To kolejna rozprawa w procesie, w którym Maciej Marcinkowski domaga się przeprosin i wpłaty 50 tys. zł na cele społeczne od członków organizacji "Miasto Jest Nasze". Zarzuca im rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji m.in. w formie Warszawskiej Mapy Reprywatyzacji, która łączy urzędników, polityków i biznesmena.
CZYTAJ TAKŻE: MJN BĘDZIE WSPÓŁRZĄDZIĆ W ŚRÓDMIEŚCIU.
W piątek atmosfera na sali sądowej była chwilami nerwowa. Podczas rozprawy pełnomocnicy stron zaczęli się przekrzykiwać, a sędzia musiała ich uspokajać.
"Kontakty? Stricte urzędowe"
Przesłuchany został Marek Mikos, p.o. dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego, który znalazł się na mapie MJN.
- Komentarze, jakoby biuro architektoniczne szło na rękę inwestorom, to powielanie pewnych stereotypów, a nie faktów, informacji obiegowych, którym nadało się walory prawdy obiektywnej - stwierdził.
Przywołał przykład wydania przez biuro decyzji niekorzystnych dla Marcinkowskich (na ul. Szarej) i czterokrotnego wydania decyzji odmownej, dotyczącej ul. Foksal.
Na pytanie sądu, czy miał do czynienia z Marcinkowskimi, odpowiedział, że były to kontakty urzędowe, w formie składanych przez nich wniosków. Przyznał natomiast, że Marcinkowski spotkał się z prezydentem miasta w kwestiach związanych z nieruchomością przy Emilii Plater. - Odbywały się spotkania interwencyjne z inicjatywy wnioskodawcy z prezydentem Jackiem Wojciechowiczem. Trudno mi powiedzieć, czy były protokołowane - powiedział Mikos. Podkreślił, że tego typu spotkania są normalną praktyką w toku postępowania zwrotowego.
- Z jednej strony rozumiem, że problematyka reprywatyzacji jest wrażliwa i drażliwa. Kampania wyborcza pokazała to, jak ważnym jest tematem. Z drugiej strony sformułowanie, jakoby urzędnicy wychodzili naprzeciw potrzebom potrzeby inwestora, jest nieuzasadnione, i użycie słowa "powiązania" i takich, które budzą takie skojarzenia, to nie jest prawda - powiedział Mikos.
"Pan Marcinkowski traktowany tak samo, jak inni"
Drugim urzędnikiem przesłuchiwanym podczas rozprawy był Marcin Bajko, szef Biura Gospodarki Nieruchomościami.
- Informacje podane w tej mapie uważam za pomówienie urzędników, którzy zostali w niej wskazani. Te stwierdzenia są nieprawdziwe. Znam sposób wydawania decyzji i mogę jednoznacznie stwierdzić, że pan Marcinkowski traktowany jest tak samo, jak inni petenci. On ma kilka roszczeń, a są osoby, które mają ich kilkaset. Sugerowanie niejasnych relacji między urzędnikami a nim jest nadużyciem, bo takich relacji nie ma na pewno - powiedział Bajko.
Podkreślił, że jego biuro zajmuje się setkami spraw związanych z reprywatyzacją i - według statystyk prowadzonych przez biuro - najkrótszy okres załatwiania takiej sprawy to około miesiąc. Niektóre ciągną się latami. W odpowiedzi na pytania sądu, czy w przypadku Marcinkowskiego decyzje te zostały przyspieszone, odpowiedział, że nie zależy to od woli urzędników, tylko od dokumentacji oraz że średnio takie sprawy trwają półtora roku.
"Krytyka - tak, oszczerstwa - nie"
Bajko stwierdził też, że nie przypomina sobie, jakoby ktoś z grona polityków, posłów czy jego zwierzchników miał podejmować interwencje w sprawach Marcinkowskiego. Na pytanie sądu o pisma posłanki Pitery również odpowiedział: - Nie przypominam sobie.
Bajko uważa, że umieszczenie go na mapie reprywatyzacji jest "rażąco krzywdzące i nieprawdziwe".
- Grafika jest nieprawdziwa, zasugerowanie związków między urzędnikami a Marcinkowskim jest nieprawdziwe. Nie podjąłem żadnych kroków prawnych, to był mój wybór, by tego nie robić. Jestem urzędnikiem państwowym, a nie pracownikiem korporacji, dlatego nie wniosłem sprawy do sądu. Po pierwsze z powodu kampanii wyborczej, po drugie, musiałbym na to uzyskać zgodę pani prezydent - uzasadniał.
Podkreślił, że po publikacji mapy jego reputacja, jako urzędnika, został mocno nadszarpnięta.
- Wpływa to na ogląd mnie i spraw, którymi się zajmuję. Krytyka - tak, ale oszczerstwa - nie. Jeżeli ktoś wyciąga wnioski ze swoich przemyśleń, to nie krytyka, a właśnie oszczerstwo - zaznaczył Bajko.
W piątek przesłuchano świadków, w tym członków MJN. Sąd odroczył sprawę do 23 stycznia.
"Warszawska Mapa Reprywatyzacji"
Interaktywna mapa reprywatyzacji ukazała się w lutym. Na jej szczycie znajduje się sylwetka prezydent Warszawy, a od niej, niczym w drzewie genealogicznym, odchodzą gałęzie do podwładnych, którzy z kolei połączeni zostali z reprywatyzowanymi terenami, zaś te - z osobą Macieja Marcinkowskiego. Po kliknięciu na osobę albo miejsce pojawiają się opisy, przygotowane przez Miasto Jest Nasze.
"Oddajemy w Państwa ręce interaktywną infografikę, która przedstawia powiązania między politykami i urzędnikami a jednym ze znanych warszawskich handlarzy roszczeniami. Pierwszy raz problem warszawskiej dzikiej reprywatyzacji ujęty został w sposób tak kompleksowy, dający pojęcie o skali problemu" - tak reklamowało mapę stowarzyszenie.
"W materiale jawnie przedstawiono tylko części informacji, przez co odbiorcy komunikatu mogą wysnuć błędne wnioski. Mapa celowo pomija ważne fakty, szeroko dostępne w mediach, w tym informacje publikowane na łamach TVN Warszawa, które mają znaczący wpływ na jej treść. Przykładowe pominięte informacje dotyczą m.in. wyników kontroli przeprowadzonej przez warszawską prokuraturę w sprawie inwestycji, opisane w materiale pt: "Prokuratura o kontrowersyjnym biurowcu. Nie było uchybień urzędników" - odpowiadali członkowie rodziny Marcinkowskich.
Tak o sprawie wypowiadał się przedstawiciel MJN:
Miasto Jest Nasze o sprawie
kś//lulu
Źródło zdjęcia głównego: Miasto Jest Nasze