Jeden z zespołów ratowników medycznych utknął przy stacji wyczekiwania na Woronicza.
"Czekam wraz z kolegami z zespołu 18 godzin na wyniki naszego pacjenta, który zataił informację lub dyspozytor po prostu nie zapytał. Wiecie, co zabawne... mamy czekać te 18 godzin w karetce... Od 5 godzin nikt nie przyszedł zapytać nas o to, czy mamy co jeść i pić" - napisała w poniedziałek na Facebooku Marta Kołnacka, która na co dzień pracuje w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans". Jak dodaje, została dla nich wyznaczona toaleta, z której mogą skorzystać, jednak warunki w niej są "krytyczne".
Z pomocą ratownikom w kwarantannie przyszli ich koledzy. Ratowniczka twierdziła, że bez nich "byłoby krucho".
"Jesteśmy traktowani jak bydło. Mamy karetkę, gdzie mamy żyć do 8 rano. Pozostawieni sami sobie. To my codziennie wsiadamy do karetek, aby dawać Wam poczucie bezpieczeństwa, a w razie potrzeby ratować" - podkreślała kobieta.
Zaapelowała też do pacjentów, by nie oszukiwali dyspozytorów, którzy przeprowadzają z nimi wywiad podczas przyjmowania zgłoszenia.
"Dyrektorze, traktuj nas jak ludzi, a nie g..." - zakończyła swój wpis.
Czekali na wyniki od niedzieli
O sytuację opisaną przez ratowniczkę zapytaliśmy dyrektora warszawskiego pogotowia. Jak przyznał, tymczasową kwarantanną w poniedziałek wieczorem były objęte trzy załogi, w sumie osiem osób. Wcześniej mogły one mieć kontakt z pacjentami, którzy badani są pod kątem zakażenia koronawirusem.
- Jedno zdarzenie miało miejsce przedwczoraj [w niedzielę - red.] wieczorem. Zespół ratownictwa medycznego po poprawnie zebranym wywiadzie na temat stanu pacjenta i objawów, pojechał do pacjenta. Po 20 minutach, jeden z członków rodziny pacjenta, dodajmy: lekarz z wykształcenia, poinformował, że to miejsce i osoby są objęte kwarantanną. Zespół został odizolowany decyzją sanepidu - mówił Bielski.
Zaznaczył też, że ratownicy czekali w karetce, ale przez cały czas mieli dostęp do stacji wyczekiwania na Woronicza. - Tam mogli korzystać z sanitariatów, kuchenki, stolika i krzeseł, żeby usiąść coś zjeść. Są tam też łóżka polowe i zapas medykamentów - twierdzi dyrektor.
We wtorek około godziny 12 załoga otrzymała wynik badania pacjenta. - Na szczęście jest on negatywny, więc ratownicy są bezpieczni. Mogą pojechać do swoich domów odpocząć, a potem normalnie pracować - poinformował.
Pomogli strażacy
W izolacji wciąż pozostawały jednak dwie inne załogi. - Personel tych karetek osobiście powiadomił sanepid, że mogli mieć kontakt z nosicielami koronawirusa. Dostali bezpośrednio od sanepidu polecenie wyizolowania się od innych osób. Pierwsze informacje wskazywały, że te wyniki mogą być dosyć szybko po około czterech godzinach - mówił. - Niestety, wieczorem po kilkunastu godzinach oczekiwania wciąż ich nie było. Pomogła Państwowa Straż Pożarna. Strażacy pod wieczór na jednym z naszych obiektów zainstalowali ogrzewany namiot z elektrycznością, wyposażony w łóżka polowe, gdzie można było we w miarę normalnych warunkach przebywać w tej izolacji - dodał Bielski.
I zaznaczył, że zanim namioty zostały rozstawione, ci medycy cały czas mieli dostęp do sanitariatów. - Warunki były ciężkie, bo przez cały dzień byli odizolowali, ale mieli dostęp do sanitariatów, mieli też co jeść i pić przez cały dzień - zastrzegł dyrektor.
"Sanepid nakazał izolację"
Dodał, że na wyniki, które miały być dostępne po czterech, maksymalnie ośmiu godzinach, trzeba czekać nawet półtora dnia, jak w przypadku pierwszej załogi. - Obecnie tylko w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym mamy wyniki testów w cztery godziny - zwrócił uwagę.
Bielski tłumaczył, że decyzja o zatrzymaniu załóg w karetkach wynika z polecenia otrzymanego z inspekcji sanitarnej. - Sanepid kategorycznie nakazał izolację tych osób. Nie mogą one mieszać się z innymi grupami, które są w podobnej sytuacji. Wiemy, że jest ona bardzo trudna. Rozmawialiśmy ze strażą pożarną co do możliwości uruchomienia namiotów. Niestety są one obecnie wykorzystywane do wytyczania dodatkowych ścieżek przed szpitalnymi izbami przyjęć - mówił Bielski w poniedziałek wieczorem. Zapewniał jednak, że o problemie ratowników powiadomiono zarówno urząd wojewody mazowieckiego, jak i Ministerstwo Zdrowia.
"Chyba nie byliśmy do końca przygotowani na taką skalę działań"
Dyrektor pogotowia twierdzi, że bez zgody sanepidu nie może zapaść decyzja o przeniesieniu załóg objętych kwarantanną w inne miejsce. - Znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Rozumiem stres i frustrację załóg objętych kwarantanną. Proponujemy im na bieżąco pomoc, kanapki, wodę i dostęp do sanitariatów - podkreślił.
Dodał, że w ramach zarządzania kryzysowego pod Nowym Dworem Mazowieckim uruchomiona została placówka, do której można kierować osoby odbywające kwarantannę, jednak w tych trzech przypadkach "nie wchodziło to w grę".
- Jako służby sanitarne chyba nie byliśmy do końca przygotowani na taką skalę działań. Ratownicy są tą służbą, która działa na pierwszej linii frontu, są wystawieni na ryzyko - oceniał dyrektor warszawskiego pogotowia. Zastrzegł jednak, że pogotowie ratunkowe nie ma wpływu na tempo działania laboratoriów, które wykonują testy na obecność koronawirusa.
We wtorek wieczorem Bielski przekazał, że jedna załoga doczekała się wyników - były one negatywne, więc i ona mogła wrócić do domu. Ostatni zespół otrzymał wynik w środę - też był negatywny. Niestety, jak przyznał Bielski, w podobnej sytuacji są już kolejne trzy załogi.
238 osób zakażonych w Polsce
Ministerstwo Zdrowia poinformowało we wtorek, że w kraju potwierdzono zakażenie koronawirusem u 238 osób, 5 osób zmarło. Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. Objawia się ona najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni i zmęczeniem. Podejrzewa się, że do zarażenia koronawirusem, który może wywoływać groźne dla życia zapalenie płuc, doszło w Chinach pod koniec 2019 r. na targu w Wuhanie, stolicy prowincji Hubei.
Narodowy Fundusz Zdrowia prowadzi całodobową infolinię (tel. 800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Autorka/Autor: kk/pm/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN