Radosław Sikorski nie wyklucza, że to ktoś z jego środowiska mógł opowiedzieć mediom o czym Lech Kaczyński rozmawiał z ministrem na kultowym już spotkaniu 4 lipca w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Mógł bo - jak przyznał szef MSZ - "nikt nie powinien być zaskoczony, że takimi niecodziennymi pytaniami (o znajomość z Ronem Asmusem) podzielił się z kolegami" - Przecież ja relacjonuję moje rozmowy z prezydentem kolegom politykom - mówił.
Szef polskiej dyplomacji bez ogródek przyznał w "Magazynie 24 godziny", że o niektórych fragmentach rozmowy z prezydentem (m.in. o pytaniach Lecha Kaczyńskiego o znajomość ministra z Ronem Asmusem, prominentnym politykiem amerykańskich demokratów) rozmawiał ze swoimi kolegami politykami. - Chyba pani się nie spodziewa, że takimi niecodziennymi pytaniami się nie podzieliłem? - pytał retorycznie Sikorski dziennikarkę TVN24.
"Niecodziennie zamykają człowieka w klatce"
Jak przyznał, "dzielił się" bo do dziś oficjalnie nie wie, że rozmowa z 4. lipca, która miała miejsce w BBN była rozmową tajną. - Wedle mojej pamięci prezydent nie wypowiedział frazy, że nakłada jakąkolwiek klauzulę (tajności red.) na tę rozmowę. To fakt, że sceneria była niecodzienna, bo niecodziennie zamykają człowieka w klatce. Ale prawo jest prawem - podkreślał szef MSZ i dodawał, że pytania takiego jak to o znajomość z Asmusem, nie mógł traktować inaczej jak "ploteczki, a nie tajemnicę państwową".
Pytany o szczegóły relacjonowania kolegom politykom prezydencko-ministerskich rozmów Sikorski unikał odpowiedzi jak ognia. - Dajmy już temu spokój; myślę, że już sobie wszystko na ten temat powiedzieliśmy - ucinał krótko.
"Nie przesądzam skąd to wyciekło"
Sikorski podkreślił, że o szczegółach będzie mówił "tam gdzie trzeba", czyli najprawdopodobniej przed prokuratorami, bo w zeszłym tygodniu sprawą wycieku rozmowy i ujawnienia osobom nieuprawnionym tajemnicy państwowej zajęli się śledczy. Śledztwo wszczęto z doniesienia szefa BBN Władysława Stasiaka. Jego charakter jest tajny i dlatego prokuratura nie komentuje przebiegu. (czytaj więcej)
- Myślę, że można sobie wyobrazić lepsze użycie czasu prokuratury niż badanie sprawy, czy ktoś zna, czy nie zna Rona Asmusa. Rozumiem, że BBN składając doniesienie chciał tym pokazać, że to nie wyciekło od nich. Jak jest zobaczymy - zaznaczał Sikorski w "Magazynie 24 godziny", podkreślając jednak, że w tej sprawie "nie chce niczego przesądzać".
Prezydent bał się o stan negocjacji
Cała sprawa dotyczy rozmowy polityków z 4 lipca br., która odbyła się w pomieszczeniach Biura Bezpieczeństwa Narodowego. CZYTAJ WIĘCEJ
Tego dnia rząd odrzucił ofertę USA w negocjacjach ws. tarczy antyrakietowej. Prezydent Kaczyński, dla którego instalacja amerykańskiej tarczy w Polsce była jednym z najważniejszych celów polityki zagranicznej sądził, że rząd Tuska w ten sposób zerwał negocjacje z Amerykanami.
Według mediów, prezydent miał sądzić, że rząd zawarł tajny układ z amerykańską Partią Demokratyczną, na mocy którego porozumienie o budowie tarczy antyrakietowej w Polsce gabinet Tuska zawarłby właśnie z szykującymi się już do władzy Demokratami, a nie z odchodzącą za pół roku ekipą Busha.
"Czy zna pan Rona Asmusa?"
Podczas rozmowy, która stała się przedmiotem prokuratorskiego śledztwa, prezydent miał pytać szefa dyplomacji m.in. czy to on tłumaczył telefoniczną rozmowę Tuska z wiceprezydentem USA Dickiem Cheney'em. Dopytywał się też, czy Sikorski zna Rona Asmusa, prominentnego polityka amerykańskich demokratów.
Media komentowały wtedy, że Lech Kaczyński darzy Radosława Sikorskiego skrajnym brakiem zaufania i podejrzewa ministra o zdradę polskiej racji stanu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.EPA/PAP