Premium

"Jak idą jedna za drugą, to ta linia jest trudna do zignorowania i zlekceważenia"

Zdjęcie: Saeed Qaq/SOPA Images/LightRocket/Getty Images

Wychodzą na ulice w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Izraelu i w Polsce. "Podręczne" - w świecie Margaret Atwood nie mogły czytać, pisać, niczego posiadać, były służącymi, chodzącymi "inkubatorami", a ich strój miał charakter dehumanizujący. W naszej, nie fikcyjnej rzeczywistości jest - jak mówi socjolożka mody - znakiem solidarności i walki o prawa kobiet: "jeśli mamy wiele kobiet przebranych za podręczne i one idą jedna za drugą, to ta linia jest trudna do zignorowania i zlekceważenia". O przenikającym się świecie mody i protestów, w 3. rocznicę wyroku Trybunału Konstytucyjnego pisze dla tvn24.pl Dawid Rydzek.

Przypominamy tekst, który pierwotnie ukazał się w październiku 2023 roku.

Warszawa, aleja Szucha. 21 października 2020 roku, przeddzień wydania wyroku w sprawie aborcji. Przed budynkiem Trybunału Konstytucyjnego ustawia się dziesiątka kobiet. "Reżim zaprojektowali doskonali architekci. Aby system totalitarny dobrze działał, trzeba zapewnić jakieś korzyści i swobody nielicznym grupom uprzywilejowanych, którym coś się zabrało" - odczytuje złowieszczo brzmiący opis świata Agnieszka Czeredecka z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Dalej dokładny cytat z książki ustępuje miejsca już parafrazie i porównaniu gileadzkiej z polską rzeczywistością: "Najlepszym i najefektywniejszym sposobem kontrolowania kobiet w sprawach reprodukcji jest powierzenie tej kontroli samym kobietom. Stąd oddziały szturmowe ciotek z ciotką Godek i ciotką Przyłębską na czele". Właśnie rozkręca się druga fala koronawirusa, więc wypowiadająca powyższe słowa i pozostałe dziewięć kobiet mają na sobie maseczki. Widnieje na nich powszechnie znany od Czarnego Protestu sprzed czterech lat symbol błyskawicy. To, co jednak najbardziej przyciąga uwagę to fakt, że wszystkie stoją w nieco mniej rozpoznawalnej czerwonej pelerynie i białym czepcu.

- Już raz tak szłyśmy ubrane manifestować w innym miejscu, ale poczułyśmy, że to jest znów ten moment. Chcieliśmy uzmysłowić ludziom, co nas czeka, jeśli Trybunał wyda taki wyrok, jaki wydał. Byłoby nas pewnie wtedy więcej, bo trudno o większą wagę tematu, ale tylko na dziesięć osób pozwalały obowiązujące wówczas przepisy antycovidowe - wspomina dziś. I dodaje: - Naprawdę czuję, że jesteśmy blisko tego, by Polska stała się Gileadem, wystarczy iskra i dalej to już pójdzie.

Trzy lata temu Polacy tłumnie wyszli na ulice, by zaprotestować przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. I choć w tej kwestii od tej pory prawnie nic się nie zmieniło - teoretycznie łagodząca skutki orzeczenia proponowana ustawa prezydencka, dopuszczająca usunięcie ciąży w przypadku wad letalnych, nie opuściła sejmowej zamrażarki, podobnie jak niektóre projekty opozycji jeszcze bardziej liberalizujące prawo aborcyjne - wychodzą nadal w każdą rocznicę wyroku Trybunału. Dzieje się tak za każdym razem po głośnym wydarzeniu, najczęściej związanym niestety ze śmiercią ciężarnej - Doroty z Nowego TarguIzabeli z Pszczyny czy też po osobliwym policyjnym przesłuchaniu Joanny z Krakowa. Za każdym razem wśród manifestujących można również zobaczyć osoby w charakterystycznych strojach ze świata Margaret Atwood, przedstawionych w serialu "Opowieść podręcznej" na podstawie powieści pod tym samym tytułem. "Kostium został przyjęty przez kobiety w wielu krajach jako symbol protestu przeciwko zawłaszczaniu ich ciał przez państwo" - powiedziała w sierpniu 2018 roku "Guardianowi" sama autorka.

"Nasza Polska to nie Gilead" - głosił ostrzegawczo jeden z transparentów podczas słynnych protestów z października 2020 roku. Odczytać można go jednak także dosłownie. Powstała w miejsce Stanów Zjednoczonych fikcyjna Republika Gileadu to kraj na pierwszy rzut oka w niewielkim stopniu przypominający i dzisiejszą Amerykę i Polskę (choć tak się składa, że w obu tych krajach w ostatnich latach zaostrzono prawo aborcyjne). W dystopijnej rzeczywistości Atwood społeczne role kobiet i mężczyzn zostają zrewolucjonizowane, podczas gdy państwo prawa zostaje wywrócone w tle do góry nogami na rzecz wypaczonych biblijnych zasad.

Amerykańska demokracja w powieści zmienia się zatem w gileadowski totalitaryzm, który przypomina teokratyczne państwo na wzór Iranu, tyle że ze Starym Testamentem, a nie z Koranem u swoich podstaw. Światem rządzą mężczyźni, to oni są u władzy dosłownie i metaforycznie. Kobiety zostają zdegradowane do najniższej klasy społecznej, a fakt, że zabrania im się pisać, czytać czy cokolwiek posiadać, to ledwie wstęp do mizoginistycznego koszmaru. Oto bowiem w wyniku powszechnego problemu z bezpłodnością kobiet, te, które w ciążę zajść akurat mogą, zostają tytułowymi "podręcznymi", których jedynym celem jest rodzenie dzieci wysoko postawionym "komendantom".

To właśnie serialowe podręczne znane z polskich - i nie tylko, o czym za chwilę - ulic noszą szkarłatne suknie z pelerynami, a twarze zasłaniają białym nakryciem głowy, w świecie przedstawionym zwanymi "skrzydłami". Kostiumy protestujących są często bliskie oryginałowi, choć rzecz jasna nietożsame. Tymczasem pietyzm serialowych twórców może równać się tylko ze stopniem zniewolenia gileadzkich kobiet. Ane Crabtree, kostiumografka odpowiedzialna za stroje z pierwszych dwóch sezonów serialu, określiła w rozmowie z portalem Vulture z kwietnia 2017 roku wybrany przez siebie odcień czerwieni jako "lifeblood", co można przełożyć zarówno jako "krwisty", ale także jako "czynnik niezbędny do życia".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam