"Wielkie Powstanie Narodowe". Przed parlamentem starcia z policją, w środku utarczka z prezydentem

Aktualizacja:
Źródło:
PAP

Przed budynkiem bułgarskiego parlamentu zebrały się tysiące ludzi. Doszło do starć z siłami bezpieczeństwa. Prezydent Bułgarii Rumen Radew poparł protest i zażądał dymisji gabinetu premiera Bojko Borisowa. To 57. dzień antyrządowych protestów w Bułgarii.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Protestujący ogłosili środę dniem "Wielkiego Powstania Narodowego". Do Sofii przyjechały już liczne grupy demonstrantów z prowincji, ale wciąż przybywają następne. Organizatorzy protestów zamierzają zablokować posłów w budynku parlamentu i nie wypuszczać ich do przegłosowania dymisji centroprawicowego rządu, który oskarżany jest o korupcję.

Premier Bojko Borisow, który od początku trwających od 56 dni protestów pokazał się publicznie tylko kilkakrotnie w małych prowincjalnych miasteczkach, nie przybył do parlamentu i nie zareagował na wezwanie posłów opozycji, aby przyszedł tam z sąsiedniego budynku.

We wtorek premier Borisow potwierdził, że mimo utrzymujących się protestów nie zamierza ustępować. Partia rządząca premiera Borisowa - GERB - zapowiedziała wniesienie pod obrady projektu nowej konstytucji i wniosku o powołanie tak zwanego Narodowego Zgromadzenia Ustawodawczego, które ma ten projekt rozpatrzyć i przegłosować. Procedura ta może zająć nawet kilka lat i w tym czasie prawdopodobnie rządziłby Borisow. Prezydent Rumen Radew uznał ten projekt za próbę grania na zwłokę w celu umocnienia władzy premiera. Dodał, że odejście gabinetu Borisowa jest nieuniknione.

Starcia protestujących z policją, kilkunastu zatrzymanych

Środa rozpoczęła się starciami protestujących z policją. Według publicznego radia kilkunastu demonstrantów zatrzymano. Tłum, który skanduje "Dymisja!", obrzuca budynek parlamentu jajkami i jabłkami. Demonstranci próbowali bezskutecznie wedrzeć się do budynku. MSW przestrzegło, że nie zawaha się użyć siły.

Według przedstawicieli sofijskiego pogotowia karetki wezwano do 40 osób potrzebujących pomocy po kontakcie z gazem, 16 osób zostało hospitalizowanych – zarówno policjantów, jak i demonstrantów. Obrażenia odniósł również ojciec Dionizy, popularny w Bułgarii duchowny, który od miesiąca popiera protesty i w środę poprowadził protestujących przed wejście do parlamentu.

Gdy w parlamencie na mównicę wszedł prezydent, którego wystąpienie otwierało sesję, posłowie rządzącej koalicji GERB i nacjonalistów wygwizdali go i wyszli z sali. - Ucieczka nie uratuje was przed hańbą – skomentował prezydent Bułgarii Rumen Radew.

Premier Bułgarii Bojko BorisowKremlin.ru

Szef państwa podkreślił, że parlament, podporządkowując się bezwarunkowo woli premiera, stracił wiarygodność, a jedynym wyjściem z tej sytuacji jest przegłosowanie dymisji rządu i otwarcie drogi do rozpisania nowych wyborów.

- Naród jednak wyszedł ze stanu hipnozy i domaga się radykalnych zmian, zlikwidowania panującej korupcji i powrotu na drogę do Europy – podkreślił prezydent i dodał, że obecnych problemów politycznych Bułgarii nie da się rozwiązać policyjnymi metodami.

Rumen Radew objął urząd prezydenta w 2017 rokupresident.bg

Parlament po raz pierwszy obraduje w nowym budynku

Liderka lewicowej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BSP) Kornelia Nonowa oznajmiła, że jedynym zadaniem obecnego parlamentu jest przyjęcie noweli dotyczącej ordynacji wyborczej, umożliwiającej głosowanie elektroniczne oraz za pomocą maszyn i wyeliminowanie papierowych kart do głosowania.

Przywódca partii bułgarskich Turków Mustafa Karadayi zażądał dymisji prezydenta Radewa, który jego zdaniem prowadzi stronniczą politykę, oraz powołania rządu ekspertów, który poradziłby sobie z coraz poważniejszymi problemami ekonomicznymi.

Parlament w środę po raz pierwszy obraduje w nowym budynku - dawnej siedzibie Bułgarskiej Partii Komunistycznej, którą 30 lat od rozpoczęcia procesu transformacji Bułgarzy nazywają nadal "domem partii". Obok nowej siedziby parlamentu znajduje urząd Rady Ministrów i kancelaria prezydenta.

Radew przyszedł do budynku pieszo z bardzo nieliczną ochroną, witany przez demonstrantów.

Prezydent: odejście gabinetu Borisowa jest nieuniknione

Dla przedłożenia projektu w 240-miejscowym parlamencie potrzebnych jest 120 głosów, a dla powołania Narodowego Zgromadzenia Ustawodawczego – 160. Konstytucjonaliści podkreślają wyjątkowo niską jakość projektu. W obliczu tej krytyki Borisow oświadczył, że promując projekt, chciał jedynie stworzyć podstawę do dyskusji. - W tym dokumencie można będzie potem zmienić wszystko – powiedział.

Jednak do wtorku GERB potrzebnych 120 głosów wciąż nie zebrała.

Dwoje wicepremierów - Tomisław Donczew i Ekaterina Zachariewa, szefowa MSZ, dało do zrozumienia, że nie wyklucza dymisji rządu i utworzenia gabinetu ekspertów. Borisow jednak kategorycznie tę opcję odrzucił, a pytany we wtorek, co się stanie, jeżeli pomysł nowej konstytucji upadnie, odpowiedział: "będziemy pracować dalej".

Autorka/Autor:asty, pp/mtom

Źródło: PAP