Było po godzinie 21. Siostra Barbara Król już spała, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyła: okno życia. Buty i habit leżały na wyciągnięcie ręki. Sygnał dostały jeszcze trzy inne franciszkanki. Wszystkie spotkały się przy małych drzwiach. Takich jak do sejfu, tylko że bez szyfrów.
Jest!
Siostra Barbara: - Myślałyśmy, że to lalka. A tu nie, piękne dziecko, chłopiec! Pamięta, jak był ubrany. Miał na sobie śpioszki w paseczki. Były za duże na tyle, że zakonnice myślały, że nie ma nóżek. Obok dziecka leżała wyprawka i torba z kosmetykami.
Jedna zakonnica - w malutkim pokoiku, w którym stoi tylko łóżeczko ze specjalną matą ogrzewającą - sprawdzała, czy maluch nie ma żadnych obrażeń. Druga dzwoniła na pogotowie i na policję:
Siostra: W oknie życia znalazłyśmy dziecko.
Dyspozytor: Proszę podać personalia.
Siostra: To dziecko z okna życia, nie ma przy nim żadnych dokumentów.
Dyspozytor: To będzie NN.
Siostry nazwały go Zygmuś. Trafił do nich na dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia. Było to 10 lat temu, a wspomnienie wciąż jest żywe. Imię dały na cześć Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa metropolity warszawskiego w latach 1862-1883.
Potem byli: Marysia na cześć Matki Boskiej, Franio – od franciszkanek, a Matylda - po siostrze Getter. Byli też: Ewunia, Józio, Ania, Paulinka, Karolek, Pawełek, Piotruś, Stasio, Natalka, Marcelinka, Zosia, a w tym roku Kubuś.
W sumie 16 dzieci...
O OKNIE ŻYCIA PRZY HOŻEJ PISZEMY W MAGAZYNIE TVN24