Wysoka frekwencja, świąteczny nastrój, żadnych naruszeń i żadnych żołnierzy na ulicach. Tak wyglądał obraz niedzielnego Krymu, jaki dostali mieszkańcy Rosji i widzowie anglojęzycznego Russia Today. Niemal z każdej relacji biło triumfalizmem i poczuciem historyczności tej chwili.
"Niedziela, 7.55 rano. Ulica Gogola. Punkt wyborczy 850101 niedaleko od centrum Sewastopola. Do początku głosowania 5 minut. Przed wejściem kolejka! 40 ludzi. Głównie, oczywiście, emeryci, oni wstają wcześnie: - Spać nie mogłam, wciąż się modliłam, denerwowałam: czy wszystko się uda? Prawda, uda się?! Tak długo czekaliśmy...".
Tak zaczynała się niedzielna korespondencja dziennikarza wielkonakładowej "Komsomolskiej Prawdy", który – jak pisał - "obserwuje głosowanie w Sewastopolu i nie wierzy własnym oczom". Co go tak szokowało? "Świąteczna" atmosfera, bo "to jakaś zabawa sylwestrowa a nie referendum!".
Podobnie brzmiały relacje w innych rosyjskich mediach.
"Wybór Krymu"
Krymskie referendum było rzecz jasna tematem nr 1 w Russia Today – anglojęzycznej tubie Kremla. Pod powtarzanym ciągle na grafice hasłem „Wybór Krymu” można było posłuchać relacji reporterów z Krymu („święto demokracji”), ale i ze wschodniej Ukrainy („zamieszki prowokowane przez ultracjonalistów”) oraz Kijowa, w którym panuje „rząd puczystów”.
Jeśli chodzi o Krym, to zachodni odbiorca Russia Today dostawał obraz "stereo": głos mieszkańców i głos „międzynarodowych obserwatorów”. Pierwsi mówili, dlaczego chcą do Rosji, a drudzy, że głosowanie przebiega w zgodzie z demokratycznymi standardami.
Jeśli chodzi o ten pierwszy głos, to RT wypuszczała plansze z wypunktowanymi powodami dążenia mieszkańców Krymu do oderwania się od Ukrainy, wzmacniane uliczną sondą, w której padały tylko odpowiedzi pasujące do grafik. Tak więc przeciętny widz Russia Today w USA czy W. Brytanii dowiedział się, że mieszkańcy Krymu chcą zmiany z następujących powodów: ultracjonalistyczne zagrożenie, nielegalny rząd w Kijowie, atak na prawa Rosjan, ekonomiczna katastrofa po stowarzyszeniu z UE.
"Obserwatorzy" i Kosowo
Bardzo dużą wagę RT i inne rosyjskie media przywiązywały w niedzielę do „międzynarodowych obserwatorów”. Głos tej gromadki wielbicieli Rosji Putina przedstawiono jako opinię zachodnich instytucji, choćby Parlamentu Europejskiego. Do tego mieliśmy plejadę polityków i ekspertów z Zachodu pokazywanych w RT. Np. Gregora Gysiego, byłego enerdowskiego komunistę, który mówił, że „Baskowie, Katalończycy, mieszkańcy Krymu mają prawo wyboru”.
To, co było widoczne, to ciągłe stawianie znaku równości między Krymem a Kosowem. Niektóre zagrywki Russia Today były wręcz prymitywną manipulacją. Na przykład wypuszczenie zbitki króciutkich, wyrwanych z dłuższych zdań, wypowiedzi Obamy, Busha, Clintona i Camerona, sprowadzających się do stwierdzenia, że „referendum to ważne narzędzie samostanowienia”.
Żadne zaskoczenie
"Obserwatorzy" przekonywali oczywiście, że twierdzenie o "referendum pod lufami karabinów" to mit. Wszystkie rosyjskie telewizje kładły na to nacisk - np. reporterzy Rossija 24 w każdej relacji podkreślali, że na ulicach w ogóle nie widać uzbrojonych ludzi.
"Krym wraca do Rosji!" - krzyczała wielkim nagłówkiem "Komsomolskaja Prawda" na długo, zanim ogłoszono choćby wyniki exit-polls. "Czekałem na to 21 lat" - przyznał (w tytule korespondencji) ze łzami w oczach dziennikarzowi portalu Gazeta.ru krymski emeryt, były oficer Armii Czerwonej. Nie wiadomo więc czemu zdziwił się korespondent "Kommiersanta", gdy "przepłynął na promie cieśninę Kerczeńską i nie znalazł ukraińskiej granicy".
Cdn.
Ale zwycięstwo na Krymie to nie koniec. W rosyjskich mediach w niedzielny wieczór kolejne miejsca w serwisach i na stronach internetowych zajmowały sprawa sankcji, jakie może nałożyć Zachód (oczywiście udowadniano, że więcej straci Zachód) oraz wojownicze deklaracje lidera Prawego Sektora Dmytro Jarosza o "wysadzaniu ropociągu Przyjaźń". Jeśli chodzi o tego ostatniego, to trudno oprzeć się wrażeniu, że świetnie wspomaga rosyjską propagandę straszącą ultranacjonalistami w Kijowie.
A w popularnym programie "Informacje Tygodnia" w państwowej telewizji znany publicysta Dmitrij Kisielew, znany głównie z niesłychanego serwilizmu wobec Kremla, zrobił w niedzielny wieczór furorę stwierdzeniem, że "Rosja to jedyny kraj, który gotów jest zmienić USA w radioaktywny popiół".
Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: Vesti.ru, RT.com, Izwiestja, Komsomolskaja Prawda, Moskowskij Komsomolec, Kommersant, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: rt.com, kp.ru, izvestia.ru, kommersant.ru