Zapadł wyrok w sprawie modelki oskarżonej o uszkodzenie rzeźby amorka w Dolince Szwajcarskiej. Sąd wymierzył jej karę dziesięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dodatkowo, jeśli wyrok uprawomocni się, Julia S. będzie musiała zapłacić pięć tysięcy złotych nawiązki.
Sprawa uszkodzonej rzeźby "Chłopca z żółwiem" w Dolince Szwajcarskiej trafiła do organów ścigania w maju ubiegłego roku. Zawiadomienie do prokuratury złożył stołeczny konserwator zabytków w reakcji na nagranie, które pojawiło się w mediach społecznościowych. Na filmie pokazana była dziewczyna z młotkiem w ręku, stojąca przy fontannie, której elementem jest rzeźba. Kilkukrotnie uderzyła narzędziem w głowę amorka, aż odpadł mu nos. Śledczy nie mieli wątpliwości, że powinna ona ponieść konsekwencje tego czynu. Skierowali do sądu akt oskarżenia, a w lutym 2020 roku ruszył proces.
Prokurator zażądał dla oskarżonej kary 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata próby oraz dwóch tysięcy złotych nawiązki na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków. Z kolei obrona, wskazując między innymi na skruchę w związku z popełnionym czynem, wniosła o warunkowe umorzenie postępowania na okres roku próby, a także o możliwość rozłożenia kwoty nawiązki na raty.
Przyznała się, wykazała skruchę
W poniedziałek sąd orzekł o karze 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dodatkowo modelka będzie musiała wpłacić pięć tysięcy złotych nawiązki na wskazany fundusz, a na czas zawieszenia kary znajdzie się pod dozorem kuratora.
Jak mówiła sędzia Magdalena Zając-Prawica, w sprawie nie ma żadnych wątpliwości, że Julia S. popełniła zarzucany jej czyn. Z jej wyjaśnień wynikało, że nastąpiło to pod wpływem namowy jednej ze znajomych. - Pani oskarżona przyznała się do popełnienia czynu, wykazała skruchę - mówiła sędzia.
Sąd podkreślił, że obecnie niemożliwe jest oszacowanie wartości wyrządzonej szkody. - Od wielu miesięcy przed urzędem miasta stołecznego Warszawy trwa postępowanie mające na celu przywrócenie tej rzeźby do stanu poprzedniego. Na chwilę obecną (...) nie zostały nawet oszacowane w przybliżeniu koszty takiego przywrócenia - mówiła sędzia.
"Zachowanie incydentalne"
Wyjaśniła, że przy wymierzaniu kary sąd wziął pod uwagę zarówno sposób działania oskarżonej, jak i jej postawę po popełnieniu czynu, a także inne okoliczności, takie jak jej młody wiek i fakt, że wcześniej nie była karana. - Sąd uznał, że istnieją podstawy do stwierdzenia, że zachowanie, którego dopuściła się pani oskarżona, było zachowaniem incydentalnym w jej życiu - stwierdzono.
Odnosząc się do zasądzonej nawiązki, sąd uznał, że przy "należytej staranności" dziewczyna będzie w stanie uiścić tę kwotę. Sędzia podkreśliła też, że zabrakło podstaw do warunkowego umorzenia postępowania między innymi ze względu na to, że społeczna szkodliwość czynu nie była nieznaczna.
- Żałuję tego, co zrobiłam. Poniosłam konsekwencje i zostałam wyrzucona z agencji modelingowej. To było trudne dla mnie, bo mi na tym zależało - mówiła S. w lutym przed sądem. Przyznała też, że w chwili zdarzenia była pod wpływem alkoholu. Z kolei jej obrona podkreślała, że zakończenie postępowania sądowego nie będzie oznaczało dla S. zakończenia tej sprawy, ponieważ o czynie, którego się dopuściła, będą pamiętali ludzie oraz środowisko, w którym żyje. Jak zaznaczono, w związku z tą sprawą S. do dziś otrzymuje pogróżki, które były zgłaszane policji.
Wyrok jest nieprawomocny.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl