To duże zagrożenie dla wolności i swobody mediów w Polsce – tak pomysł wprowadzenia opłaty od reklam skomentował w programie "Tak jest" w TVN24 medioznawca prof. Tadeusz Kowalski. Z kolei zdaniem Bartosza Węglarczyka to jest początek bitwy o wolność słowa. - Słabe wolne media to mało wolności słowa – podkreślił redaktor naczelny portalu Onet.
We wtorek kilkanaście grup medialnych opublikowało list otwarty do władz Rzeczypospolitej i polityków w sprawie nowej daniny medialnej, którą zamierza wprowadzić większość rządząca. OTO TREŚĆ LISTU >>>
Zdaniem prof. Kowalskiego projekt opłaty od reklam ma na celu "ekonomiczne osłabienie mediów". - I to w sytuacji, gdy media również padły ofiarą pandemii. Gazety mają prawie 30-procentowy spadek przychodów z reklam, magazyny - 38 procent, radio - 12 procent, telewizja - 16 procent, outdoor, czyli billboardy - 38 procent i kina prawie 70 procent – wyliczał medioznawca.
Dodał, że wszystkie powyższe firmy mają płacić daninę od reklam. - To jest kuriozum. Zamiast pomagać, tutaj jak widać są chętni do podzielenia się tymi pieniędzmi, które i tak są coraz mniejsze – stwierdził prof. Kowalski.
- Jestem przekonany, że część tych pieniędzy (z opłaty od reklam – red.) przyjdzie do Onetu i przyjdzie też do "Uwagi" TVN albo do "Superwizjera" TVN na kolejne tematy poświęcone na przykład korupcji urzędników państwowych – ironizował Węglarczyk.
Po chwili wyjaśnił jednak, że jego zdaniem "to jest pewne, że te pieniądze pójdą na finansowanie mediów, które są bliskie władzy i nie radzą sobie w warunkach rynkowych".
- Nie mam żadnych wątpliwości, że to jest perfidny pomysł, który polega na tym, żeby przykopać mediom, które i tak już leżą, jeszcze po nich skoczyć parę razy i zabrać im trochę pieniędzy. A potem z tych pieniędzy sfinansować media, które władza lubi. Bardziej perfidnego pomysłu nie mogę sobie wyobrazić – stwierdził Węglarczyk.
Goście programu "Tak jest" byli pytani także, czy list otwarty skierowany do rządu odniesie skutek. - List sam w sobie nie odniesie skutku, ale to jest dopiero początek. Jesteśmy świadkami poważnej bitwy o wolność słowa. Słabe wolne media to jest mało wolności słowa – wskazał Węglarczyk.
Giganci cyfrowi a opłata od reklam
We wtorek premier Mateusz Morawiecki był pytany przez dziennikarzy o planowaną przez rząd opłatę od reklam. Zwrócił uwagę, że obecnie firmy takie jak Apple, Google, Facebook, Amazon płacą niewiele podatków.
- Śladem Francji, śladem Hiszpanii, Włoch, nie chcemy już dłużej czekać i wdrażamy rozwiązania, które mają w znacznym stopniu odpowiedzieć na ten nowy, cyfrowy świat – podkreślił Morawiecki. Dodał, że "to jest sprawiedliwy krok w kierunku wyrównania szans dla krajowych graczy w różnych branżach w porównaniu do wielkich graczy zagranicznych".
Prof. Kowalski zwrócił uwagę, że te globalne firmy w porównaniu z krajowymi będą płaciły niższą opłatę pod względem procentowym. - Po drugie już widzę urzędników skarbowych, którzy są w stanie zweryfikować przychody podatkowe Google'a, widzę tę gotowość Google'a do dzielenia się algorytmami i ujawniania cen transakcyjnych, czyli prawdziwych cen płaconych za reklamy – ironizował.
Po chwili zaznaczył: - To jest po prostu jedna, wielka fikcja. W sprawie podatku cyfrowego potrzebne jest działanie na poziomie Unii Europejskiej. Tutaj działania rządu są pozorowane. Nie chodzi o opodatkowanie gigantów takich jak Facebook czy Google.
Powiedział również, że "wszystko to jest niepoważne, a te argumenty nieprawdziwe".
- Przykład Hiszpanii i Francji jest bardzo fajny, tylko tam ten podatek w walce z Google czy Facebookiem nie jest wymierzony w media krajowe – skomentował Węglarczyk.
Dodał też, że "rządy francuski i hiszpański bardzo wspierają krajowe media". Jego zdaniem opłata od reklam, która ma być wprowadzona w Polsce jest "wymierzony w krajowe media". - Opowieści o tym, że pan Morawiecki zmusi Google'a czy Facebooka do płacenia podatku są po prostu śmieszne. To można wyłącznie na poziomie europejskim zrobić – stwierdził.
- Rząd powinien się interesować tym, gdyby miał szczere intencje, że media w Polsce w wyniku epidemii są bardzo osłabione i dokładanie im dodatkowych podatków jest dobijaniem ich, a nie żadną pomocą – dodał.
Opłata medialna
Zgodnie z projektem Ministerstwa Finansów, do opłacania składki z tytułu reklamy konwencjonalnej będą "obowiązani dostawcy usług medialnych, nadawcy, podmioty prowadzące kino, podmioty umieszczające reklamę na nośniku zewnętrznym reklamy oraz wydawcy". Próg wpływów z reklam dla tej grupy to 1 mln złotych. Dla wydawców prasowych ma on stanowić 15 mln złotych. Konkretne stawki składki mają zależeć od wysokości wpływów – dochodzą nawet do 15 procent.
Od przychodów w wysokości od 1 do 50 mln zł z reklam w radiu, telewizji, kinach i reklamy zewnętrznej trzeba byłoby zapłacić 7,5 proc., a powyżej 50 mln zł – stawka wzrastałaby do 10 proc. W przypadku prasy stawki są niższe: przy przychodach z reklam od 15 do 30 mln zł – 2 proc., a powyżej 30 mln zł – 6 proc.
Dla kilku grup produktów stawki składki za przychód od reklamy są wyższe. Chodzi tu o produkty lecznicze, suplementy diety, wyroby medyczne i napoje z dodatkiem substancji słodzącej, które w projekcie oznaczono jako "towary kwalifikowane".
Przy przychodach od 1 do 50 mln zł z tytułu reklam promujących te produkty w telewizji, radiu, kinach i reklamie zewnętrznej wysokość stawki miałaby wynieść - 10 proc., a powyżej 50 mln zł - 15 proc. W przypadku reklam "towarów kwalifikowanych" w prasie przy przychodach od 15 do 30 mln zł stawka miałaby wynieść 4 proc., a powyżej 30 mln zł - 12 proc.
Z kolei stawka składki od reklamy internetowej ma wynieść 5 proc. Jej zakresem objęci byliby "giganci cyfrowi", których globalne przychody sięgają 750 mln euro. Przychody z tytułu reklamy internetowej w Polsce oszacowano na 5 mln euro.
W projekcie zaproponowano zasilanie wpływami ze składek trzech funduszy: NFZ, do którego ma trafić 50 proc. wpływów ze składek, nowo utworzonego Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów (35 proc.) oraz Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków (15 proc.).
Według szacunków resortu finansów wpływy ze składki od reklam w 2022 roku mogą wynieść blisko 800 mln zł. Ustawa miałaby wejść w życie w lipcu.
Uzasadnienie projektu
"Pandemia SARS CoV-2 dotyka społeczeństwo Polski w wielu sferach życia. Jej konsekwencje zdrowotne, społeczne i gospodarcze odczuwane będą długofalowo. Najbliższe miesiące i lata, będą wymagały wzmożonych działań niwelujących skutki pandemii. W związku z długofalowymi konsekwencjami pojawienia się i rozprzestrzeniania wirusa SARS CoV-2 oraz jego wpływem na zdrowie społeczeństwa ustawodawca widzi konieczność wprowadzania szczególnych rozwiązań, ułatwiających podejmowanie działań minimalizujących jego skutki dla zdrowia publicznego" – napisano w uzasadnieniu projektu.
Dodano, że "niemniej ważnym skutkiem zmagań polskiego społeczeństwa z konsekwencjami pandemii, jest coraz szybszy transfer wielu aktywności społecznych do przestrzeni online".
"Przyniósł on ogromną zmianę w życiu społeczeństwa i wygenerował nowe wyzwania, tj. rozwarstwienie poziomu kompetencji cyfrowych, coraz większe trudności z oceną rzetelności pojawiających się w mediach informacji, a także utratę poczucia wspólnoty i więzi z tradycją oraz ograniczony dostęp do dóbr kultury i pomników wspólnego dziedzictwa. To także bezpośrednie skutki pandemii SARS CoV-2 wymagające szczególnej uwagi, w istotny sposób wpływające na jakość życia oraz rozwój gospodarczy i społeczny w Polsce" – czytamy.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rząd pracuje nad opłatą od reklam. Kto zapłaci?
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24