Nielegalny lobbing na rzecz wybranych deweloperów, przyjęcie łapówki i stworzenie polityczno-biznesowego układu w dzielnicy – to tylko niektóre zarzuty, jakie byłemu burmistrzowi stawiają radni PiS i lokalnego stowarzyszenia Razem dla Białołęki. Burmistrz komentuje krótko: - Trudno mówić o sprawach, w których się nie uczestniczyło.
- Białołęka padła ofiarą pazerności lokalnych włodarzy i braku szacunku do prawa i obywateli. Architektem tego układu jest były burmistrz Piotr Jaworski z PO, który mimo odwołania z funkcji nadal sprawuje faktyczną władzę w dzielnicy – powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej Łukasz Oprawski z Prawa i Sprawiedliwości.
Jaworski odszedł z urzędu w Białołęce w lutym ubiegłego roku. Po utracie większości przez Platformę Obywatelską w radzie dzielnicy i trwającym wiele miesięcy konflikcie między PO i PiS zdecydował, że "nie może wziąć pełnej odpowiedzialności za kierowanie dzielnicą". Złożył rezygnację, a jego miejsce zajęła Ilona Soja-Kozłowska z PO.
Radni PiS oraz działacze współpracującego z nimi lokalnego stowarzyszenia Razem Dla Białołęki (RDB) przekonywali w poniedziałek, że Jaworski nadal realnie zarządza dzielnicą. Na konferencji zaprezentowali film, na którym dwoje pracowników urzędu to potwierdza i "zdradza kulisy" działania tamtejszego samorządu.
Nagranie jest zanonimizowane, a głos osób, które się w nim wypowiadają zmieniony. – To na prośbę samych urzędników obawiających się zemsty ze strony Piotra Jaworskiego i białołęckiego ratusza – powiedział Wiktor Klimiuk, radny PiS.
Wątpliwa wycinka i zarzut korupcji
"Urzędnicy przerwali milczenie" – ogłaszają głośno działacze PiS i w oparciu o ich relacje kierują wobec Piotra Jaworskiego długą listę poważnych zarzutów. Najpoważniejszy dotyczy rzekomego "wręczenia łapówki w wysokości 80 tys. zł za doprowadzenie do przedawnienia sprawy" – jak określił na konferencji Łukasz Oprawski.
Chodzi o wycinkę 64 dębów na działce przy ul. Myśliwskiej. - Drzewa zostały wycięte przez profesjonalną firmę, natomiast w dokumentacji jest (napisane – red.), że wyciął to starszy człowiek, który wkrótce umarł – mówi na nagraniu jedna z jego bohaterek.
Jej zdaniem, dzielnica mogła stracić na tym incydencie nawet 1,9 mln zł. O wycinkę – według urzędniczki - miała starać się prezes spółdzielni na Tarchominie. – Powiedziała, że działka należy do jej syna, który chce się tam budować. Koleżanka z urzędu zajmująca się drzewami powiedziała jej, że gdyby postarała się w dzielnicy to dostałaby zgodę na wycinkę, a tak to będzie miała koszty (opłata karna – red.). Wtedy pani zlecedoniawczyni, patrząc prosto w oczy, powiedziała, że ona już miała koszty i przeznaczyła na to 80 tys. zł. Potem temat się urwał – wspominała w filmie urzędniczka.
Kiedy pytamy polityków PiS, kiedy wycinka miała miejsce – nie wiedzą. Nie znają też dokładnego adresu działki, na której miała ona miejsce.
– Możliwe, że wycinka odbyła się jeszcze przed tym, jak Piotr Jaworski został burmistrzem dzielnicy – przyznaje Oprawski. Dodaje jednak: – Nie chodzi o samą wycinkę, ale działania zmierzające do wygaszenia sprawy, a zdecydowana większość z nich miała miejsce już za rządów Jaworskiego.
Wątpliwa wycinka to nie wszystko. Bohaterka nagrania zarzuca byłemu burmistrzowi "mobbing, nieszanowanie pracownika i odcięcie się od zwykłych ludzi".
Związki z deweloperami
Drugi występujący w nagraniu urzędnik mówi z kolei o tajemniczych związkach władz dzielnicy z wybranymi deweloperami. – Ten związek jest nadzwyczaj silny. Nie dotyczy to wszystkich deweloperów, jedynie specjalnej grupy. Mają wyjątkowe traktowanie w urzędzie – mówi tajemniczy urzędnik (również anonimowy).
Podkreśla, że wyjątkowe traktowanie jest widoczne zwłaszcza podczas procesów wydawania decyzji. – Dla wybranych deweloperów są one wydawane w tempie, o jakim inni mogliby jedynie pomarzyć – przekonuje bohater nagrania.
Przypomina, że dwoje radnych PO pracuje w firmach deweloperskich. Chodzi o Waldemara Roszaka i Zbigniewa Madziara. Pierwszy jest zatrudniony w JW Construction, drugi w firmie Atal. O łączeniu przez nich funkcji radnego z pracą w firmie deweloperskiej pisaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Według osoby wypowiadającej się w nagraniu, radni ci "pojawiają się w urzędzie w godzinach pracy i wywierają naciski na urzędników". Wszystko po to, aby "przyspieszyć wydawanie decyzji dla wybranych deweloperów".
Niektóre informacje bohatera nagrania okazały się nieaktualne. Jak poinformowali nas przedstawiciele biura prasowego JW Construction, radny Roszak nie pracuje w tej firmie od kilku miesięcy.
Śledztwo w prokuraturze
W oparciu o relacje pracowników urzędu radni PiS oskarżają Jaworskiego m.in. o „nielegalny lobbing i wydawanie decyzji ze szkodą dla gminy, niepowiadomienie organów ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa czy też wspomniane wręczenie łapówki w wysokości 80 tys. zł.
- Odtworzone nagranie i zeznania urzędników skłoniło mnie do złożenia zawiadomienia do CBA i prokuratury. Ta druga już wszczęła śledztwo – powiedział w poniedziałek Oprawski.
To prawda. Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga wszczęła śledztwo w listopadzie ubiegłego roku. Jak czytamy w aktach, prowadzone jest w sprawie "niedopełnienia obowiązków służbowych w bliżej nieokreślonym czasie – pomiędzy 2010 a 2015 rokiem przez funkcjonariuszy urzędu dzielnicy Białołęka i urzędu miasta stołecznego Warszawy".
Jak mówi nam rzecznik prokuratury Łukasz Łapczyński, do tej pory przesłuchano trzy osoby, w tym samego zawiadamiającego (czyli Łukasza Oprawskiego). - Zawiadamiający zwraca uwagę na wiele spraw, ale nie potrafi poprzeć tego konkretnymi faktami. Sam przyznaje, że wiedza, którą ma pochodzi od osób trzecich – mówi Łapczyński.
Potwierdza jednak, że czynności są prowadzone. Trwa pozyskiwanie dokumentacji w sprawach. Śledczy przeanalizują ją i dopiero wtedy, jak podkreśla prokurator, będzie można stwierdzić czy doszło do przestępstwa ze strony urzędników, czy raczej niedopatrzenia.
Odpowiedź Jaworskiego. Rozważa kroki prawne
O komentarz do sprawy poprosiliśmy samego zainteresowanego – Piotra Jaworskiego. Były burmistrz mówi krótko: - Trudno mówić o sprawach, w których się nie uczestniczyło.
- Funkcję burmistrza pełniłem dopiero od lipca 2013 roku. Większość zdarzeń, o których mówią działacze PiS miała miejsce w kadencji 2006-2010, kiedy nie byłem członkiem zarządu dzielnicy - dodaje.
Sam fakt wycinki dębów potwierdza. – Miała miejsce na początku 2010 roku. Była to wycinka nielegalna, za którą naliczona została opłata karna w wysokości ponad 1 mln zł. Z dokumentów wynika, że zlecił ją pan, który przed dostarczeniem decyzji zmarł. Urząd podjął szereg działań w celu skutecznej egzekucji tych należności. Niestety nie została dostarczona, bo człowiek już nie żył – wspomina Jaworski. I ponownie podkreśla: – Wszystko to działo się w momencie, kiedy nie byłem jeszcze burmistrzem.
Co z innymi oskarżeniami bohaterów nagrania, takimi jak mobbing czy brak szacunku wobec podwładnych? Jaworski odpowiada wymijająco. - W urzędzie dzielnicy bywam rzadko. Przez ostatni rok byłem zaledwie kilka razy, ale w momencie, kiedy wchodzę do urzędu pracownicy mówią: szkoda, że pana tu nie ma. To zawsze jest bardzo miłe - mówi.
Dodaje też, że jego pokój zawsze był otwarty dla wszystkich pracownikówm, każdy mógł do niego przyjść i porozmawiać.
Zaprzecza też, jakoby mimo odejścia z urzędu nadal miał realnie zarządzać dzielnicą. - Wszystkie sprawy, o których mówi pan Oprawski to pomówienia. Nie wiem, skąd o nich wie – mówi Jaworski i przyznaje, że rozważa kroki prawne w celu ochrony jego dobrego imienia.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy też warszawski ratusz i czekamy na odpowiedź. Według polityków PiS i Razem dla Białołęki, Hanna Gronkiewicz-Waltz miała wiedzieć o nieprawidłowościach w urzędzie. Jedna z bohaterek nagrania przekonywała, że wysyłała w tej sprawie pisma do pani prezydent. Należytej odpowiedzi zaś nie było.
Oświadczenie urzędu dzielnicy
Po konferencji działaczy PiS i RDB oświadczenie wydała również obecna burmistrz dzielnicy Ilona Soja-Kozłowska. Podkreśla, że wszystkie zarzuty polityków opozycji dotyczą lat, kiedy urzędem kierowały inne osoby. "Obecnie urząd współpracuje z organami śledczymi i odpowiada na wszelkie pytania, przesyła dokumenty w sprawach, w jakich toczą się postępowania" - przekonuje.
W dokumencie odnosi się jedynie do rzekomego zarządzania dzielnicą przez Jaworskiego. "Moja kandydatura na stanowisko burmistrza dzielnicy Białołęka – kandydatura osoby spoza białołęckiego środowiska, była dowodem na to, że zmiana na stanowisku burmistrza nie jest iluzoryczna. O realnej zmianie świadczy także obecny skład Zarządu, całkowicie różny od poprzedniego" – wyjaśnia w dokumencie.
Przypomnijmy, obecnie dzielnicą rządzi koalicja Platformy Obywatelskiej i dwóch niezależnych radnych: Piotra Basińskiego i Filipa Pelca. W zarządzie – oprócz Soji-Kozłowskiej zasiadają Jacek Poddębniak i Marcin Adamkiewicz. Obaj nie są członkami PO. Poddębniak należy do Gospodarności, natomiast Adamkiewicz jest członkiem Inicjatywy Mieszkańców Białołęka.
***
Po publikacji materiału skontaktowali się z nami inni radni Razem dla Białołęki. Oznajmili, że jako klub nie mają z tą inicjatywą nic wspólnego. Obecny na konferencji Piotr Cieszkowski (radny RdB) skomentował sprawę krótko: - Byłem tam prywatnie.
Karolina Wiśniewska