Wkładał ręce we wszystko - pilnował pieniędzy Solorza, kręcił się koło pierwszej liberalnej partii (która właśnie rządzi), zasilał spółdzielnię Tomaszewskiego, stawiał pierwsze kroki we własnym biznesie, a gdy był bez pracy, politycy szli w miasto, by poszukać mu atrakcyjnej posady. I teraz Bondaryk wrócił do tajnych służb, by tych polityków i biznesmenów pilnować - piszą reporterzy "Dziennika".
Przeszłość Krzysztofa Bondaryka od początku piastowania przez niego stanowiska szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego budzi kontrowersje. Media raz po raz wysuwają pod jego adresem różne oskarżenia. Dziennikarzom wtórują działacze opozycji. Politycy u władzy za każdym razem bronią go.
Najczęstszy zarzut to jego powiązania ze światem biznesu. Dziennikarze "Dziennika" przypominają, że Bondaryk dla posady szefa ABW porzucił fantastyczną karierę w biznesie. Był wysoko ceniony. Budował Solorzowe imperium przez dobre pięć lat - najpierw pilnował pieniędzy w Invest Banku, który Solorz kupił, by procenty nie trafiały do obcej kieszeni, potem zaprowadzał porządek w Elektrimie i w Erze. Był z Solorzem na dobre i na złe, także wtedy, gdy pisowski rząd - w cieniu polowania na Ryszarda Krauzego - próbował rozsadzić imperium właściciela Polsatu - pisze gazeta.
Parasol ochronny nad Imperium Solorza
Jeszcze za czasów poprzedniej ekipy, w wyniku zbiegu okoliczności, ujrzały światło dzienne notatki sprzed 14 (!) lat, w których służby specjalne sugerowały, że firmy Solorza piorą pieniądze włoskiej mafii. Tajne kwity powędrowały do katowickiej ABW, wszczęto postępowanie wyjaśniające. Trwa ono do dziś, ale już teraz pod nadzorem Bondaryka - zauważa "Dziennik". Od cudownego odnalezienia notatek minął ponad rok i nic nie zwiastuje, by sprawa zmierzała ku finałowi. Jest dokładnie odwrotnie - mnożą się obawy, że ABW straciła serce do tej sprawy. Oficer ABW oddelegowany do wyjaśnienia tajemnic polsatowskiego imperium został odwołany do macierzystej placówki. Następca wgryza się w temat od nowa. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Krzysztof Bondaryk sprawdzi, czy w zaprzyjaźnionej i świetnie znanej mu spółce nie dochodziło do nieprawidłowości. Zadba, by jego niedawny pracodawca, z którym jest wciąż w doskonałych relacjach, nie wyprowadził Skarbu Państwa w pole. bondaryk
Jedna z zamówionych wcześniej opinii liczy osiemset stron, więc oczywiste jest, że i ta sprawa zapowiada się na długie miesiące. No i tak się teraz złożyło, że również ten Solorzowy kłopot jest w rękach Bondaryka - pisze "Dziennik" i dodaje - Całkiem niedawno los zrzucił na barki Bondaryka kolejne odpowiedzialne zadanie. Znowu dotyczy PAK, bo właśnie waży się jego przyszłość. Rząd chce odkupić udziały, ale pod warunkiem, że wcześniej zobaczy wszystkie potrzebne papiery. A to oznacza kontrolę w spółce Elektrim, która dla Solorza nabyła udziały PAK. To żadna radość dla biznesmena, nikt nie chce, by mu grzebać w dokumentach, a Elektrim po długoletnich i skomplikowanych sporach właścicielskich nie chce tego szczególnie. Rząd też obawia się, że kupi kota w worku. Resort skarbu wpadł więc na pomysł, by nad kontrolą w Elektrimie i nad przygotowaniem całej transakcji czuwała ABW. Oczywiście pod wodzą Bondaryka, który jeszcze niedawno doradzał prezesowi tej firmy. Teraz więc Bondaryk sprawdzi, czy w zaprzyjaźnionej i świetnie znanej mu spółce nie dochodziło do nieprawidłowości. Zadba, by jego niedawny pracodawca, z którym jest wciąż w doskonałych relacjach, nie wyprowadził Skarbu Państwa w pole.
Kto stoi za Bondarykiem?
Nikt nie chce się przyznać, kto wpadł na pomysł, by zabrać Bondaryka ze świata biznesu, ale wszystkie ścieżki prowadzą do Grzegorza Schetyny. Wypatrzył go już wcześniej, wśród szeregowych członków PO. I już wcześniej próbował ulokować go na atrakcyjnej posadzie wiceprezydenta stolicy. Wtedy się nie udało, bo fotel obiecano wcześniej komuś innemu, ale tym razem kłopotów nie było. Oczekiwania, jakie przed Bondarykiem postawiono, też nie były szczególne - o służbach miało być po prostu cicho, by jeszcze wyraźniej odróżnić się od poprzedniej władzy - twierdzi gazeta.
Za plecami Bondaryka stał wyjątkowy protektor, prywatnie przyjaciel od lat - Wojciech Brochwicz, który nieraz sterował karierą kolegi. To wpływowy mecenas związany z PO i firmami Krauzego, zaangażowany w tzw. aferę Jaruckiej, która doprowadziła do wycofania się Cimoszewicza z wyborów prezydenckich. Z Bondarykiem zna się z początku lat 90., gdy razem służyli w UOP.
"Banda Czworga"
Bondaryk miał być też członkiem "Bandy Czworga". Dziś trudno ustalić, kto tak nazwał tę grupę, raczej nie był to oficjalny kryptonim powstały w ABW. Ale pełna nazwa mogłaby brzmieć - Banda Czworga do Ochrony przed Kontrolą Państwową. bondaryk
Rozpoczyna się operacja, by ustalić, czy to realne zjawisko i jak państwo może sobie z nim poradzić. Agencja identyfikuje owe cztery postacie. Wszyscy faktycznie wywodzą się ze służb i z takim doświadczeniem są dla właścicieli sieci komórkowych fachowcami najwyższej klasy. Wśród nich Krzysztof Bondaryk, pracownik Solorzowej Ery. ABW uzupełnia układankę dzięki doniesieniom z innych służb - te nadają, że kierownikiem grupy miałby być Brochwicz. To on miałby zbierać tajne telefoniczne dane i wykorzystywać inaczej, niż przewiduje prawo. Nieco wcześniej do ABW i do prokuratury wpływa doniesienie o nielegalnym kopiowaniu tajnych danych w Erze. To dokładnie ta sfera, za którą odpowiada Bondaryk. Kilka miesięcy później, gdy rządzi już nowa władza, a Bondaryk jest szefem ABW, prokuratura umarza sprawę. Autor doniesienia nie chce już mieć nic wspólnego z tą historią.
Moskiewska pożyczka...
Czy szefowi ABW, na dodatek z solidarnościowym rodowodem, wypada zarabiać pieniądze w spółce, która mogła korzystać z moskiewskiej pożyczki dla PZPR? I czy to dobry pomysł, by zarabiać te pieniądze w towarzystwie legendarnego skarbnika lewicy Wiesława Huszczy? Dziennikarze mają wątpliwości. Gdy Bondaryk trafia do rady nadzorczej Bison-Bialu (produkcja przyrządów i uchwytów), głównym udziałowcem tej fabryki jest już Metalexport. A w jego władzach niesamowita konfiguracja: i mecenas Brochwicz, i Wiesław Huszcza. Ten sam Brochwicz, który z ramienia UOP próbował w Moskwie rozwikłać sprawę rosyjskiej pożyczki dla PZPR i ten sam Huszcza, który - jako skarbnik lewicy - ową pożyczkę konsumował. Metalexport należał już wtedy do jednego z najbogatszych Polaków Piotra Buchnera. Według raportu z likwidacji majątku po PZPR, moskiewska pożyczka w części trafiła właśnie do jego fundacji (Buchner zaprzeczał).
... i zemsta za jubilera
Być może obawy o to, że szef ABW załatwia własne porachunki są przesadzone, ale co zrobić, jeśli racje mają białostoccy prokuratorzy? Chodzi o odwołanie znanego prokuratora Słowomira Luksa, którego podwładni przed sześcioma laty wszczęli śledztwo w sprawie przemytu złota i podejrzenia skierowali pod adresem starszego brata Bondaryka. Gdy brat miał trafić do aresztu, Bondaryk stawał na głowie, by go stamtąd wydobyć. Kilka tygodni po tym, jak Krzysztof Bondaryk zajął w rządzie wpływową posadę - Luks stracił pracę. W białostockiej prokuraturze są zaś pewni, że ta dymisja to tylko początek zemsty wpływowego szefa ABW. Do miejscowego wydziału prokuratury krajowej już wkroczyli funkcjonariusze agencji, by skontrolować obieg tajnych dokumentów.
Bondaryk pamiętliwy
Gdy tylko zajął gabinet w ABW (i wyrzucił po poprzedniku meble), zabrał się za personalia. Jedną z pierwszych decyzji kadrowych przetrącił karierę Rafała Krawczyńskiego, wiceszefa archiwów ABW. bondaryk
Wrzód w końcu sam pękł, bo lustracja wicepremiera trafiła do sądu. Sąd w pierwszej instancji nie znalazł niezbitych dowodów na współpracę Tomaszewskiego z SB. Rzecznik interesu publicznego nie zgodził się z tym orzeczeniem. Ale do sądu drugiej instancji sprawa nigdy nie dotarła. Później SLD znowelizowało prawo i w rezultacie procesy osób, które nie pełniły już funkcji publicznych, zostały zamknięte.
Ciche powroty do służb
Za Bondaryka fachowcy z PRL i byli esbecy wracają dziś do gmachu ABW - piszą dziennikarze "Dziennika" i wymieniają: Andrzej Barcikowski, aparatczyk PZPR i doradca Cimoszewicza, za rządów SLD szef ABW - na prośbę Bondaryka doradza w szkole oficerów kontrwywiadu. Zdzisław Skorża, który nabywał umiejętności w Radomiu w latach 80. jako pracownik kontrwywiadu SB - jest zastępcą Bondaryka. Były esbek Janusz Fryłow - wrócił do kierownictwa kontrwywiadu.
Jeszcze szerszym frontem esbecy wracają w ramach tzw. konsultacji (w ten sposób mogą dorobić do emerytury, odświeżyć kontakty i zorientować się, czym agencja akurat się zajmuje).
Bond. Bondaryk
Bondaryk startował nawet do parlamentu z listy Platformy Obywatelskiej, ale bez rezultatu. Maciejowi Płażyńskiemu, który koordynował tworzenie PO na Podlasiu, wydaje się, że Bondaryk zgłosił się już sam. - Tomaszewskiego byśmy nie wzięli, ale Bondaryk nie był tak znany, by się zastanawiać, czy nam zaszkodzi. Start nie był udany. Nie pomogły spoty ani magia nazwiska: "Nazywam się Bond. Bondaryk". Mimo to u boku Platformy trwa do dziś. Wszedł na kilka lat do Rady Krajowej, z protokołów posiedzeń wynika, że zgłaszał poprawki do partyjnego regulaminu, a więc partyjne życie traktował nawet dość poważnie. Dziś formalnej funkcji już nie pełni, co pewnie wygodne jest dla obu stron.
Źródło: Dziennik