Po rządzie Olafa Scholza do końca kadencji nie należy spodziewać się niczego istotnego w polityce Niemiec wobec Ukrainy - twierdzi politolog Carlo Masala, naukowiec wykładający w Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium. Jego zdaniem siły przeciwne pomocy, przede wszystkim w SPD, będą zyskiwały na znaczeniu.
- Wynik wyborów w trzech wschodnioniemieckich landach Saksonii, Turyngii i Brandenburgii (gdzie dobre wyniki mogą osiągnąć partie przeciwne dostawom broni – red.) przyczyni się do tego, że temat pomocy dla Ukrainy będzie traktowany nadzwyczaj ostrożnie i spadnie na dalszy plan – powiedział Masala podczas dyskusji zorganizowanej przez redakcję czasopisma "Polityka Międzynarodowa" (IP) oraz Niemieckie Towarzystwo Polityki Międzynarodowej (DGAP).
Kadencja koalicyjnego rządu tworzonego przez SPD, Zielonych i FDP kończy się na jesieni przyszłego roku. Wybory parlamentarne odbędą się w Niemczech 28 września 2025 roku. - Będzie wiele sloganów, będą próby spontanicznego łatania dziur, ale nie istnieje żadna poważna strategia pomocy – ocenił niemiecki politolog. - Uważam, że siły, przede wszystkim w SPD, które właściwie od dwu i pół roku chcą innej polityki wobec Ukrainy, staną się jeszcze silniejsze – podkreślił naukowiec wykładający w Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium.
Przypomniał o wywołanej niedawno przez media dyskusji, że rząd dąży do ograniczenia pomocy wojskowej w niemieckim budżecie i do jej "umiędzynarodowienia" - zastąpienia jej środkami z zamrożonych rosyjskich aktywów bankowych. - To rozwiązanie nie jest jeszcze zapięte na osatani guzik – zastrzegł Masala. Jego zdaniem może dojść do tego, że dla Ukrainy zabraknie pieniędzy, a Kijów od dłuższego czasu nie otrzymał żadnego większego pakietu pomocy wojskowej z Europy. Politolog stwierdził, że Niemcy pozostają nadal krajem wiodącym w Europie, ale inne kraje Starego Kontynentu "słabną".
"Scholz nie zdecyduje się na to"
Zdaniem Masali Zachód także w przyszłości nie pozwoli Ukrainie na wykorzystanie systemów broni dalekiego zasięgu do atakowania celów leżących głęboko na terytorium Rosji. Waszyngton i Berlin obawiają się "nuklearnej eskalacji" – użycia taktycznej broni atomowej przez Rosję. - Druga obawa dotyczy możliwości dezintegracji Rosji wskutek przegranej wojny i chaosu będącego następstwem klęski Putina – wyjaśnił politolog. Dowodem na słuszność tej tezy jest jego zdaniem fakt, że Ukraina nie konsultowała z USA planu ofensywy na obwód kurski w Rosji. - Kijów dobrze wiedział, że Amerykanie zrobią wszystko co w ich mocy, żeby odwieść ich od tych planów – powiedział Masala. Jak dodał, według informacji, które posiada, Amerykanie nie zezwolili Brytyjczykom na przekazanie Ukrainie rakiet Tomahawk mogących trafiać cele w głębi rosyjskiego terytorium. Zdaniem politologa, nawet gdyby doszło do przerwania wskutek rosyjskich ataków tamy i Kijów znalazłby się pod wodą, a liczba ofiar byłaby wysoka, to ograniczenia w stosowaniu broni nie zostałyby zniesione. - Dostawy (niemieckich) Taurusów Ukrainie uważam za wykluczone. Scholz nie zdecyduje się na to – stwierdził Masala. Jego zdaniem kanclerz "boi się, że taka decyzja zakończy się jego polityczną śmiercią".
Między "socjalną bombą zegarową" a "polityczną śmiercią"
Politolog wyraził ubolewanie, że poczucie zagrożenia w Niemczech zniknęło, zarówno w społeczeństwie, jak i na szczeblu politycznym. Zwrócił uwagę, że nikt z niemieckiego rządu nie zareagował na wypowiedź ministra obrony Borisa Pistoriusa, że Rosjanie będą w stanie w ciągu pięciu lat zaatakować kraj NATO. - Pistorius jest neutralizowany przez kanclerza, jego finansowe żądania są odrzucane. Potrzeby wojska nie są traktowane priorytetowo – uważa Masala.
Jego zdaniem rząd Niemiec stoi przed poważnym dylematem. - Jeżeli chcemy wydawać więcej na wojsko utrzymując hamulec zadłużenia, musielibyśmy obciąć inne wydatki. A to byłaby socjalna bomba zegarowa – wyjaśnił politolog. Jego zdaniem nikt się na to nie odważy: - Problem polega na tym, że powinniśmy robić więcej, ale nie możemy tego zrobić. Zachód nie miał i nie ma planu strategicznego w sprawie Ukrainy - uważa Masala. - Reagujemy ad hoc, mamy czerwone linie, którymi są użycie broni atomowej i rozpad Rosji. Powtarzamy: Ukraina nie może przegrać. Ale co to oznacza? Że na koniec wojny musi istnieć jeszcze jakaś Ukraina. To zaledwie cel minimalny – podsumował niemiecki politolog.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CLEMENS BILAN/PAP/EPA