Zgłupienie

Źródło:
tvn24.pl
Maciej WierzyńskiTVN24

Niedawno opłakiwaliśmy śmierć Larry'ego Kinga. Chyba więcej zachwytów wypowiedziano i łez wylano na jego temat w Polsce niż w Ameryce. Mam wrażenie, że tam nie zapisał się jako tytan dziennikarstwa, w Polsce natomiast nawet w poważnej gazecie przeczytałem, że King był symbolem i chlubą amerykańskiego dziennikarstwa jakościowego - pisze w felietonie Maciej Wierzyński.

W Ameryce pisali, że King do wywiadów nigdy się nie przygotowywał - to nie jest rada, której bym udzielił poczatkującemu adeptowi dziennikarstwa jakościowego. Pisali też, że sukces jego polegał na tym, że zadawał pytania, jakie zwykły człowiek zadałby zwykłemu człowiekowi. Ale King nie wybierał przecież do rozmów zwykłych ludzi. Putina na przykład zapytał: czy Pan lubi swoje zajęcie?

Gdyby o to samo zapytał kucharza w restauracji albo listonosza, miałoby to sens. Od Putina usłyszał tylko, że nie narzeka na swoją posadę lub coś w tym stylu.

Na koniec widzowie się Kingiem znudzili, oglądalność jego programu spadała i King wylądował w Russia Today, propagandowej telewizji rosyjskiej, oczywiście po angielsku, która dziś nazywa się RT (wymawia się ar-ti). RT brzmi światowo, niewinny skrót, jak BBC, CNN czy ABC i na tym polega spryt. Bo RT to jest propaganda w nowym gatunku. Propaganda 2.0, udająca, że propagandą nie jest. W czymś takim King wylądował na stare lata i należy mu współczuć, nie stawiać za wzór. Jeśli kariera Kinga i sława Kinga coś symbolizuje, to symbolizuje marność współczesnego dziennikarstwa.

To nie znaczy, że śmierć Kinga mnie nie zasmuciła. Uświadomiła mi upływ czasu. Narodziny jego wielkiej kariery oglądałem na własne oczy w połowie lat osiemdziesiątych, jako świeży imigrant, w miasteczku State College w Pensylwanii. Były to początki CNN-u i oto pojawił się w nim pan w szelkach, z podwiniętymi rękawami koszuli, który codziennie, o tej samej porze, robił telewizję śniadaniową. Ale wtedy nie znałem jeszcze tego określenia. Czasem gośćmi Kinga byli poważni politycy albo fachowcy, ale częściej wybitni sportowcy, popularni aktorzy, ludzie znani z tego, że są znani, jednym słowem celebryci. King dawał odetchnąć od poważnych tematów. Sam twierdził, że wymyślił termin infotainment - skrzyżowanie rozrywki z informacją. Infotainment, czyli forma dziennikarska, którą ogląda się nie po to, żeby się dowiedzieć, tylko żeby się zabawić.

Dziennikarstwo u swoich początków szczyciło się pełnieniem ważnej służby społecznej. Miało informować ludzi, jak funkcjonują te dalekie światy, do których zwykły człowiek zajęty własnym życiem nie ma dostępu.

Z czasem wyszło na jaw, że większość ludzi niekoniecznie chce wiedzieć, a ta "niby-wiedza", której pragną, zaspokaja inne ich potrzeby. Na przykład potrzebę oderwania się od rzeczywistości albo rozładowania kompleksów. Co ważniejsze, na dostarczaniu takich doznań można zarobić i dziennikarstwo zaczęło się degenerować. Larry King i jego sława nie były według mnie "symbolem i chlubą" dziennikarstwa jakościowego, ale objawem choroby, która mój zawód toczy.

Świadomość tej choroby w świecie cywilizowanym pojawiła się przed dziesiątkami lat. Aktualny jej opis, w formie książki zatytułowanej "Nienawiść sp. z o.o." wypuściło wydawnictwo Czarne. Autor, Matt Taibbi, jest rozczarowanym dziennikarzem mediów tak zwanego głównego nurtu. Jego zniechęcenie i rozczarowanie w podobnym stopniu dotyka Foxa co CNN, "New York Timesa" i "Wall Street Journal". Taibbi pisze: "Są tylko dwa pudełka z dopuszczalnymi opiniami: prawe i lewe". Na niuanse, na żadne "tak, ale", nie ma miejsca. Rozczarowanie Taibbiego dziennikarstwem jest totalne, a najbardziej według niego irytujące jest to, że media przyczyniły się do sukcesu Trumpa. "Chore zainteresowanie Trumpem jako fenomenem sondaży dało 'kandydatowi - niespodziance' darmową reklamę wartą miliardy dolarów i pomogło mu zdobyć nominację". Kiedy to przeczytałem, naszło mnie westchnienie - analogia o chorym zainteresowaniu polskich mediów manifestacjami pod krzyżem smoleńskim, które dało darmową reklamę naszym krajowym wariatom.

Kinga do pewnego czasu też się świetnie oglądało, ale się znudził. Nie wytrzymał konkurencji. Przyszli młodsi, którzy lepiej zabawiają. "Klikaj dalej, drąż głębiej, (…) utożsamiaj się coraz silniej, z którąś ze stron. (…) Masz klikać, oglądać, czytać, retweetować, kłócić się, wracać, znów klikać, powtarzać, kręcić się w tym kółku bez końca (…). Przy każdym zaangażowaniu oddając coraz więcej i więcej autonomii intelektualnej" - pisze Taibbi, zachowując elegancję. Ja bym napisał po prostu: głupiejąc.

Autorka/Autor:Maciej Wierzyński

Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24