Historia wydarzyła się 20 lat temu, choć do dziś jest jedną z największych zagadek kryminalnych. Dwie ofiary, kilku sprawców i jedna kobieta, która wszystkim kieruje. Krwawa Królowa - jak ją nazwano. Nie ona strzelała do sprzedawców telefonów komórkowych, ale to ją sąd skazał na dożywocie. Dlaczego tylko ją? - o tym Jacek Smaruj, który w programie Czarno na Białym wrócił po latach do akt sądowych tej głośnej sprawy i archiwalnych nagrań.
20 czerwca 1997 roku Małgorzata R., 22-letnia wówczas studentka resocjalizacji i była pracownica przedstawiciela nieistniejącej już sieci komórkowej Era, zwabia do lasu w podwarszawskim Komorowie dwóch byłych kolegów z pracy. To młodzi ludzie w wieku 25 i 31 lat. Mają ze sobą 32 telefony komórkowe o wartości ponad 50 tysięcy złotych. Przekonała ich, że mają przyjechać właśnie tu, bo są na zamówienie specjalnego klienta - Bogusława Lindy. Ona miała być pośrednikiem. Dilerzy Ery nie wiedzą, że dzień wcześniej, w tym miejscu, został wykopany dół na ich ciała.
Oprócz nich na miejscu jest 17-letni brat kobiety oraz dwóch znajomych - 19 -letni Marcin i 17- letni Krystian. Jest jeszcze Adam - 39 letni taksówkarz, który czeka w pobliżu na Małgorzatę i jej wspólników.
Strzały i świadkowie
Jest godzina 14.00 gdy padają trzy strzały. Dilerzy giną na miejscu.
Sprawa nie wyszłaby tak szybko na jaw, gdyby nie fakt, że podwójne morderstwo obserwuje dwóch przypadkowych świadków. To oni zawiadamiają policję. Odegrają później kluczową rolę w procesie. Po zaledwie dwóch godzinach policja odkopuje ciała.
Małgorzata R. w tym czasie sprzedaje w Warszawie telefony.
Dwa lata później skazana kobieta udziela jedynego wywiadu telewizyjnego. W trakcie rozmowy z Edwardem Miszczakiem zapewniała, że nie było zamiaru, żeby ktoś zginął.
"Silna, góruje nad innymi"
Batalia sądowa trwała dwa lata. Przez ten czas nie udało się jednak ustalić, kto tak naprawdę zabił mężczyzn. - Problem polegał na tym, że sąd nie był w stanie ustalić, jakie czynności w trakcie zabójstwa wykonywali poszczególni członkowie tej grupy - mówi Anna Ptaszek z Sądu Okręgowego w Warszawie. - Sąd wyeliminował jedynie Małgorzatę R. jako osobę, która strzelała, opierając się na zeznaniach świadka, który widział ją w innym miejscu - dodaje.
Śledczym nie udało się też znaleźć broni, z której zastrzelono mężczyzn. - Ta sprawa do dzisiaj budzi emocje, bo wciąż nie wiadomo, kto zabił. Jest to pewnego rodzaju zagadka - mówi Grzegorz Dałkowski, prokurator prowadzący śledztwo.
Od początku jednak policjanci, prokuratorzy, a potem sędziowie uważają kobietę za bardzo inteligentną, silną, która potrafi górować nad innymi, podporządkowywać sobie ludzi. Te cechy charakteru kobieta sprawnie wykorzystuje od samego początku śledztwa.
Dożywocie
Pomimo przekonania, że to nie ona pociągnęła za spust, sędziowie we wszystkich instancjach orzekają dla niej najwyższy wymiar kary - dożywocie.
- Niewątpliwie była organizatorem. Był to rodzaj manipulacji - twierdzi Dałkowski.
Jak dodaje, Dyjasz, inni poddali się całkowicie jej woli, zachowywali się jak żołnierze. Gdyby kazała im wejść do głębokiej wody z kamieniem u szyi, oni by poszli.
Policjant uważa, że Małgorzata R. zapatrzona była na pewno na świat pruszkowski, bo pochodziła z Pruszkowa. Gdzieś tam otarła się o grupy przestępcze. Chyba jej się podobało takie życie w świetle pieniędzy, blichtru, władzy.
Pozostali mężczyźni dostali wyroki od 6 do 15 lat. Wszyscy już są na wolności.
Dopiero po 10 latach, w osobnym procesie został osądzony brat kobiety. Wcześniej, jeszcze przed aresztowaniem udało mu się uciec do Meksyku. Został deportowany i skazany na 15 lat więzienia. Po sześciu wyszedł na przepustkę i już z niej nie wrócił. Jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym.
"Rany jedynie przysychają"
Rodzinom zamordowanych mężczyzn do dziś mówić o całej sprawie jest bardzo trudno. - Nieprawdą jest, że czas zaciera rany. One jedynie przysychają - mówią. Kobieta nigdy, na żadnym etapie nie przeprosiła rodzin zamordowanych.
Za pięć lat będzie mogła ubiegać się o przedterminowe, warunkowe zwolnienie.
Jacek Smaruj/su/r