Premium

Ludzie Ziobry walczą z ministrem Czarnkiem na dyrektorów szkół. Czy ci będą jak sędziowie, czy ludzie stale sądzeni?

Ministerstwo Sprawiedliwości chciałoby, aby dyrektor szkoły wszedł w buty sędziego i prokuratora w jednym i dyscyplinował uczniów, choć jeszcze niedawno uważało, że za szkolne przewinienia uczniów to dyrektorów właśnie należy surowo karać. Z resortem edukacji projektów przepisów nikt nie uzgadniał, a jak dowiadujemy się minister edukacji jeszcze nie powiedział ostatniego słowa w sprawie tzw. lex Czarnek, który ułatwiał zwalnianie niepokornych dyrektorów. - Chodzi o polityczne eskalowanie napięcia - nie ma wątpliwości prezes ZNP i że stracą na tym uczniowie.

100-tysięczne miasto na zachodzie Polski. Jeden z obecnych dyrektorów szkoły ponadpodstawowej szykuje się do konkursu na stanowisko dyrektora placówki, którą od lat kieruje. Skupia się na swoich pomysłach i nie wie, czy będzie miał jakąś konkurencję.

- Od wielu miesięcy nie pamiętam konkursu w naszym mieście, do którego zgłosiłby się ktoś więcej niż dyrektor, który chciałby kontynuować pracę. A i to nie zawsze, bo do wielu konkursów nie zgłasza się nikt - mówi.

Jeszcze dekadę temu konkursy potrafiły trwać wiele godzin, a o stołek dyrektora walczyło sześciu, siedmiu kandydatów. Dziś coraz częściej komisja konkursowa nie ma z kim rozmawiać i dzieje się tak nie tylko w dużych miastach.

Kwiecień. Gmina Limanowa - tylko w dwóch z sześciu rozpisanych tam konkursów zgłosił się ktoś chętny do prowadzenia szkoły.

Maj. W Rawiczu udało się rozstrzygnąć tylko dwa konkursy, w czterech kolejnych nie było chętnych. Konkursy ogłoszono ponownie.

Chętnych nie było też tej wiosny do kierowania placówkami w Otyniu i Niedoradzu pod Nową Solą.

W Warszawie w tym roku przed końcem kadencji ze swojej funkcji zrezygnowało 14 dyrektorów. Od początku roku rozpisano w stolicy 200 konkursów, części dotąd nie rozstrzygnięto, ale w co najmniej 23 nie było ani jednego chętnego, który spełniał wymogi konkursowe.

Dlaczego tak się dzieje?

Gdy rozmawiam z dyrektorami szkół, najczęściej mówią, że są zmęczeni, zestresowani, mają dość dokładania im odpowiedzialności i obowiązków, a przede wszystkim mieszania ich w politykę.

Zniechęca tak zwane lex Czarnek (projekt powierzający praktyczną władzę nad szkołami kuratorom oświaty) oraz lex Wójcik (zakładający, że dyrektorzy będą karani za wypadek na terenie szkoły nawet więzieniem).

O ile naturalnym jest, że nad losem dyrektorów pochyla się Ministerstwo Edukacji i Nauki, o tyle angażowanie się w sprawy szkół Ministerstwa Sprawiedliwości, czyli w praktyce polityków Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, to prawdziwa rzadkość. Robili to dotąd zwykle w ramach standardowych formalności, na przykład w czasie uzgodnień międzyresortowych, gdy przepisy oświatowe jakoś zahaczały o prawo karne. Za to w ostatnich miesiącach to politycy SP sami przejęli inicjatywę i robią to z niemałym zacięciem, niespecjalnie przejmując się tym, co robi minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Ich wzmożenie i zainteresowanie tematem jest o tyle zaskakujące, że nie mają nawet jednego posła w sejmowej komisji edukacji.

Jeszcze niedawno mogło się wydawać, że dyrektorzy mogą odetchnąć. Lex Czarnek przepadło w lutym, lex Wójcik utknęło w komisjach sejmowych i nie zapowiada się, by miało je opuścić. Ale to nie koniec mieszania się polityków w pracę szkół!

Teraz Ministerstwo Sprawiedliwości zajmuje się nowymi przepisami, które rzuciły blady strach na dyrektorów. Tym razem - to zaskoczenie - politycy chcą dać szefom szkół większą władzę, taką, której ci wyraźnie nie chcą. Do Sejmu trafił bowiem rządowy projekt ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich, który zakłada, że dyrektorzy szkół będą mogli nakładać na uczniów "środki oddziaływania wychowawczego", czyli w praktyce - zastąpią sędziów.

Prezes ZNP Sławomir Broniarz zwraca uwagę na pewną niespójność założeń politycznych resortów edukacji i sprawiedliwości. - Jeszcze chwilę temu minister Wójcik chciał penalizacji dyrektorów, minister Czarnek chciał ich podporządkować kuratorom, a teraz nagle rządzący mówią: "pomożemy dyrektorom karać i dyscyplinować uczniów" - zauważa. I zaraz dodaje: - Nam potrzebne jest motywowanie do pracy z trudnymi uczniami i ich rodzicami, wsparcie psychologiczne i pedagogiczne.

- Czasy kosza na głowie, który uczeń wkłada nauczycielowi i nauczyciel nie umie sobie poradzić, minęły ponad 20 lat temu - wtóruje mu Marek Pleśniar, szef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). I po wielokroć powtarza: nie prosiliśmy o to (przepisy dające dyrektorem uprawnienia sędziów).

A przedstawiciel organizacji dbajacych o prawa uczniów alarmuje: Przyjęcie Projektu w niezmienionym kształcie doprowadzi zatem do sytuacji, w której nieletni za czyny relatywnie mniejszej wagi niż przestępstwa ścigane z urzędu i przestępstwa skarbowe będą narażeni na dolegliwość niejednokrotnie większą niż w postępowaniu karnym i to w dodatku stosowaną przez podmiot nieprofesjonalny, nieposiadający wykształcenia prawniczego.

Jakiej władzy rzeczywiście potrzebują dyrektorzy i w co gra z nimi Zjednoczona Prawica?

W centrum edukacyjnego chaosu

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam