożeniu wniosku o wykluczeniu go z obrad, bo startuje w wyborach na prezydenta Warszawy powiedział: "nie dziwi mnie, że taki wniosek został złożony przez handlarzy roszczeń".

- Moi mocodawcy nie nabywali roszczeń w celu ich odsprzedaży z zyskiem, więc nie można ich uznać za osoby zajmujące się obrotem prawami, a wiec handlarzami. Prawa te były nabywane w celach inwestycyjnych - powiedział. Wskazał też, że określenie "handlarz" ma charakter pejoratywny, a przez komisję jest "nadużywane" i "używane wręcz ze smakiem".

Mecenas Renata Robaszewska wskazała, że podczas całego posiedzenia nie pojawiły się dowody, które wskazywałyby, że jej mocodawczyni miała nabyć nieruchomość w sposób nieuprawniony.

- Ja jedynie chciałabym zaapelować do członków komisji, byście analizując słynną już przesłankę posiadania brali pod uwagę warunki powojenne, jakie panowały w Polsce, w tym masową eksterminację ludzi - powiedziała z kolei pełnomocniczka miasta, mecenas Zofia Gajewska.

19.46 Posiedzenie w sprawie Szarej zostało zakończone.

Karolina Wiśniewska

Czytaj także: