On miał być pierwszy na Księżycu. Powiedział "nie", pozostał Armstrong

Frank Borman nie skorzystał oferty, by wziąć udział w misji Apollo 11NASA

Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, Neil Armstrong wcale nie miał być pierwszym astronautą na Księżycu. Miejsce w annałach historii zaoferowano komuś innemu, ale ten odrzucił niepowtarzalną okazję.

Po śmierci Armstronga amerykańskie media poświęcają jego osobie i misji Apollo 11 wiele uwagi. CBS przygotował zestawienie ciekawych, a nieznanych szerzej faktów dotyczących pierwszego człowieka na Srebrnym Globie i historycznej wyprawy. Powiedział "nie" wiecznej sławie Niewiele brakowało, a to nie nazwisko Armstronga, a innego astronauty NASA zapisałoby się złotymi zgłoskami w historii ludzkości. Początkowo zaszczyt lądowania na Księżycu Deke Slayton - zarządzający załogami - zaoferował miejsce w statku kosmicznym Frankowi Bormanowi.

Borman wraz z Jamesem Lovellem i Williamem Andersem w wigilię 1968 roku obleciał Księżyc dookoła. Slayton uważał, że doświadczenie może być kluczowym elementem, który zadecyduje o sukcesie lub porażce misji lądownika. Dlatego zrezygnował ze swojego, stosowanego od lat systemu i zaoferował miejsce dowódcy Apollo 8.

Ten jednak, ku zaskoczeniu wszystkich powiedział "nie". Jak pisze Andrew Chaikin, współautor książki "Voices from the Moon": "To był gracz zespołowy, wojskowy, szczęśliwy, że mógł zagrać w wielkiej grze, ale nie czuł potrzeby zdobycia przyłożenia. A jego żona pragnęła, by przestał latać i ryzykować życie".

Odmowa sprawiła, że Deke Slayton wrócił do swojej metody rotacyjnej i zgodnie z tym systemem, to Armstrongowi przypadło dowodzenie misją Apollo 11 i miejsce w annałach historii. O krok od niepowodzenia Gdy już astronauci znaleźli się w przestrzeni kosmicznej, niewiele brakowało, by do lądowania w ogóle nie doszło.

Komputer pokładowy lądownika Eagle miał bardzo małą moc obliczeniową i system zaczął sprowadzać pojazd w kierunku niewielkiego krateru wielkości boiska do piłki nożnej.

Armstrong przejął zatem kontrolę nad pojazdem i zaczął szukać lepszego miejsca do przyziemienia. W tym czasie nieubłaganie malały zapasy paliwa.

Wreszcie udało się, zaledwie 17 sekund przed momentem, w którym kontrola lotu wydałaby polecenie, by zrezygnować z lądowania. Pierwsze słowa na Księżycu To właśnie wtedy padły pierwsze słowa na Księżycu. Nie było to bynajmniej słynne zdanie "That's one small step..." Armstronga, ale komunikat Buzza Aldrina: "Contact light. Shutdown" (oznaczające szczęśliwe lądowanie i wyłączenie silników).

Dopiero później, po wyjściu z lądownika i postawieniu nogi na Księżycu Neil Armstrong miał szanse wypowiedzieć słowa, które przeszły do historii: "To jeden mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości".

Dlaczego nie było go na zdjęciach? Kolejną ciekawostką dla miłośników historii jest odpowiedź na pytanie: dlaczego na prawie wszystkich fotografiach wykonanych na księżycu widać Buzza Aldrina, nie Armstronga.

Odpowiedź jest tyleż prosta, co zaskakująca - tylko Armstrong miał aparat na powierzchni Srebrnego Globu. Dlatego to głównie on robił zdjęcia koledze. Widać więc Aldrina na drabinie, z flagą USA itd.

Co prawda Armstrong na kilka minut przekazał aparat koledze, ale ten... zajął się w tym czasie fotografowaniem skał. Armstronga widać tylko na jednej, panoramicznej fotografii, w samym rogu... i to od tyłu.

Bohaterowie i zapomnany przez historię

Ostatecznie misja Apollo 11 okazała się wielkim sukcesem. Wyścig z ZSRR w kierunku Księżyca został wygrany, a biorący udział w misji zostali bohaterami.

No, prawie wszyscy. Bowiem oprócz Armstronga i Aldrina członkiem załogi był Michael Collins - pilot modułu dowodzenia, który pozostał na orbicie i nigdy nie postawił stopy na Srebrnym Globie. Jego nazwisko mało kto dziś, niestety, pamięta.

Collins wciąż żyje. Ma teraz 81 lat. Do dziś żyje też Aldrin, który w styczniu skończył 82 lata.

Załoga Apollo 11 w komplecie. Od lewej: Armstrong, Collins i AldrinNASA

Autor: jak//kdj / Źródło: CBS, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: NASA

Raporty: