Naukowcy przewidują, że wraz z dalszym ocieplaniem się planety ekstremalne zjawiska, takie jak susze, huragany, czy powodzie staną się coraz częstsze i coraz bardziej niszczycielskie. Gdy ziemia, na której żyją, zacznie ich zawodzić, setki milionów ludzi zamieszkujących tereny od Ameryki Centralnej, przez Afrykę, po Azję staną przed trudnym wyborem: ucieczka albo śmierć. Efektem ich decyzji może być największa fala migracji, jaką widział świat.
Wyobraźmy sobie dwie sytuacje.
Na plastikowej torbie, rozłożonej płasko na poboczu ulicy, siedzi kobieta z dzieckiem. Obok nich duży plecak i siatki wypełnione ubraniami, dokumentami, jedzeniem. Teraz to ich cały dobytek. Tyle udało się spakować w 15 minut. "Zbierajcie się, będziemy za kwadrans" - usłyszała Oksana po drugiej stronie słuchawki, chwilę przed przyjazdem busa, który zabrał ją i jej córeczkę pod granicę z Polską. Dziś jej domu już nie ma. Został zrównany z ziemią przez rosyjski pocisk. Z dawnego życia ostało się tylko tyle, ile zdołała zmieścić do plecaka i paru siatek.
Samantha była uwięziona w ruinach swojego domu przez dwa dni. W końcu dotarła pomoc. Trafiła do pobliskiej szkoły, przekształconej w centrum ewakuacyjne. Osiedle, na którym mieszkała, przestało istnieć. Woda zmiotła z powierzchni ziemi wszystko, co spotkała na swojej drodze. Pozostały tylko kamienie i błoto. Nie ma dokąd wracać.
Co łączy te kobiety?
Obie straciły dach nad głową. Obie były zmuszone opuścić swój dom, by ratować życie.
Ale uchodźczynią jest tylko jedna z nich. Druga to "uchodźczyni" w cudzysłowie.
Ciepło, cieplej, gorąco
Według badań prowadzonych przez zespół pod przewodnictwem Chi Xu z Uniwersytetu Nankińskiego, a opublikowanych na łamach czasopisma "Proceedings of the National Academy of Science" w maju 2020 roku, w ciągu najbliższych 50 lat Ziemia może odnotować wyższy wzrost temperatury niż w ciągu ostatnich sześciu tysięcy lat razem wziętych. Dziś ekstremalnie gorące strefy, takie jak Sahara, zajmują niecały jeden procent naszej planety. Badania sugerują, że do roku 2070 mogą one objąć blisko jedną piątą lądu. Jeśli te prognozy się potwierdzą, będzie to oznaczać, że co trzeci człowiek doświadczy warunków klimatycznych, w których ludzie nie są w stanie normalnie funkcjonować.
Niektóre scenariusze są jeszcze bardziej pesymistyczne. Badanie przeprowadzone w 2017 roku przez Eun-Soon Im z Hongkongu, którego wyniki opublikowano na łamach magazynu "Science Advance", wykazało, że przed końcem XXI wieku temperatury w niektórych częściach świata - w tym w Indiach i Chinach - wzrosną do tego stopnia, że wyjście na zewnątrz będzie groziło śmiercią.
Jeśli to nie upał i susza zmuszą ludzi do ucieczki, zrobi to woda - poprzez wzrost poziomu mórz. Klimatolodzy szacują, że jego skutki dotkną około 150 milionów ludzi. Nowe prognozy pokazują, że do 2050 roku przypływy ogarną większą część Wietnamu - w tym część Delty Mekongu zamieszkałą przez 18 milionów ludzi - a także część Chin i Tajlandii, większość południowego Iraku i prawie całą Deltę Nilu. Zagrożonych jest również wiele regionów przybrzeżnych Stanów Zjednoczonych, w tym Floryda. Naukowcy szacują, że za kilkadziesiąt lat Miami może znaleźć się pod wodą.
- Nie wiem, czy rozumiemy skalę tego, z czym się mierzymy. Delta Mekongu w Wietnamie, którą zamieszkuje 18 milionów ludzi, jest bardzo podatna na powodzie. Już teraz wiemy, że ogromna część z tych 18 milionów ludzi będzie musiała uciec. To samo dotyczy mieszkańców Bangladeszu, któremu zagraża podnoszący się poziom wód. Mieszkańcy Indii zbudowali na granicy mur liczący ponad trzy tysiące kilometrów, by powstrzymać napływ Banglijczyków. To może działać przez rok, dwa, trzy lub pięć, ale nie będzie działać wiecznie - mówi Magazynowi TVN24 David Gelber, amerykański dziennikarz i producent telewizyjny, współtwórca serialu dokumentalnego "Ryzyko dla świata" i współzałożyciel organizacji The Years Project.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam