Trzeba wprowadzić mechanizmy, które zabezpieczą te wybory przed naruszeniami tych podstawowych cech wyborów, które określa konstytucja - mówił w TVN24 prawnik, profesor Andrzej Zoll. Komentował wybory prezydenckie, które miały się odbyć 10 maja.
W piątek wieczorem prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę dotyczącą głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich w 2020 roku. W obecnie obowiązującym stanie prawnym wybory prezydenckie powinny odbyć się w niedzielę, 10 maja, a ewentualna druga tura - 24 maja.
Jednak w środę wieczorem prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz lider Porozumienia Jarosław Gowin we wspólnym komunikacie oświadczyli, że "po 10 maja 2020 roku oraz przewidywanym stwierdzeniu przez Sąd Najwyższy nieważności wyborów, wobec ich nieodbycia, marszałek Sejmu ogłosi nowe wybory prezydenckie w pierwszym możliwym terminie". Przekazano w nim także, że Porozumienie we współpracy z PiS wypracuje nowe regulacje w ustawie o głosowaniu korespondencyjnym.
"Jest dużo osób, które nie mają czystego sumienia"
Prawnik, profesor Andrzej Zoll był w TVN24 pytany, kto poniesie odpowiedzialność za to, że miały być wybory, a ich nie ma. - Jest dużo osób, które nie mają czystego sumienia jeżeli chodzi o przebieg dotychczasowego procesu wyborczego. Wielokrotnie ten proces był łamany jeżeli chodzi o kwestie prawne, konstytucyjne, dlatego że w trakcie trwania procesu wyborczego było zmieniane prawo wyborcze. To jest z punktu widzenia konstytucji niedopuszczalne. Łamanie tego prawa było też prowadzone w bardzo wyjątkowych zupełnie warunkach - powiedział.
- Ustawa, która doprowadziła do przyjęcia korespondencyjnych wyborów, została w Sejmie uchwalona w kilka godzin bez żadnej dyskusji, z zaskoczeniem posłów o treści proponowanej nowelizacji. Nie było żadnego przygotowania - przypomniał profesor. Wyjaśnił, że ustawy nowelizujące kodeksy, nie tylko wyborczy, ale też np. karny, muszą być przyjmowane w określonym trybie, który jest inny niż tryb, w którym przyjmuje się zwykłe ustawy. - To też nie zostało zachowane - stwierdził profesor Zoll.
- Mamy do czynienia z katastrofą legislacyjną - ocenił profesor. Dodał, że dzień wyborów został legalnie określony przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek, jednak wybory te nie zostały wykonane.
Wśród osób, które zdaniem profesora Zolla ponoszą odpowiedzialność za tę sytuację, jest marszałek Sejmu, ale również premier Mateusz Morawiecki, który miał wydać polecenie drukowania kart wyborczych bez podstawy prawnej, wicepremier Jacek Sasin, który nadzorował wybory, a także Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński.
- To nie chodzi tylko o odpowiedzialność polityczną, ale również to są zrealizowane znamiona czynu zabronionego - stwierdził profesor Zoll.
Dwa wyjścia Sądu Najwyższego
Ustosunkował się również do tego, co w tej sytuacji może zrobić Sąd Najwyższy. - Dwaj panowie politycy, podpisali porozumienie praktycznie trzy dni przed wyborami. Ten protokół tego posiedzenia tych dwóch osób oczywiście nie ma żadnego znaczenia prawnego - powiedział profesor. Ocenił też tę decyzję jako "nieodpowiednią", skoro stwierdzili, że Sąd Najwyższy orzeknie nieważność wyborów.
Sąd Najwyższy zdaniem profesora Zolla ma dwa wyjścia. - Albo stwierdzić, że nie odbyły się wybory i w związku z tym trzeba na nowo, w sposób zgodny z konstytucją ogłosić nowy termin wyborów lub określi, że wybory były nieważne. Uważam, że to rozwiązanie byłoby niewłaściwie z tego względu, że nie było wyborów, więc trudno mówić, czy one były ważne, czy nieważne - dodał profesor.
Ocenił, że nawet jeśli wybory miałyby być korespondencyjne, to "trzeba wprowadzić mechanizmy, które zabezpieczą te wybory przed naruszeniami tych podstawowych cech wyborów, które określa konstytucja". - To muszą być wybory powszechne, muszą to być wybory tajne, muszą to być wybory bezpośrednie - doprecyzował profesor Zoll. Dodał, że musi się również pojawić kontrola wyborów.
Źródło: TVN24