Zdziwienie i frustracja Polaków głosujących w Londynie czy w Nowym Jorku. Pierwsza tura wyborów odbyła się w niedzielę. Niektórzy pakiet wyborczy dostali we wtorek. Ale to nie koniec problemów. Współpracy odmówiła też strona Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na której możliwa była rejestracja na drugą turę. Materiał programu "Polska i Świat".
Polacy za granicą zgłaszali problemy związane z głosowaniem w wyborach prezydenckich 2020. Chodzi o oddawanie głosów korespondencyjnie w pierwszej i rejestrację w drugiej turze zaplanowanej na lipiec. "Połączenie nie jest prywatne. Osoby atakujące mogą próbować wykraść Twoje dane informacyjne ze strony ewybory.msz.gov.pl" – taki komunikat zobaczyli w poniedziałek wieczorem wyborcy z zagranicy, którzy chcieli zarejestrować się przed drugą turą wyborów.
Problemy ze stroną internetową MSZ
Nowi wyborcy, czyli tacy, którzy w pierwszej turze nie głosowali, na rejestrację mieli tylko jeden dzień. Strona internetowa nie działała dokładnie godzinę i 42 minuty. Przez to w wyborach nie zagłosuje między innymi pan Krzysztof, Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii. - Pokazało się kółeczko, że cały czas się kręci, łączy. Nic się nie zmieniło po kilkunastu minutach, więc siłą rzeczy rozłączyłem się – opisywał. Okazuje się, że strona była niedostępna na całym świecie. Pan Adam z Paryża chciał zarejestrować się do głosowania w Portugalii. Według niego system wciąż go odrzucał. Problemy z logowaniem za granicą zgłosiło jeszcze więcej osób.
- Jesteśmy w XXI wieku i niestety nie powinno być takich problemów, zwłaszcza, że to był bardzo krótki okres. To był jeden dzień dla ludzi, żeby się zarejestrowali - oceniła Renata, Polka mieszkająca w Wielkiej Brytanii.
MSZ: odpowiedzialność ponosi dostawca usługi
Odpowiedzialne za system e-wybory jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Mówi krótko: "to nie nasza wina". - Za tę awarię odpowiedzialność ponosi dostawca zewnętrzny usługi - jedna z firm telekomunikacyjnych. My sprawiliśmy, żeby jak najszybciej była ponowna dostępność tego systemu - przekazał Piotr Wawrzyk, wiceminister spraw zagranicznych.
Osoby zarejestrowane już przed pierwszą turą, mogą spać spokojnie, bo zagłosują również w drugiej turze.
"Nikt nie odbierał telefonu"
Wiceszef MSZ tłumaczył, że skala problemu z nowymi wyborcami jest niewielka, że mogli wysłać maile lub zadzwonić do swoich konsulatów. I taką drogą swój akces miały zgłosić tysiące osób. Tyle, że nikt nie odpowiadał. - Wiem, że część z moich znajomych próbowała się dodzwonić do MSZ, do działu konsularnego. Niestety tam nikt nie odbierał telefonu. Komuś udało się dodzwonić do Państwowej Komisji Wyborczej, gdzie niestety otrzymali wiadomość, że PKW nie odpowiada za osoby głosujące poza granicami kraju - twierdzi z kolei Magdalena Muszyńska, Polka mieszkająca w Nowym Jorku.
O umożliwienie rejestracji nowym wyborcom apelował kandydat na prezydenta RP Rafał Trzaskowski. - Jasny apel do ministerstwa, żeby przedłużyć o 24 godziny możliwość rejestracji wszystkich tych, którzy chcą głosować i którzy są poza terytorium Polski - powiedział.
"Nie można się już rejestrować"
Pojawiła się jednak przeszkoda prawna. MSZ odpowiedziało, że nie można się już rejestrować. - Zapisy, które wczoraj (w poniedziałek - red.) się zakończyły, ich termin, nie jest decyzją Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ten termin wynika z obowiązującej ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów w tym roku – wskazał wiceminister Piotr Wawrzyk. W pierwszej turze wyborów ważne głosy oddało 311 tysięcy Polaków mieszkających za granicą. W drugiej turze ma ich zagłosować ponad pół miliona. Tylko na Wyspach Brytyjskich do listy chciało dopisać się 50 tysięcy osób.
- Problemy z internetową rejestracją do głosowania za granicą dodatkowo rozsierdziły rodaków w Zjednoczonym Królestwie, już wcześniej sfrustrowanych całym pasmem problemów. Chętnych do głosowania w pierwszej turze było ponad 129 tysięcy. Ważnych głosów mieszkający tu Polacy oddali 109 674 . Różnica to około 20 tysięcy pakietów, to głosy nieważne z różnych formalnych przyczyn: zagubione przez pocztę lub do nadawców czy do adresatów dostarczone zbyt późno – przekazał korespondent "Faktów" TVN w Londynie Marcin Woroch.
Pakiet dotarł we wtorek
- Dzisiaj rano szedłem do pracy na 10.30. Przypominam - jest wtorek 30 czerwca, dwa dni po wyborach. Minąłem się z listonoszem w drzwiach - relacjonował Mariusz Łazarski, Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii. - Czuję się taka oszukana. Oszukana, wściekła, że to zostało zmarnowane, że ten jeden głos, może to nie jest jakiś wielki głos. Ale, że ten jeden głos gdzieś tam się zawieruszył - mówiła Joanna Ymeri, Polka mieszkająca w Wielkiej Brytanii.
Zmarnowanych głosów byłoby więcej, gdyby nie oddolna akcja dowożenia pakietów wyborczych do konsulatu. Wszystko dzięki akcji społecznej. - Udało nam się w ramach akcji "Polonia Express", w kilkanaście osób, wolontariuszy pracujących społecznie, w imieniu ludzi dostarczyć do konsulatów kilkaset takich głosów. Te głosy zostały uratowane. No ale tysiące innych się zmarnowały przez tak krótkie terminy – przekazał Kamil Arendt, Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii.
Jeśli sytuacja powtórzy się w drugiej turze, to zwłaszcza przy niewielkiej przewadze jednego z kandydatów, może być podstawą do zakwestionowania wyniku wyborów.
Źródło: TVN24