- Trzech chłopaków z jednego młodzieżowego klubu, grających na jednej pozycji, w tym samym momencie trafia do kadry. To jest ciekawe nawet z socjologicznego punktu widzenia - śmieje się w rozmowie ze sport.tvn24.pl Wojciech Szczucki, trener dzięki któremu Piotr Nowakowski, Andrzej Wrona i Karol Kłos wypłynęli na szerokie siatkarskie wody. Trzej wychowankowie KS Metro Warszawa grają dziś o mistrzostwo świata.
- Jestem dumny z tego, co robią, ale zdarza się, że oglądam mecz i jestem wkurzony, patrząc na ich zagrania - opowiada z uśmiechem Szczucki, który trenował każdego z reprezentantów Polski wywodzących się z Metra.Ich przygoda z siatkówką zaczęła się na warszawskim Ursynowie jakieś 60 centymetrów temu. - Kiedy "Wronka" (Andrzej Wrona - red.) do nas trafił, miał zaledwie metr pięćdziesiąt i dziesięć lat. Przez kolejne pięć utrzymywaliśmy go w klubie, bo wierzyliśmy, że w końcu urośnie i dojdzie fizycznie do odpowiedniego etapu. To był okres, gdy rywalizował z rówieśnikami kalendarzowymi, ale nie fizycznymi - opowiada jego pierwszy trener.
Karol "Wąski" Kłos
W 2005 roku w Metrze pojawił się Karol Kłos. - Był naprawdę wysoki, ale za to niezwykle chudy. Mówiliśmy na niego "Wąski". Ta ksywka została mu zresztą chyba do dziś - mówi rozbawiony Szczucki.
Z pierwszego treningu Kłosa w Metrze w pamięci ludzi z klubu zapadło coś jeszcze. - Karol miał nieprawdopodobne czucie bloku. Jeszcze nie potrafił grać w siatkówkę, a już miał to czucie na siatce - wspomina dyrektor klubu Dariusz Kopaniak.
Jako najbardziej dojrzały z całej trójki przygodę z ursynowskim zespołem rozpoczynał Piotr Nowakowski, nazywany w Metrze "Pipenem". Do zespołu Kopaniaka i Szczuckiego dołączył w 2004 roku. - Było widać, że to facet o ogromnych możliwościach. Potrzeba mu było jeszcze tylko siatkarskiej techniki - mówi Kopaniak. - Ja z kolei pamiętam, że już wtedy mówiło się, że to będzie następca Arka Gołasia w reprezentacji Polski - dodaje Szczucki.
Trudne początki
Choć dziś trudno wyobrazić sobie reprezentację Polski bez któregokolwiek z nich, to początek przygody z siatkówką trzech środkowych do najłatwiejszych nie należał. - O Wronie już mówiliśmy. Grać w pierwszej szóstce zaczął dopiero w wieku piętnastu lat. Wcześniej jeździł na zawody i był bębniarzem - śmieje się Szczucki.Wszyscy trzej byli na mistrzostwach Polski kadetów w 2006 roku w Kędzierzynie Koźlu. - Karol Kłos pojechał tam jako trzynasty. Skład był rotowany tylko po to, by mógł trochę oswoić się z atmosferą drużyny. Z tym, jak wygląda to od środka. Tak naprawdę nie był jeszcze gotowy, by na tym poziomie grać. W półfinale przegraliśmy ze Skrą Bełchatów. Była to nasza jedyna porażka w sezonie. Do tej pory mam przed oczami łzy Karola, który po prostu popłakał się po tej porażce. A przecież nawet nie było go w składzie - opowiada trener.
W 2006 roku nie było go w juniorskiej "dwunastce" Metra, a rok później zdobywał już srebro mistrzostw Europy kadetów z reprezentacją Polski. - To niesamowite, bo Kłos potrafił trenować z dziećmi cztery-pięć lat młodszymi, by tylko nadrobić jakieś braki w siatkarskim rzemiośle. Raz dostał ode mnie telefon, że wypadł nam z letniego obozu chłopak z rocznika 91 z kadry wojewódzkiej. Powiedzieliśmy Karolowi, że może z nami potrenować. Za trzy godziny był sto kilometrów poza Warszawą i odbijał już piłkę z chłopakami o dwa lata młodszymi - mówi pełen podziwu dla poświęcenia Kłosa jego były trener.
Szukają następców
Wizyta na Narodowym "wygrana" w konkursie
Kłos i Wrona w kadrze znani są ze specyficznego poczucia humoru. Tuż przed początkiem mistrzostw na jeden z portali społecznościowych wstawili na przykład analizę gry rywali w wykonaniu Jacka Gmocha (w tej roli Kłos). Ich żarty nie omijają jednak także byłych szkoleniowców.
- Cztery dni przed meczem otwarcia mundialu dowiedziałem się, że "wygrałem" bilety na spotkanie z Serbią na Stadionie Narodowym. Andrzej i Karol zadzwonili do mnie udając, że są z radia. Zadali pytanie konkursowe - Jacy są dwaj najlepsi środkowi w Polsce? - oczywiście nie miałem problemów z odpowiedzią - śmieje się Szczucki.
- Pamiętam jak były 19. urodziny Metra. Karol i Andrzej pojawili się w klubie i opowiadali o swojej przygodzie ze Skrą Bełchatów. Już wtedy było wiadomo, że selekcjonerem będzie Antiga. Wspólnie zastanawialiśmy się, jak to będzie. Czy to, że kadrę Polski będzie trenował ich kolega z zespołu, przeszkodzi im, czy pomoże - opowiada Kopaniak. - Ja się nawet bałem, że Antiga, chcąc uniknąć jakichś niedomówień czy insynuacji, będzie ich pomijał w składzie - dodaje Szczucki.
Mistrzostwa świata w kapciach
Jak pokazały mistrzostwa świata, wszelkie obawy okazały się bezpodstawne. Kłos razem z Nowakowskim są dziś podstawowymi środkowymi reprezentacji Polski. W czternastce na mundial znalazło się miejsce także dla Wrony.Wychowankiem KS Metro jest też Zbigniew Bartman, ale on akurat uznania w oczach Antigi nie znalazł.
- O czym my mówimy. Do kadry wybierani są zawodnicy spośród 20 roczników. To są tysiące siatkarzy. Trochę głupio byłoby, gdyby cała czternastka to byli nasi wychowankowie - śmieje się Kopaniak.
- Gdy przyjmuję trenera do pracy, zawsze mówię mu: "Chciałbym, żebyś kiedyś mógł założyć kapcie, zasiąść na kanapie i patrzeć jak twój wychowanek zdobywa mistrzostwo świata" - kończy dyrektor Metra.
W przypadku Wojciecha Szczuckiego te życzenia mogą spełnić się już 21 września 2014 roku.
Paweł Drogosz/sport.tvn24.pl