Administracja Baracka Obamy nigdy nie kryła, że nie chce rozsierdzać Moskwy planami obrony antyrakietowej. Próby atomowe i rakietowe Korei Północnej dały Waszyngtonowi wygodne i wiarygodne uzasadnienie dla okazania "większej elastyczności".
Niemal dokładnie rok temu, 26 marca 2012 roku na dwustronnym spotkaniu w Seulu – w kuluarach szczytu poświęconego bezpieczeństwu nuklearnemu – Barack Obama i Dmitrij Miedwiediew w półtoragodzinnej rozmowie w cztery oczy podsumowali i wyznaczyli nowe kierunki zjawisku, które Biały Dom nazwał wcześniej "resetem" w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Choć obaj przywódcy wystąpili na konferencji prasowej, media najbardziej zainteresowało to, co najprawdopodobniej nigdy nie miało się do nich przedostać. Mikrofony kamer telewizyjnych zarejestrowały szeptane zbyt głośno przez Obamę słowa: - To są moje ostatnie wybory… Po nich będę miał większą elastyczność. - Przekażę tę informację Wladimirowi (Putinowi) – odpowiedział ówczesny, również kończący kadencję, rosyjski prezydent.
Słowa te nie całkiem były wyrwane z kontekstu: chwilę wcześniej Obama prosił Rosjan o wyrozumiałość; potrzebował oddechu, aby móc rozwiązać "zwłaszcza sprawy obrony rakietowej". Oddech ten miał przyjść po wyborach, których przegrania już wtedy sobie nie wyobrażał. Zapewne uprzedzeni już o niefortunnym nagraniu przywódcy na wspólnej konferencji prasowej nie unikali tematu. Miedwiediew podkreślał, że USA i Rosja nadal mają czas, by dojść do porozumienia, a nawet współpracować w obronie przeciwrakietowej Europy. Obama wskazywał na rosyjskie zastrzeżenia, obiecując powołanie zespołów technicznych mających pracować nad ich rozwiązaniem. Wygląda na to, że efekty tej pracy właśnie widzimy w postaci rezygnacji z instalowania w Polsce strategicznych wyrzutni antybalistycznych, mogących zestrzeliwać międzykontynentalne pociski balistyczne (ICBM).
Polsko-amerykańska szorstka przyjaźń
Polska przyjęła nagrane przypadkiem słowa Obamy z niesmakiem. Ale po wcześniejszych doświadczeniach "szorstkiej przyjaźni" ze strony nowego amerykańskiego przywódcy, którym zachwycał się niemal cały świat, nie mogło być mowy o zaskoczeniu. Były ambasador w USA Robert Kupiecki wspomina, że momentem szoku był już 17 września 2009 roku, kiedy administracja Obamy unieważniła dotychczasowe plany budowy "tarczy antyrakietowej" w Polsce i Czechach. To było jak kubeł zimnej wody na głowy tych, którzy mieli jeszcze złudzenia co do postawy Białego Domu, zwłaszcza, że nastąpiło to dwa miesiące po wystosowaniu do Obamy listu otwartego polityków i intelektualistów z Europy Wschodniej z apelem o utrzymanie amerykańskiego zaangażowania w obronę Starego Kontynentu i niepoświęcanie jej na rzecz poprawy stosunków z Rosją. Polscy przywódcy i dyplomaci zapamiętali też Obamie nieobecność na uroczystościach pogrzebowych prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jednego z najwierniejszych sojuszników USA, jednocześnie prowadzącego niepokorną politykę wobec Rosji. W roku 2012 kilka lat trwał już "reset" i szepty Obamy do Miedwiediewa w Seulu potwierdzały tylko kierunek zmian. Decyzja Pentagonu z minionego piątku wydaje się ją przypieczętowywać.
Wygodny i wiarygodny pretekst
Ameryka nie mogła jednak tak po prostu wycofać się z budowy strategicznych instalacji w Europie. Mimo kilku udanych testów morskich platform antybalistycznych na niszczycielach rakietowych systemu Aegis, mniej wrażliwych w warunkach konfliktu i łatwiejszych w utrzymaniu, opiniotwórcze koła podtrzymywały konieczność stabilnego systemu antybalistycznego przeznaczonego do zwalczania strategicznych zagrożeń. Jako takie rozumiano nie Rosję – w ramach politycznej poprawności konflikt nuklearny z Rosją skreślono z listy globalnych niebezpieczeństw – a Iran. Tu geografia nakazywałaby rozmieszczenie wyrzutni antyrakiet w Europie – dlatego kilka lat temu, w ramach już Obamowskiej koncepcji fazowego rozwoju obrony antyrakietowej, wynegocjowano budowę wyrzutni w Rumunii i Polsce. Baza Redzikowo II na dawnym lotnisku 28. pułku myśliwskiego pod Słupskiem, miała przyjąć supernowoczesne, jeszcze nieistniejące, rakiety SM-3IIB, daleką modernizację morskich rakiet przeciwlotniczych zdolną do trafiania głowic pocisków balistycznych na granicy kosmosu. Ani rakiet, ani ich wyrzutni w Redzikowie jednak nie będzie, bo wyśmiewana dotąd Korea Północna i jej ekscentryczny przywódca Kim Dzong Un zapewnili Amerykanom wygodny i wiarygodny pretekst do zmiany planów.
Prawie jak wystąpienia Colina Powella
Piątkowe wystąpienie Chucka Hagela – byłego polityka republikańskiego zdecydowanie krytycznego wobec administracji Busha, nielubianego przez Izrael i część lobby militarnego, z trudem przepchniętego przez Senat – brzmiało prawie jak wystąpienia Colina Powella przed wojną z Irakiem w 2003 roku. Hagel ogłosił, że ostatnie testy nuklearne i rakietowe Korei Północnej są nie tylko nieodpowiedzialną prowokacja, ale również takim zagrożeniem, iż zmuszają administrację do rozłożonego na cztery etapy przeniesienia ciężaru obrony rakietowej na wybrzeże Pacyfiku. Sekretarz Hagel zapowiedział zwiększenie prawie o połowę liczby pocisków antybalistycznych, budowę radaru w Japonii, założenie dodatkowej poza Kalifornią i Alaską bazy antyrakiet oraz wreszcie rezygnację z rozwoju pocisków SM-3IIB i ich rozmieszczania w Europie. To ostatnie posunięcie tłumaczył jednak głównie względami finansowymi i opóźnieniem technologicznym programu, jak gdyby inne programy Pentagonu realizowane były na czas i w ramach budżetu…
Przesunięcie akcentów
Dla Polski wycofanie się USA z budowy strategicznej bazy pod Słupskiem jest potwierdzeniem – bynajmniej nie zaskakującym w obecnych czasach – przesunięcia akcentów w polityce bezpieczeństwa. Stany Zjednoczone chcą się poświęcić obronie własnego terytorium i realizować obronę sojuszniczą w oparciu o własne oceny, a te obecnie wykluczają Rosję jako rzeczywistego przeciwnika strategicznego. Owszem, rozpatrywane scenariusze konfliktów lokalnych nie wykluczają ograniczonej rosyjskiej agresji na obrzeża terytorium traktatowego NATO, ale w Waszyngtonie dominuje przekonanie, że europejscy sojusznicy powinni sami wziąć za nie odpowiedzialność. Baza antyrakiet w Redzikowie powstanie, ale w ramach natowskiej tarczy, nawet jeśli będzie to amerykańska baza. Polacy zaś chcą budować własną tarczę, co postanowił prezydetn kierując jesienią do Sejmu stosowną ustawę. Brak amerykańskiej strategicznej instalacji w Polsce może być o tyle ulgą, że jeśli nie sprawdzą się obecne prognozy i Rosja stanie w szranki z USA, na Słupsk nie spadnie atomowy deszcz.
Autor: Marek Świerczyński\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mda.mil