Historyczne głosowanie w Birmie. Opozycja oskarża komisję wyborczą o podstęp


Opozycyjna Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD) oskarżyła państwową komisję wyborczą Birmy o to, że celowo opóźnia ogłoszenie rezultatów wyborów. Opozycja, która jest przekonana, że zmierza po zwycięstwo, podejrzewa, że może chodzić o podstęp.

Rzecznik ugrupowania Win Htien powiedział, że podawanie przez władze wyborcze wyników małymi partiami "nie ma sensu i nie powinno to tak wyglądać".

Miażdżące zwycięstwo

Komisja wyborcza poinformowała, że NLD uzyskała 49 mandatów z 54, co do których władze wypowiedziały się do tej pory, w 440-osobowej izbie niższej. W myśl konstytucji jedna czwarta miejsc jest niewybieralna i zarezerwowana dla wojska.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opozycji, kierowanej przez uwielbianą w Birmie Aung San Suu Kyi, przypada też 97 miejsc na 107 obliczonych do tej pory w regionalnych zgromadzeniach. Rządzącej Partii Unii Solidarności i Rozwoju (USDP) przypadły zaledwie trzy miejsca.

Też liczą głosy

NLD liczy głosy równolegle do oficjalnej komisji wyborczej i twierdzi, że zmierza po wielkie zwycięstwo. Opozycja już ogłosiła, że zdobyła 154 ze 164 mandatów dostępnych w czterech stanach Birmy (których w sumie jest 14).

Agencja AP odnotowuje, że wtorkowe oskarżenie ze strony NLD o celowe opóźnianie ogłoszenia wyników jest "zaskakującym zwrotem" w pokojowym dotychczas procesie wyborczym.

"Lepiej niż wielu się spodziewało"

Misja obserwatorów z UE we wstępnym oświadczeniu oceniła, że wybory przebiegły prawidłowo, choć mogło być lepiej.

Głosowanie było dobrze zorganizowane, a głosujący mieli realny wybór między różnymi kandydatami. W przyszłości potrzebne będą jednak zmiany konstytucyjne, prawne i proceduralne, by wybory były prawdziwie demokratyczne – podano w komunikacie. - Proces przebiegł lepiej niż wielu się spodziewało - powiedział dziennikarzom przewodzący Misji Obserwatorów Wyborczych z Unii Europejskiej (EOM) Niemiec Alexander Graf Lambsdorff, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Zaznaczył jednak, że "były w tym procesie niespójności, a przejrzystość nie zawsze była taka jak być powinna".

EOM uznała, że działanie lokali wyborczych w dniu głosowania było "dobre lub bardzo dobre" w 95 proc. przypadków. - W olbrzymiej większości lokale wyborcze były bardzo dobrze przygotowane - powiedział Lambsdorff. Nie oznacza to jednak, że wybory były prawdziwie demokratyczne. Taką kwalifikację uniemożliwił przede wszystkim fakt, że kandydaci mogli się ubiegać tylko o 75 proc. mandatów, ponieważ jedna czwarta miejsc w każdej z izb zarezerwowana była z góry dla wojska. Większość głosujących była prawidłowo zapisana w spisie wyborców we właściwych lokalach, a "tylko w 7 proc. lokali części wyborców nie było na liście". Ten problem nie jest jednak na tyle poważny, by kwestionować wybory - powiedział Lambsdorff. Wspomniał też, że EOM "pozostaje krytyczna" wobec problemu wcześniejszego głosowania poza okręgami wyborczymi, które nie było przejrzyste.

Historyczne głosowanie

Były to pierwsze wolne wybory w Birmie od kiedy w 2011 roku wojskowa junta, która rządziła krajem od 50 lat, utworzyła cywilny rząd jako Partia Unii Solidarności i Rozwoju i rozpoczęła proces demokratyzacji i otwierania kraju na świat. Od tego czasu radykalnie zmienił się klimat polityczny, świat zniósł większość nałożonych na Birmę sankcji, w kraju poszerzono wolność słowa i stowarzyszeń, a zagraniczne inwestycje wzrosły 25-krotnie.

O miejsca w parlamencie ubiegały się 92 partie polityczne, ale główna rozgrywka toczyła się pomiędzy USDP i NLD. Przed 25 laty NLD wygrała wybory, zdobywając 80 proc. miejsc w parlamencie, ale junta nie uznała wówczas wyników głosowania.

Autor: kg\mtom / Źródło: PAP

Raporty: